Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Fogo Unia Leszno zakończyła tegoroczny sezon na szóstym miejscu po nieudanym dwumeczu ćwierćfinałowym z Betard Spartą Wrocław. Po raz kolejny nie zawiódł Janusz Kołodziej, będący kapitanem, a zarazem liderem z prawdziwego zdarzenia. 39-latek mówi jednak o swoim zdrowiu, a także o dalszych startach na żużlu.

 

Leszczynianie po ćwierćfinałowym dwumeczu z Betard Spartą Wrocław odpadli z dalszej rywalizacji w PGE Ekstralidze. Ponownie ze świetnej strony zaprezentował się Janusz Kołodziej, który zdobył piętnaście punktów w sześciu startach.  – Zepsułem kilka biegów, więc mój występ nie był idealny. Tor był problematyczny pod kątem znalezienia odpowiednich ustawień. Zresztą podkreślali to też wrocławianie. Każda delikatna zmiana oddziaływała mocno na motocykl. Przez to potraciłem punkty. W ostatnim starcie było już po meczu dla Unii. Myślałem, że zewnętrzna mnie wyciągnie, a to był błąd. Dodatkowo jadąc przy bandzie zabrało mi nogę, za późno się złożyłem i nie mogłem dogonić Dana. Wyścig mógł się jednak podobać – powiedział nam po zawodach.

Wszystkie trzy spotkania rewanżowe odbywały się o jednej porze. Kibiców najbardziej grzała kwestia lucky losera, o którego walczyli leszczynianie, gorzowianie oraz torunianie. Sytuacja nie była łatwa dla Fogo Unii, z czego sprawę zdawał sobie kapitan drużyny. – Zerkałem na wyniki pozostałych spotkań, ale one nie układały się zbyt pozytywnie. Każdy na boku pewnie zerknął, jak miał chwilkę. Wiadomo, że czasu było mało, ale raz po raz można zerknąć – przekazał.

Popularny „Koldi” zdradził także, że z jego zdrowiem nie jest najlepiej. Doświadczony zawodnik przeszedł na swojej skórze sporo kontuzji, a obecnie najbardziej narzeka na ból barku. – Jeśli chodzi o żebra, to jest okay. Nęka mnie jednak bark. Mam z nim problem. Co jakiś czas się odzywa, a zaczęło się w zeszłym sezonie w Grudziądzu, kiedy zanotowałem upadek podczas IMP. Od tego momentu budzę się i czuję ogromny ból, a z kolei budzę się następnego dnia i jest w porządku. Podczas jazdy na szczęście nie ma tragedii. Zimą skupię się na naprawieniu zdrowia. Mam kilka rzeczy, które muszę naprawić, jeśli chcę jeszcze kilka lat pojeździć na żużlu. Jeśli okaże się, że moje zdrowie jest w słabym stanie, to… nie wiem, co będzie – mówił tajemniczo.

4-krotny indywidualny mistrz Polski mówi również o bólu kolana, z którym również będzie musiał zrobić „porządek”. – Nie wiem, czy będzie to rehabilitacja czy operacja. Niektóre części ciała miałem operowane. Na przykład miałem kolano operowane. Nie ma tragedii, ale nie jest idealnie. Aktualnie sypie mi się drugie kolano, które już odczuwam, bo to prawa noga, która znajduje się na haku. W łuku się wykręca i nieraz mam duże bóle – kontynuował.

Januszowi zostało już tylko kilka imprez. Polak wciąż ma szanse na sukces w cyklu SEC, gdzie będzie jeszcze rywalizował w Bydgoszczy oraz w Pardubicach. Czy w takim razie myśli już o planach na zimę? – Nie mam planów na zimę. Wolę pracować, niż się obijać. Dużo mi daje praca nad sobą. Problemy zawsze są i będą. Staram się bez psychologów pracować nad swoim umysłem. Trochę mnie to kręci. To nie jest łatwe, bo głowa na żużlu dużo dostaje. Mamy stres, ciśnienie. To się odbija na psychice i na wielu rzeczach. Zima jest dla mnie ważna pod tym względem. Odpoczynek jest ważny, ale jak jadę na wakacje, to nie lubię leżeć. Na przykład jak mam jechać do Hiszpanii, to tylko żeby te wakacje połączyć z motocrossem – zakończył z uśmiechem.

SZYMON MAKOWSKI, POBANDZIE

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Jan Kvech: Martin i Jason mają paru kibiców więcej. Chciałbym finału ROW-Falubaz (WYWIAD)

Żużel. Nietypowy „defekt” Smektały. To dlatego przywiózł bezbarwne zero

POLECAMY:

Żużel. Ma najgorszą średnią od trzech lat! Kibice pytają gdzie ten rozwój?