„Bartosz Zmarzlik. Ścigając marzenia” to nowy miniserial, który zagościł na platformie player.pl. Udział w projekcie brał dziennikarz stacji Eurosport i Eleven Sports – Marcin Kuźbicki, który opowiedział nam o kulisach powstawania dokumentu, ciekawostkach z życia trzykrotnego indywidualnego mistrza świata, zaskakujących faktach oraz wielu innych, nie mniej interesujących tematach.
Marcin, na początek pytanie rozgrzewkowe, a mianowicie gdzie zrodził się pomysł stworzenia serialu o trzykrotnym indywidualnym mistrzu świata? Czy to był Twój autorski pomysł, a może ktoś Ci tę myśl podsunął?
Prawdę mówiąc, to w ogóle nie był mój pomysł. Inicjatorem był Paweł Kuwik z Eurosportu, który spytał, czy byłbym zainteresowany udziałem w takim projekcie. Pod kątem produkcji serial zrealizowała firma Bongo Media Production, która wcześniej stworzyła m.in. dokument o Dawidzie Kubackim. Teraz podjęli się stworzenia serialu o Bartku, a ja im w tym pomagałem.
Rozumiem, czyli to nie Ty byłeś odpowiedzialny za telefony do Bartosza, namawianie jego rodziny na udział, zaangażowanie jego kolegów z toru?
Oj, telefonów to ja wykonałem sporo (śmiech). W toku mojej pracy przy żużlu udało się zdobyć trochę kontaktów i w tej sytuacji bardzo się przydały. Główny bohater to jedno, ale zależało nam też na tym, aby zebrać jak najwięcej opinii o Bartku, zarówno od jego kolegów z toru, jak również celebrytów. Mnie przypadło załatwianie wypowiedzi żużlowców. W tej kwestii bardzo pomogli mi ludzie z mediów klubowych GKM-u Grudziądz, Włókniarza Częstochowy, Sparty Wrocław, Stali Gorzów, no i oczywiście Motoru Lublin, za co serdecznie dziękuję.
W ostatnim czasie bardzo popularne stało się tworzenie materiałów wideo, podcastów. Powoli zastępują one klasyczne wywiady w gazetach czy też na portalach. Jak sądzisz, ludziom po prostu nie chce się już czytać (śmiech)?
Coś w tym jest, że ludzie coraz częściej wolą oglądać, niż czytać. Nie tylko dokumenty sportowe są na to dowodem, ale generalnie rosnąca popularność TikToka czy Youtube’a. Coraz więcej podmiotów się pod ten trend podpina. W segmencie sportowym największy przełom nastąpił moim zdaniem po wypuszczeniu „Drive to Survive” o Formule 1. Netflix udowodnił, że można pokazać tę dyscyplinę sportu od trochę innej, ale nie mniej ciekawej strony. Serial odbił się to mega szerokim echem, a zainteresowanie ludzi, którzy wcześniej kompletnie nie „czuli” tego sportu, zdecydowanie wzrosło. Jeśli chodzi o nasze, polskie środowisko, w pierwszej kolejności pojawił się serial Canal + i w ślad za nim, jak widać, idą kolejne.
Mała dygresja z mojej strony, a propos właśnie Formuły 1. Nie ukrywam, że wyjazd na wyścig to jedno z moich marzeń. Kojarzę, że w ubiegłym roku byłeś na Hungaroringu. Opowiedz o wrażeniach…
Wiesz co, fajnie było i na pewno nie żałuję, ale po wszystkim pomyślałem sobie, że jednak Grand Prix na żużlu jest lepsze. Gdy siadasz sobie na trybunie stadionu żużlowego, to widzisz absolutnie wszystko, co dzieje się na torze. Na Formule 1 wybór miejsca ma kluczowe znaczenie. Ja na szczęście miałem takie z widokiem na telebim i kilka zakrętów, ale to wciąż tylko mały fragment toru – a w innych miejscach, z tego, co widziałem, było gorzej. Kilka sekund akcji co okrążenie i tyle. Oczywiście samo przeżycie jest super, cała ta otoczka i sto tysięcy ludzi na trybunach robią wrażenie, ale mimo wszystko, gdy po latach na żużlu wybierzesz się na F1, to z perspektywy trybun wcale nie ma jakiegoś gigantycznego przeskoku jakościowego.
Dzięki. Wróćmy do głównego tematu. Jak dużo czasu zajęło Wam zebranie całego materiału, posortowanie go i opublikowanie? Ile minęło od pierwszego telefonu do wypuszczenia serialu na platformie player.pl?
Generalnie, o czym przekonałem się na własnej skórze, tworzenie takiego materiału to szokująco skomplikowane i czasochłonne przedsięwzięcie. Od teraz będę patrzył na tego typu produkcje zdecydowanie łaskawszym okiem, serio. Roboty jest od groma, a problemów po drodze jeszcze więcej. Sam pomysł pojawił się pod koniec ubiegłego roku, pierwotnie mieliśmy zacząć od zdjęć u Zmarzlików w Kinicach, ale Bartek był wtedy na etapie wykańczania warsztatu, więc trzeba było zmienić plany już wtedy. W pierwszej kolejności udaliśmy się na obóz szkoleniowy Motoru Lublin do hiszpańskiego Calpe. Tam spędziliśmy kilka dni i dopiero później wybraliśmy się do Kinic. W międzyczasie organizowaliśmy nagrania pozostałych osób, potem doszedł jeszcze kilkukrotnie przekładany wyjazd na trening do Lublina – wiadomo, jakie mieli tam przeboje z pogodą. Na koniec doszedł montaż, przy którym, na szczęście, byłem tylko konsultantem, bo siedząc przed monitorem z takim ogromem nagranego materiału do obrobienia chyba bym zwariował (śmiech). Oczywiście, mnóstwo rzeczy musieliśmy wyciąć, bo ograniczały nas ramy czasowe. A do wszystkiego, co nagraliśmy sami, trzeba było też dopasować nagrania otrzymane z klubów i wszystkie materiały archiwalne, które przekazała nam rodzina Zmarzlików.
A czy Bartosz Zmarzlik oraz jego rodzina chętnie od razu przystali na ten pomysł? Czy może trzeba było ich trochę „namawiać”?
Pod tym względem nie było problemu. Gdy wytłumaczyliśmy im, o co nam chodzi i jak chcemy to zrobić, chętnie się zgodzili i byli bardzo otwarci. Zresztą, nie tylko familia Zmarzlików. Bardzo pomógł także Motor Lublin, umożliwiając nam udział w obozie przygotowawczym. No i pozostałe kluby, o których wspomniałem.
Co Cię zatem najbardziej zaskoczyło w trakcie tworzenia przedsięwzięcia? Sam Bartek Zmarzlik, a może coś innego?
Podczas obozu w Calpe byłem zszokowany tym, jak dobrym kolarzem jest Bartek. Wiedziałem, że sporo trenuje, ale gdy zobaczyłem na żywo, jaką ten człowiek ma wydolność i z jaką prędkością porusza się na rowerze, to nie mogłem wyjść z podziwu. Przy okazji, ciekawostka. Zapytałem Bartka, ile najszybciej jechał na rowerze. Odpowiedział, że 95 km/h, bo chciał nawiązać do swojego numeru (śmiech). Dodał jednak, że nie poleca takiej jazdy i woli robić to na motocyklu. Ale jeżdżąc za nim po tych hiszpańskich serpentynach wielokrotnie mieliśmy problem, aby dogonić go samochodem z kamerą.
Robię duże oczy (śmiech). Ale ich tam było kilku, cała drużyna. Reszta za nim nadążała?
Próbowali, niektórym nawet się udawało. Ale najbardziej zaimponowało mi co innego. Jednego dnia namówiliśmy Bartka na przejażdżkę solo, stricte pod kątem nagrań. Reszta drużyny miała wtedy wolne, ale Bartek zgodził się, jak sam stwierdził, na „pół godzinki po płaskim”. Gdy już wsiadł na rower, to… nagle zmienił zdanie i postanowił zdobyć najwyższy szczyt w okolicy. Nie musiał, nikt mu nie kazał, nikt go nie prosił, a on uznał, że zaliczy trasę, która w niektórych miejscach miała ponad 20 stopni nachylenia. Nasz samochód zdychał, rower odmawiał mu posłuszeństwa, a ten parł pod górę, po czym na szczycie stwierdził, że musi tu nazajutrz zabrać prezesa. No dzik.
Jeszcze w temacie zaskoczeń – jednego dnia do Bartka i reszty ekipy Motoru dołączył Maciej Janowski, który akurat był na wakacjach w okolicy. Pojechali sobie na wspólny obiad i rozmawiali z Bartkiem przez cały czas. To tak w temacie rzekomej niechęci obu panów.
A mówiło się sporo w mediach, że ta dwójka za sobą nie przepada, że Maciej Janowski w pewnym sensie „choruje” na Bartosza Zmarzlika…
No właśnie. A w rzeczywistości Maciek dobrowolnie spędzał z Bartkiem swój wolny czas.
Kinice… miejscowość rodzinna Bartosza Zmarzlika. To właśnie tam mieści się siedziba całej organizacji. Czy tam zobaczyłeś coś wyjątkowego?
Wizyta w Kinicach była naprawdę przemiła. Tam zdałem sobie sprawę, że cała ta narracja o Bartku jako mega rodzinnym facecie, przywiązanym do miejsca, w którym się wychował, jest totalnie prawdziwa. Cała rodzina mieszka w sąsiedztwie ich firmy, na terenie której Bartek ma też swój warsztat, i spędzają mnóstwo czasu razem. Sam opowiada w serialu, że nawet w trakcie przerwy zimowej cały team siedzi w tym warsztacie od 8 do 16.
No właśnie… i to jest kolejny wątek, który chciałbym poruszyć. Czy rzeczywiście jest tak, że rodzina Zmarzlik oraz osoby, które spędzają z nimi tyle czasu to tak naprawdę dobrze zarządzana od A do Z firma/przedsiębiorstwo?
Dokładnie tak to wygląda. Wszystko mają dopracowane w najmniejszych szczegółach. W serialu widać zresztą wyraźnie, jak warsztat Bartka jest wyposażony. Tam znajduje się wszystko, co potrzeba. A w tym wszystkim jeszcze mały Antek, cichy bohater tego serialu (śmiech). On się wszystkim interesuje, biega za nami, próbuje coś naprawiać, bawi się kluczami. Normalne dzieci w jego wieku mają czterokołowe rowerki, a on ma czterokołowy motorek (śmiech). Sądząc z opowieści, Antek jest dokładnie taki sam, jak jego tata w dzieciństwie.
Doszliśmy do wniosku, że rodzina Zmarzlik to firma… Kto w takim układzie jest mózgiem całej operacji? Bartek ściga się na motocyklu, jego brat pełni funkcję menedżera. Kto zatem jest szefem? W mediach mówi się, że pieczę nad wszystkim sprawuje mama…
Mama Dorota na pewno odpowiada za finanse i kontroluje kwestie ekonomiczne. Paweł, jak wspomniałeś pełni rolę menedżera oraz członka teamu. Gdybym jednak miał wskazać jakiegoś szefa, no to jest nim Bartek, bo wszystko kręci się wokół niego.
Producenci prosili mnie, abyśmy skupili się też na kwestiach pozażużlowych. Problem w tym, że one… nie za bardzo istnieją, bo całe jego życie kręci się wokół motocykli (śmiech). Jak nie żużel, to cross, enduro czy quad. Jak sam mówił, najbardziej podobało mu się na ścigaczu. W mediach można wyczytać, że lubi łowić ryby. No może i lubi, ale tylko wtedy, gdy akurat nie ma na czym się przejechać.
Kilka lat temu wspólnie z kolegami z redakcji wybraliśmy się do Kinic, aby zobaczyć jak wygląda miejscowość, jak żyją ludzie i jak postrzegają Bartosza Zmarzlika. Odnieśliśmy wówczas wrażenie po rozmowach z mieszkańcami, że dla nich Bartek, poza tym, że jest wielkim sportowcem, to przede wszystkim jest miłym, grzecznym, skromnym gościem, który pierwszy powie „dzień dobry” w sklepie w kolejce po bułki…
My akurat sondy wśród mieszkańców nie robiliśmy, ale faktycznie Bartek prywatnie jest przemiły. Wcześniej znałem go tylko z zawodów, gdy jest maksymalnie skupiony. Po wizycie w jego rodzinnej miejscowości mam nieco inny obraz. Nawet jego fizjoterapeuta zwrócił uwagę, że Bartek prywatnie to straszna gaduła (śmiech). Faktycznie, w domowym środowisku kompletnie nie trzeba było ciągnąć go za język. Sam opowiadał przeróżne historie, niezależnie, czy akurat miał podpięty mikrofon, czy nie.
Kariera Bartosza Zmarzlika to w zdecydowanej większości są sukcesy i przyjemne chwile okraszone nagrodami, tytułami… Ale tej kariery mogło wcale nie być. Wypadek jego brata o mały włos nie sprawił, że nie oglądalibyśmy dzisiaj Bartka jako trzykrotnego mistrza świata. Czy ten temat wywołał w rodzinie duże emocje?
Trochę tak, zwłaszcza u mamy. Widać to w serialu – gdy o tym opowiadała, głos jej się delikatnie łamał. Bartek z kolei wyznał, że nie lubi wracać do jakichkolwiek negatywnych wspomnień. O dziwo, najchętniej o wypadku Pawła opowiadał… sam Paweł.
Bartosz w serialu wspomina, że nadal jest nienasycony i w każdym sezonie znajduje sobie nowy cel, jakiś element do poprawy. Przeciętnemu kibicowi wydawać by się mogło, że nie da się tego zrobić jeszcze lepiej… Czy takie podejście cechuje tylko mistrzów świata?
Na pewno nie każdy ma takie podejście, ale to cechuje bardzo dobrych sportowców. Bartek ma parcie na wygrywanie wszystkiego i wszędzie.
Twoim zdaniem, kto i czy w ogóle ktokolwiek w obecnym sezonie jest w stanie zagrozić Bartkowi w walce o kolejny tytuł? Rozmawiamy po rozegraniu 2 rund cyklu Grand Prix. Zmarzlik jest liderem, ale nie jedynym bo wtóruje mu Fredrik Lindgren. Tylko czy Szwed to taki typ zawodnika, który jest w stanie utrzymać wysoką formę przez cały sezon?
Wiesz co, szczerze życzę Lindgrenowi, aby ją utrzymał. Zdecydowanie lepiej ogląda się zażartą walkę o tytuł do ostatniego wyścigu, niż koncert jednego artysty. Fredrik posiada kosmiczne umiejętności jeździeckie, a w tym roku ma też bardzo szybki sprzęt. Dodatkowo wygląda na to, że dobrze zrobiła mu zmiana otoczenia. Obecnie ściga się ze Bartkiem w jednej drużynie, co ma swoje plusy, bo zawsze może go podpatrzeć i wyciągnąć wnioski. Sam Lindgren powiedział w serialu, że Zmarzlik jest „jednym z niewielu żużlowców lepszych od niego technicznie”. No to w tym sezonie ma okazję do nauki.
Drugim godnym rywalem w toku całego sezonu może być Jason Doyle, który póki co trochę pechowo kolekcjonuje wykluczenia w decydujących biegach. Ale ma świetną formę, moc w motocyklach i – trochę jak Bartek – bardzo, bardzo duże parcie na wygrywanie, podparte ogromnymi umiejętnościami.
Docelowo, w perspektywie kilku lat, godnym konkurentem Zmarzlika powinien być Dan Bewley, aczkolwiek na ten moment chyba jeszcze zbyt wcześnie na to, by Brytyjczyk liczył się w walce o tytuł.
Czyli zawodnicy zagraniczni… Mamy kilku naprawdę bardzo dobrych Polaków (Maciej Janowski, Dominik Kubera, Janusz Kołodziej, Piotr Pawlicki czy Patryk Dudek). Czego tej grupie brakuje, aby dorównać Zmarzlikowi?
Moim zdaniem największą siłą Zmarzlika w porównaniu do wyżej wymienionych jest umiejętność wyciskania z motocykla więcej, niż ktokolwiek inny. Bartek nie musi być idealnie dopasowany, by wygrywać wyścigi. Często potrafi jechać lepiej niż pozwala mu na to sprzęt. Dlatego też jest taki regularny. Gdy inni żużlowcy mają słabszy dzień – robią po 5 punktów. Gdy Bartek ma słabszy – robi 12. To jest właśnie jego przewaga nad pozostałymi. Jest kompletny, powtarzalny bez względu na warunki torowe, sprzętowe czy jakiekolwiek inne.
Wiesz co mi to przypomina? Ja bym tę zależność odniósł do skoków narciarskich i Kamila Stocha przed kilkoma laty, teraz się to zatarło… Ale dawniej był jeden doskonały Kamil Stoch i kilku bardzo dobrych skoczków goniących za nim, choćby Piotr Żyła, Dawid Kubacki czy Maciej Kot. Nie uważasz, że w polskim żużlu obecnie jest podobnie?
W sumie racja, chociaż, jak sam wspomniałeś, w skokach zdążyło się to zmienić. Nie jest to zresztą jedyne podobieństwo między Zmarzlikiem i Stochem – obaj są naturalnymi następcami swoich wielkich protoplastów, Tomasza Golloba i Adama Małysza, którzy wyprowadzili swoje dyscypliny z głębokiej ciemnicy. Potem obaj doczekali się następców, którzy de facto przegonili ich pod względem osiągnięć, ale nigdy nie wywołają takiej narodowej „szajby” jak pionierzy. Można więc dopatrywać się między tą dwójką pewnych analogii.
Wracając do żużla… W miniserialu pojawia się postać Tony’ego Rickardssona, który przyznaje, że chciałbym dożyć momentu, w którym ktoś pobija jego rekord 6 tytułów indywidualnego mistrza świata. Czy Bartosz Zmarzlik to zrobi?
Myślę, że tak. Nie widzę przeciwwskazań, żeby w ciągu najbliższej dekady miał na koncie 8/9 złotych medali. Ma wszystkie papiery na „GOAT-a” tej dyscypliny. Jedyne, co może go powstrzymać, to kontuzje, ale te na szczęście Bartka omijają i nie jest to wyłącznie zasługa szczęścia. Zmarzlik doskonale przewiduje sytuacje torowe i nawet, gdy już musi upaść, to robi to w taki sposób, aby nie stała mu się krzywda. Przykład mieliśmy ostatnio podczas Grand Prix na Stadionie Narodowym w Warszawie.
Przy okazji jeszcze jedna ciekawostka, która nie załapała się do serialu – zgadnij, który swój wyścig Bartek uważa za najlepszy w życiu.
Hmm… Gdybyś nie wspomniał, że „nie załapło się do serialu” to powiedziałbym, że Praga i wyprzedzenie Taia Woffindena z tyłkiem opartym na tylnim błotniku, ale to akurat w serialu było…
Gorzów 2020 i walka z Piotrem Pawlickim. Gdy Piter na pierwszym łuku trzeciego okrążenia „dziabnął” go tylnym kołem, Bartek tak się nabuzował, że postanowił wygrać za wszelką cenę. No i wygrał.
Rzeczywiście, to był ogień… Cóż Marcin, dziękuję Ci za rozmowę oraz za pełen ciekawostek i historii serial o trzykrotnym indywidualnym mistrzu świata.
Dziękuję również!
Rozmawiał SEBASTIAN SIREK
Serial „Bartosz Zmarzlik. Ścigając marzenia” możecie obejrzeć w Player.pl. Dostępny jest on pod TYM LINKIEM.
CZYTAJ TAKŻE:
Żużel. Co za kibic! Czekał na karnet Falubazu… całą noc!
Żużel. Wyróżnienie dla uczestnika cyklu SGP! Został nominowany do prestiżowej nagrody!
Żużel. Postrach Apatora z nowym klubem! Wystartuje w Krakowie!
Żużel. Więcej jazdy dla młodzieżowców. Przełomowa reforma!
Żużel. Rodzinka Janowskich w Dubaju, Hansen na strzelnicy i Tungate z Mikołajem
Żużel. Wielki talent uchronił się przed katastrofą! Był o krok od Stali!