Darcy Ward, którego kariera została przerwana w najgorszy sposób, przez wielu uznawany był za przyszłego wielokrotnego mistrza świata na żużlu. Pewnie stałoby się to faktem, ale nigdy już się o tym nie przekonamy. Duże grono kibiców pamięta pojedyncze epizody z czasów, gdy Australijczyk ścigał się na motocyklu, takie jak spektakularny występ w Derbach Ziemi Lubuskiej, na które spóźniony dotarł awionetką. Mało kto zna jego całą historię, od mieszkania w przyczepie kempingowej, aż po sam, bardzo smutny koniec. Marcin Musiał, prezenter telewizyjny stacji Eleven Sports, wybrał się do dalekiej Australii, aby osobiście spotkać się z wybitnym sportowcem celem udokumentowania jego losów w szczerej rozmowie twarzą w twarz. Zapraszamy do przeczytania wywiadu, w którym Marcin Musiał opowiedział o kulisach całego przedsięwzięcia pod tytułem „Darcy Ward – upadek, który zmienił historię żużla”.
Czy wyjazd do Australii i organizacja całego przedsięwzięcia to był Twój autorski pomysł? Jeżeli tak, co pchnęło Cię do decyzji aby udać się aż na drugi kraniec świata?
Pomysł rzeczywiście jest mój, ale ja bym całą tę historię podzielił na dwie części. Sama idea zrodziła się z przypadku, natomiast motywacja już przypadkowa nie była. Zacznijmy od początku.
Z racji faktu, że pracuję przy żużlu, latem mam niewiele czasu na urlop. Urlop planowałem na zimę, ale szukałem miejsca, gdzie będzie ciepło. Trafiło na Australię. Powiedziałem swojej dziewczynie, że obowiązkowo musimy „zaliczyć” tam jakiś żużel. Tak się złożyło, że odbyły się wówczas dwie rundy w Brisbane, którego normalnie bym nie odwiedził – nie jest to jakiś turystyczny kurort. Zaplanowano tam Testimonial Darcy’ego oraz ostatnią rundę Indywidualnych Mistrzostw Australii.
Postanowiłeś się z nim skontaktować i umówić już dużo wcześniej, gdy wiedziałeś, że będziesz na miejscu?
Tak, właściwie skontaktowałem się z nim i powiedziałem, że po prostu będę na miejscu. Zadałem pytanie, czy przy okazji moglibyśmy nagrać jakiś wywiad. Darcy poprosił, abyśmy wspomnieli w polskich mediach o jego turnieju. Zależało mu na promocji tego wydarzenia. Przeprowadziliśmy w sumie dwa wywiady. Pierwszy jeszcze przed wyjazdem odnośnie samych zawodów, tego, czym zajmuje się obecnie, a drugi już pod kątem materiału, który niedawno trafił na Youtube.
I tak bez wahania Darcy zgodził się na szczerą rozmowę na trudne tematy?
Zgodził się, powiedział mi, że znajdzie na to czas pomimo obowiązków pełnionych na miejscu.
Wróćmy więc do motywacji, wspomniałeś, że nie była ona przypadkowa…
Dokładnie. Motywacja wzięła się stąd, że ja osobiście Darcy’ego pamiętam, ale nie pamiętałem go tak dobrze, nie znałem całej historii, zwłaszcza początków jego startów, pierwszych zawodów w Europie. Chciałem tę historię odświeżyć. Niektórzy moi znajomi uważali, że odświeżanie historii Warda nie ma sensu, ponieważ ona wydarzyła się niedawno i „wszyscy ją znają”. Nie zgodziłem się z tą opinią. Większość osób pamięta „strzępki” historii, kim był, wypadek oraz pojedyncze występy w Toruniu czy później w Zielonej Górze. Nie wszyscy pamiętają jego całą historię i nikt jej wcześniej nie opowiedział. Postanowiłem to zrobić – odświeżyć ją z komentarzem samego Darcy’ego, to jest jak on sam wspomina te czasy.
Wiedziałem, że jest duże grono ludzi, kibiców, którzy kompletnie nie znali losów Australijczyka. Stąd druga motywacja, aby kompleksowo przybliżyć ją tym kibicom, którzy żużel śledzą dopiero od kilku lat. Z komentarzy pod materiałem wynika, że trafiło to w „dziesiątkę”.
Wspomniałeś, że sam do końca nie znałeś historii Darcy’ego Warda. Domyślam się więc, że przed wylotem na wakacje do Australii musiałeś solidnie się przygotować?
Tak, szukałem informacji o całej jego karierze, tydzień po tygodniu, mecz po meczu, przestudiowałem jego dokonania ze wszystkich artykułów z tamtego okresu oraz nagrań jakie tylko mogłem znaleźć w Internecie. Jak wspomniałem, pamiętałem doskonale 20 punktów zdobytych w derbach lubuskich, pamiętałem otarcie się o komplet podczas półfinału w Częstochowie w 2013 roku. Nie pamiętałem natomiast tego, co było wcześniej, choćby jego debiutu na torze w Bydgoszczy czy występów w indywidualnych mistrzostwach świata juniorów.

Podsumowując niejako.. .Materiał nakręciłeś samodzielnie, bez pomocy redakcji, będąc na wakacjach z dziewczyną.
Dokładnie, cieszę się bardzo, że to się udało nagrać, w pełnym słońcu przy silnym wietrze, kiedy Darcy tak naprawdę miał dużo swoich obowiązków i nie musiał poświęcać mi tyle czasu, bo sama rozmowa trwała 45 minut. Rozmawialiśmy o wszystkim, byłem zaskoczony jego szczerością, od pierwszego motocykla czy mieszkania w przyczepie kempingowej aż do tego ile dochodził do siebie po upadku. Po nagraniu i obejrzeniu tego materiału jeszcze przed publikacją miałem odczucie, że on niczego nie ukrywał, otworzył się w pełni. Ta historia wykracza poza żużel. Otrzymałem sporo komentarzy od znajomych, którzy oglądali materiał z ludźmi niezainteresowanymi żużlem, że ta opowieść ich „wciągnęła”. Nie trzeba siedzieć w tym sporcie, aby zrozumieć dramat chłopaka, który w wieku 23 lat został pozbawiony marzeń związanych z jego karierą.
Tym bardziej należy Ci oddać, że bez sprzętu, bez zaplecza logistycznego jakie znamy z telewizji udało Ci się nakręcić tak profesjonalny materiał opowiadający kompleksowo o losach wybitnego sportowca.
Ogromy wkład w całe to przedsięwzięcie miała moja dziewczyna. Bez niej ten materiał by nie powstał. To nie jest produkcja telewizyjna przy udziale kilku osób, w tym dźwiękowca, oświetleniowca i dwóch operatorów. A my mieliśmy ze sobą dwa statywy, trzy telefony komórkowe oraz dwa mikrofony. Zdradzę, że dziewczyna nie miała lekko. Wiatr na tym stadionie wiał tak mocno, że wielokrotnie musiała podtrzymywać te statywy, aby się nie przewróciły (śmiech). Dla mnie to duża satysfakcja, że udało nam się wybrać na koniec świata i ogarnąć cały materiał, nad którym w realiach telewizyjnych pracowałoby pół redakcji.
Jak zostałeś przyjęty przez Darcy’ego Warda oraz jego rodzinę? Czy był on zaskoczony tym, że dziennikarz z Polski przyjeżdża do niego na drugi koniec świata przeprowadzić wywiad?
Był bardzo zaskoczony. Co prawda nie udało nam się spotkać w jego domu, ale miałem okazję spotkać również jego żonę, która pomagała przy organizacji zawodów na stadionie, była bardzo zaangażowana. Lizzie była w szoku, powitała nas bardzo ciepło i życzliwie. Na głównego bohatera musieliśmy trochę poczekać, ponieważ miał on mnóstwo zadań do wykonania na miejscu. To też było budujące, ponieważ mieliśmy okazję zobaczyć, że Darcy Ward poruszający się na wózku inwalidzkim był wszędzie, doglądał i kontrolował przebieg przygotowań.
A jaka była jego reakcja w momencie, gdy już usiedliście do szczerej rozmowy?
Muszę przyznać, że był nieco wzruszony faktem, że ktoś z daleka pamięta jego historię. Zaskoczył mnie nieco swoją skromnością ponieważ miałem zdanie, że raczej do skromnych osób nie należał. Ale to życie związane z czynnym uprawianiem sportu, ze sławą już minęło i to widać po nim. W jego głowie nie ma już Darcy’ego Warda – zawodnika, do którego przyjeżdżają dziennikarze i biegają za nim z mikrofonami. Być może właśnie to pozwoliło mu się tak otworzyć. Fakt, że nie rozmawiał o swojej historii przez lata stworzył fundament pod to, aby materiał wyszedł naturalnie.
Z Twojej opowieści wnioskuję, że nie musiałeś zatem specjalnie namawiać go na ten projekt, na to by opowiedział swoją historię…
Zgadza się, umówiliśmy się, że będę na mistrzostwach i dzień po nich nagramy materiał, aby on sam mógł skupić się tylko na tym, a nie na swoich obowiązkach. Myślę jednak, że Darcy nie spodziewał się takiej rozmowy. Przez ostatnie lata przyzwyczajony był do lokalnych mediów, podcastów w radiu, które trwały kilka minut. Wyobrażał sobie chyba, że w tym przypadku będzie podobnie, że zadam mu trzy pytania i na tym koniec.
Być może sam o tym nie wiedział, ale w głębi siebie potrzebował „wygadać się”. Dotarło do niego, że być może warto, aby szersza publika poznała jego historię taką jaka była od początku do końca…
Tego nie wiem. Wiem natomiast, że widać po nim było to wzruszenie i otwartość. Już po publikacji materiału na Youtube odezwał się do mnie i przyznał, że nie spodziewał się tego, że całość zostanie wzbogacona o zdjęcia, urywki z zawodów, wypowiedzi osób, które wówczas go otaczały.
Kilka lat temu rozmawiałem z żoną Australijczyka, Lizzie Ward. Ona wówczas wspomniała, że Darcy po wypadku potrzebował sporo czasu na to by ponownie „zaakceptować” żużel, już w innej roli. Trudno się temu dziwić, ale czy on sam również się do tego przyznał?
Nie miałem z nim nigdy kontaktu przez te pierwsze lata po wypadku aż do teraz. Przyznał jednak, że dojście do siebie po wypadku zajęło mu trzy lata. Na pewno niezwykle trudno było mu pogodzić się z losem, który w wieku 23 lat zabrał mu jego dotychczasowe życie. Poza tym, co chyba najważniejsze… On miał świadomość swojego talentu, miał świadomość, że był kreowany na wielokrotnego mistrza świata. To drugi aspekt, z którym musiał się pogodzić, że tego nigdy nie osiągnie. Przyznam ci jednak rację, że dziś rozmawiając z nim nie widać po nim urazu do żużla, choćby dlatego, że szkoli australijską młodzież, co też jest swego rodzaju paradoksem. Ja nie wiem jak to odbierają rodzice tych chłopaków, że szkoli ich były zawodnik jeżdżący obecnie na wózku inwalidzkim i namawia ich dzieci do tego, by spróbowały swoich sił. Darcy ma to jednak świetnie poukładane. Wciąż pamięta, że sam jeździł codziennie i tego samego uczy młodych. Aby stać się najlepszym, musisz trenować jak najczęściej.
W Australii, mam wrażenie, że dużo trudniej jest pełnić funkcję promotora, nauczyciela choćby z uwagi na odległości miedzy stadionami, brakiem finansowania. Zgodzisz się z tym?
Zgoda. Ten tor, na którym Darcy Ward organizuje zawody, nie należy do niego, on go wynajmuje na żużel, bo zazwyczaj startuje tam motocross. Tor sam w sobie jest świetny, podrapany na szerokiej, mocno nachylone łuki, sprzyja widowisku. Tak jak jednak wspomniałeś, odległości pomiędzy poszczególnymi ośrodkami są ogromne i trudno jest utrzymać rytm cyklicznych startów.
Same zawody zorganizowane przez niego zrobiły na Tobie wrażenie?
Tak, na oko było tam 500 osób na mistrzostwach Australii, a dwa dni później może 700 na Testimonialu Darcy’ego. On sam był przeszczęśliwy z takiej frekwencji, mówił, że to jest pełny stadion. Tradycja kibicowania tam różni się od tej w Polsce. Na zawody przychodzą rodziny z kocykiem i leżakami, rozkładają się na trawie i oglądają widowisko. Piknik. Stąd właśnie te 700 osób wystarczyło, by zapełnić stadion. Poza tym wszyscy tam w Brisbane wiedzą doskonale kto to jest Darcy Ward i nadal przychodzą tam dla niego. W Australii może tradycja kibicowska jest inna, ale samo postrzeganie żużla nie różni się znacząco od tego, co spotykamy w Polsce. Mam na myśli fakt, że żużel popularny jest tylko w ośrodkach, gdzie są stadiony i zawody. W Sydney i Warszawie mało kto żużel widział, tak w Lesznie i w Mildurze, Perth czy Brisbane sport jest częścią lokalnej kultury.
Wracając jeszcze do samej rozmowy z Australijczykiem. Czy podczas nagrywek pojawił się jakiś temat, wątek, którego nie chciał poruszać, nie chciał się do niego odnieść? A może potrzebował chwili przerwy z uwagi na emocje?
Właściwie nie było takiego tematu czy też momentu. Jedyne pytanie, na które odpowiedział krótko i zwięźle dotyczyło pamiętnego finału z 2013 roku, gdzie żużlowcy Unibaxu Toruń nie wyjechali na tor. Wspomniał tylko, że to nie była jego decyzja, taki dostali nakaz i kropka, on sam nie mógł wsiąść na motocykl i ścigać się w pojedynkę. Z tego też względu pominąłem ten wątek przy montażu. Nic ta wypowiedź nie wnosiła, a trzeba było zrobić miejsce na te wartościowe by dokument nie trwał 2 godzin (śmiech).
Oglądając Twój materiał można odnieść wrażenie, że Darcy Ward doskonale pamięta wszystkie te wydarzenia. Nie mówię tutaj o samym wypadku, ale o poszczególnych turniejach, jego wybrykach pozasportowych itp…
Tak dokładnie jest. Na każde pytanie potrafił odpowiedzieć kompleksowo, pamiętał wszystkie szczegóły. Również okres po zawieszeniu utkwił w jego pamięci doskonale. Przyznam, że raz nawet mnie „zagiął” bo próbowaliśmy sobie przypomnieć gdzie odjechał pierwsze zawody po zawieszeniu. Wyszło na jego. Na pewno trudno rozmawiało się o samym upadku, ale nie było momentów niezręcznej ciszy.

To chyba podkreśla, że stworzyliście w trakcie tej rozmowy jakąś więź, która sprawiła, że mógł się otworzyć nawet na ten najtrudniejszy temat.
Myślę, że tak. Zaczęliśmy rozmowę od jego początków, pierwszy motocykl, pierwszy trening, mieszkanie w przyczepie kampingowej, anegdoty z czasów imprez w Toruniu. Widzieliśmy się pierwszy raz, a śmialiśmy się jakbyśmy wspominali stare czasy z kumplem. To chyba pozwoliło zbudować więź przez pierwsze pół godziny, zanim nadeszły tematy trudne… Zresztą bardzo cieszę się z tego jak wyszła ta rozmowa. Wszyscy wiedzą, że historia kończy się smutno. Ale zobaczyć śmiejącego się Darcy’ego to było coś po co warto było tam pojechać. Jego kariera była przecież momentami bardzo wesoła, rozrywkowa. Gdybyśmy tylko siedzieli w smutku, odebralibyśmy ogromną część tego jak to naprawdę wyglądało w pierwszych latach kariery. Swoją drogą, myślałem przed nagraniem, że cały materiał zamknie się w 30 minutach. Darcy jednak na tyle się otworzył, że wyszło zdecydowanie więcej. I dobrze.
To teraz zadam pytanie w drugą stronę. Dla Ciebie jako dziennikarza na pewno też nie była to łatwa rozmowa, pełna emocji. Czy w którymś momencie, a może wcześniej gdy w głowie układałeś sobie całą formułę, obawiałeś się, aby nie przesadzić z danym pytaniem?
Nie czułem takiej obawy, bo ja czuję się w miarę komfortowo w rozmowach z zawodnikami. Nie boję się zadawać żadnych pytań tak długo jak mam poczucie, że zadaję je w imieniu szerszego grona ludzi, którzy chcą poznać odpowiedź. Jeżeli dany zawodnik nie chce odpowiadać na pytanie, to nie odbieram tego jako gniew na mnie. Muszę przyznać się jednak, że ta rozmowa była tak emocjonalna i momentami wzruszająca, że po skończeniu 45-minut nagrywania wypaliłem pół paczki papierosów jeszcze zanim wyjechałem ze stadionu. Ta rozmowa długo we mnie „siedziała”. Cała historia zresztą też przez te 4 miesiące pracy nad filmem. Przyznam, że podczas samego obrabiania materiału bałem się czy to ja jestem przysłowiową „miękką fają” czy to ta historia jest tak wzruszająca, bo łzy same cisnęły się do oczu. Najbardziej newralgicznym momentem jest chyba przemowa Darcy Warda w Poole, pierwsze wystąpienie publiczne po upadku. Do filmu trafił urywek trwający około minutę, natomiast całe to wystąpienie trwało 12 minut. Ja tę przemowę obejrzałem kilka razy żeby ją pociąć i przetłumaczyć. Za każdym razem kilka razy wychodziłem na fajkę.
Wielokrotnie po wypadku spekulowano „co by było gdyby”. I muszę w tym momencie przywołać Bartosza Zmarzlika. Czy Ty również uważasz, że trzykrotny indywidualny mistrz świata miałby godnego przeciwnika na drodze do kolejnych tytułów?
Tak, zgadzam się z tym, a z tego co słyszałem, podpisuje się pod tym również sam Zmarzlik. Na pewno widziałbym Warda jako mistrza świata, pewnie wielokrotnego, ale niekoniecznie kosztem Bartka. Myślę, że Polak ma niemniejszy talent do jazdy, ale ma też coś, czego Wardowi brakowałom czyli profesjonalizm sprzętowy. On przerzuca te silniki w warsztacie, sprawdza wszystkie ustawienia kilkanaście razy. Ward miał w sobie więcej nonszalancji, co zresztą podobało się kibicom. On przyjeżdżał na zawody na ostatnią chwilę, sprzęt niekoniecznie był dopasowany, ale wiedział, że i tak wygra. Na Zmarzlika mogłoby to być za mało. W momencie przerwania kariery było jeszcze zbyt wcześnie na weryfikację ponieważ Bartosz Zmarzlik dopiero miał 20 lat. Szkoda. Jestem przekonany, że z udziałem tej dwójki bylibyśmy świadkami wielu fantastycznych biegów.
Sam nie przepadam za odniesieniami do innych dyscyplin, ale pokuszę się o jedno. Postawmy tezę, że Bartosz Zmarzlik to żużlowy Cristiano Ronaldo, który większość zasług zawdzięcza swojej tytanicznej pracy. Darcy Ward to natomiast Lionel Messi, gdzie 75% to talent, a za nim dopiero cała reszta. Co Ty na to?
Wiem co co Ci chodzi, ale tylko częściowo się zgadzam. Przede wszystkim Bartosz Zmarzlik nie jest megalomanem, takim jak Cristiano Ronaldo (śmiech). Jest człowiekiem o wiele bardziej skromnym. Cechą wspólną na pewno jest ta ciężka praca od rana do wieczora, pierwsi na trening przyjdą i ostatni wyjdą. Darcy Ward owszem, to był w dużej mierze talent i łatwość prowadzenia motocykla, podobnie jak Messi i jego wyczyny z piłką. Z tym, że powiedzenie, że Darcy to talent, a Bartek nie, byłoby krzywdzące dla samego Zmarzlika. On również ma talent i to niemały, mógłby być zarówno Ronaldo jak i Messim.
Szczerze mówiąc miałem nadzieję, że się nie zgodzisz z tą tezą (śmiech)… Marcin, podsumowując to wszystko i spinając klamrą. Czy to był najtrudniejszy wywiad w Twoim dotychczasowym dorobku?
Na pewno tak, bo niósł ze sobą duży ładunek emocjonalny i odpowiedzialność żeby tę historię godnie opowiedzieć. Bez pudrowania. Rozmowa z osobą, która trafiła na wózek inwalidzki z powodu sportu, który uprawiała to jest inny gatunek rozmowy niż choćby najtrudniejsza dyskusja o słabych wynikach, problemach sprzętowych, rodzinnych czy nawet finansowych. To nie ten kaliber. Nie ukrywam, że towarzyszył mi spory stres przed tym wywiadem, obawiałem się jego reakcji, ale także swojej reakcji, jak ja zniosę tę historię jego oczami. A co do odpowiedzialności za opowiadanie – historię Warda można opowiedzieć na wiele sposobów, ale przez to opowiedzieć ją nieuczciwie. Łatwo byłoby popaść w stronniczość, przykładowo wychwalać go za mocno, a przecież swoje za uszami miał. Łatwo byłoby pominąć tematy trudne jak alkohol, imprezy, przenosiny do Gdańska za karę na wypożyczenie…
Przepraszam, że wchodzę Ci w słowo, ale czy Darcy Ward żałuje tych swoich wybryków? Nie sądzę (śmiech). Bardziej dodają one kolorytu jego postaci…
Dokładnie tak, jak mówisz. On sam również nie żałuje. Jest coś takiego w popkulturze, w sporcie, że lubimy tych „badboyów”, którzy nie zawsze są do bólu poprawni, ale czarują swoim talentem. Dużą rolę w tej historii odegrali także rozmówcy, od których dowiedziałem się sporo ciekawostek. Oni także nie bali się komentować szczerze. Nie pudrowali, mówili o sukcesach ze wzruszeniem i uśmiechem, a jednocześnie opowiadali wprost o tym, jak wyglądały imprezy i problemy wychowawcze. Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na istotną zmianę w podejściu do życia i do sportu u Darcy’ego po powrocie z zawieszenia w 2014 roku. Tę zmianę zauważyło wiele osób. Wrócił wtedy inny gość, profesjonalny, dbający o siebie i o swoją formę, zaangażowany. On skończył z imprezowaniem i wybrykami. Niestety nie mieliśmy okazji na dłużej przekonać się, jak ta kariera potoczyłaby się dalej. Stąd też wziął się ogrom spekulacji „co by było gdyby”.
Dziękuję bardzo za rozmowę, a także za to, że mogliśmy poznać pełną historię wielkiego sportowca.
Dziękuję również!
Rozmawiał SEBASTIAN SIREK
Film Darcy Ward – upadek, który zmienił historię żużla możecie obejrzeć poniżej:
Żużel. Błysk formy Lebiediewa w Danii. Świetni Czugunow i Tarasienko
Żużel. Realny powrót legendarnego ośrodka! To byłby sukces!
Żużel. Derby bez tłumów? Prezes Stali szczerze o zainteresowaniu!
Żużel. Chomski powinien… zaoferować pomoc Stali? „Nie robi łaski”
Żużel. Łodzianie z problemami u progu sezonu. „Poważnie rozmawiamy”
Żużel. Piotr Żyto wybrał skład na Motor. „Musimy być realistami”