Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Za zespołem Fogo Unii Leszno przegrany mecz z Betard Spartą Wrocław. Porażka nie stawia ich jednak w najgorszej pozycji. Drużyna wciąż ma spore szanse na awans do półfinału z pozycji lucky losera, a leszczyńscy zawodnicy lubią się ścigać na „Olimpico”. Menadżer Byków jednak skrytykował postawę swoich niektórych zawodników.

 

Leszczynianie przegrali pierwsze ćwierćfinałowe starcie z Betard Spartą Wrocław. Choć na początku spotkanie było bardzo wyrównane, to mimo wszystko Byki uległy na własnym torze rezultatem 42:48. Sześciopunktowa porażka nie stawia ich wcale w tak złej sytuacji, bowiem kwestia awansu do dalszej fazy play-off z pozycji lucky losera jest ciągle otwarta.

– Początek w naszym wykonaniu był bardzo obiecujący, ale końcówka mogła być lepsza. Niestety zabrakło nam trochę szczęścia. Generalnie wynik sam w sobie jest nie najgorszy, bo szansę na awans do półfinału nadal mamy, więc pojedziemy odpowiednio zmotywowani za tydzień do Wrocławia – mówił po spotkaniu Piotr Baron.

Trzy tygodnie wcześniej Fogo Unia mierzyła się także ze Spartanami na domowym torze. Wówczas zwyciężyli 48:42, lecz goście przyjechali wtedy bez kontuzjowanego Piotra Pawlickiego. Tym razem wychowanek leszczyńskiej Unii zrobił sporą różnicę.

– Wrocławianie byli tutaj parę tygodni temu na dobrym treningu, więc wykorzystali ten atut. Dzisiaj pokazali, że są w naprawdę świetnej formie. Dodatkowo powrócił do składu Piotrek Pawlicki, który znacznie więcej punktów uzbierał, niż jego koledzy w zastępstwie za niego – przekazał szkoleniowiec.

W drużynie z Leszna po raz kolejny najbardziej wyróżniał się Janusz Kołodziej. Kapitan zdobył szesnaście punktów w sześciu startach, a jego dorobek mógł być jeszcze większy. Przegrał on bowiem na samej kresce z Danielem Bewleyem.

– Czasami przydarzą się jakieś gorsze biegi. Chciał pomóc koledze, a sam na tym stracił, ale występ Janka był doskonały. Reszta ma jeszcze sporo pracy przed sobą. Mamy jeszcze tydzień, żeby wykorzystać ten czas na przygotowania sprzętowe, bo niektórzy zawodnicy są zdecydowanie za wolni, jak na te rozgrywki. Musimy coś z tym zrobić – tłumaczy.

Kibice wciąż liczą na przełamanie juniorów. Wielkie nadzieje są pokładane w Damianie Ratajczaku, który był wszem i wobec zapowiadany jako ogromny talent. Można rzec, że w końcu pojechał na miarę swoich możliwości. – Można oczywiście oczekiwać więcej, ale sześć punktów Damiana to dobry występ. Są to jeszcze bardzo młodzi juniorzy i potrzeba jeszcze czasu. Oni zaczną punktować za jakiś czas – zakończył.

SZYMON MAKOWSKI, POBANDZIE

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Kolejny solidny występ młodzieżowca Betard Sparty. „Nie przyjechaliśmy pewni swego”

Żużel. Thomsen zwrócił się do kibiców. Nie wygląda to najlepiej