Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Toruńska drużyna po pięciu sezonach przerwy wraca do rywalizacji w play-offach PGE Ekstraligi. Niektórym być może trudno w to uwierzyć, wszak do niedawna torunianie byli stałymi bywalcami tej kluczowej fazy rozgrywek, ale jednak ostatnie lata w Grodzie Kopernika okazały się dość chude. Teraz znowu rodzi się szansa, żeby dopisać do swojego konta kolejny sukces, tylko czy uda się ją wykorzystać? „Anioły” raczej nie wydają się zdecydowanym kandydatem do medalu, ale na pewno mają potencjał, żeby spróbować o niego zawalczyć.

 

Na wstępie warto wspomnieć, że od tego roku obowiązuje nieco inny system play-off. Tym razem w tej kluczowej fazie sezonu bierze udział aż sześć zespołów, a nie cztery, tak jak we wcześniejszych latach. Tak naprawdę to jest powrót do reguł, które obowiązywały już kiedyś, ale zostały zmienione, bo dostrzeżono w nich pewne niedoskonałości. Jak widać, minęło trochę czasu i taka forma rywalizacji znowu wróciła do łask. – Myślę, że patrząc przez pryzmat rozgrywek to jest dobre rozwiązanie, bo zwiększa się liczba meczów i mamy dłuższy sezon. Dzięki temu na kibiców czeka znacznie więcej atrakcji i zaciętych spotkań o sporej stawce – twierdzi trener For Nature Solutions Apatora Toruń, Robert Sawina.

Do czołowej szóstki awansować jest znacznie łatwiej niż do czwórki, zatem czy w rundzie zasadniczej jedzie się nieco spokojniej, wiedząc, że margines błędu jest większy? – Sądzę, że nie. Mimo wszystko w każdym kolejnym meczu jest walka o jak najlepszy wynik, żeby finalnie wypracować możliwie jak najwyższą pozycję. Trzeba bić się o każdy najdrobniejszy punkt, bo nigdy nie wiadomo jak liga się ułoży i co przyniesie los. Przed sezonem może się wydawać, że ktoś jest pewniakiem, a ktoś stoi na straconej pozycji, ale rozgrywki to wszystko weryfikują i wielokrotnie potrafią zaskoczyć – odpowiada „Sawka”.

Obowiązujący w tym roku system play-off sprawia jednak, że nieco wydłuża się droga do ewentualnego medalu, a kluby są zmuszone do ponoszenia dodatkowych kosztów. To tylko niektóre z powodów, które sprawiają, że nie wszyscy są zwolennikami takiego modelu rozgrywania finałowej części sezonu. – Ja nie zmieniłem swojego zdania. Na pewno nie wydarzyło się nic takiego, co by mnie do tego zmodyfikowanego systemu przekonało. Dalej upieram się przy tym, że play-offy z udziałem czterech drużyn generują więcej emocji w rundzie zasadniczej i gwarantują więcej meczów o coś. W takim wypadku rosną też szanse, że walka o awans toczyć się będzie praktycznie do samego końca. Wystarczy wspomnieć, że gdyby w tym roku obowiązywały stare reguły, to w ostatniej kolejce jechalibyśmy nie o to, kto z której pozycji przystąpi do play-offów, ale o to, kto w ogóle się w nich znajdzie. Trochę emocji przy tym było, ale mogło być dużo więcej – mówi Marcin Kuźbicki, żużlowy dziennikarz i komentator stacji Eleven Sports oraz Eurosport.

Można zastanawiać się czy przy ośmiozespołowej PGE Ekstralidze rozgrywanie play-offów z udziałem aż sześciu drużyn to na pewno dobry pomysł. Trudno oprzeć się wrażeniu, że to trochę dużo. Przy takim systemie dramaturgię utrzymującą się na wysokim poziomie od początku do końca może zagwarantować jedynie osiem naprawdę wyrównanych drużyn. Wiemy jednak, że to jest praktycznie niemożliwe, bo niektóre ekipy są mocniejsze, a niektóre słabsze i stosunkowo szybko można przewidzieć, kto znajdzie się w czołowej szóstce. W tej sytuacji runda zasadnicza trochę traci na znaczeniu. Nie brakuje osób, które twierdzą, że play-offy powinny być przeznaczone wyłącznie dla tych najlepszych.

Oczywiście, z drugiej strony, sześciozespołowa faza finałowa stanowi szansę dla drużyn, którym nieco podwinęła się noga lub z różnych względów nie były w stanie zaprezentować pełni swojej mocy i znalazły się tuż za czołową czwórką. Teraz nie muszą one przedwcześnie kończyć sezonu i mogą próbować atakować, a przy tym sprawić też pewnego rodzaju niespodziankę. Czy jednak w żużlu nie powinno chodzić o to, żeby o medale biły się te drużyny, w których wszystko najlepiej zagrało i które spotkały na swojej drodze najmniej przeciwności losu? Skoro ktoś znalazł się poza ścisłą czołówką, to może w danym sezonie walka o najwyższe cele nie była mu pisana? Rodzi się też pytanie jak często drużyny z pozycji pięć-sześć będą w stanie odegrać w play-offach znaczące role i poważnie zagrozić wyżej rozstawionym rywalom?

– Jak dla mnie idealny system wyglądałby tak, że przy ośmiozespołowej ekstralidze do play-offów wchodziłyby cztery drużyny, czyli byłoby dokładnie tak samo jak w minionych latach. Liczba zespołów uzyskujących awans moim zdaniem nie wymagała żadnej modyfikacji. Jedyna zmiana, jaką bym wprowadził, polegałaby na tym, że zwycięzca rundy zasadniczej może wybrać sobie rywala na półfinał i nie jest sztywno przypisany do jazdy z czwartym zespołem. Czasami okazuje się, że ekipa z trzeciego miejsca jest potencjalnie łatwiejszym przeciwnikiem niż ta z czwartego, dlatego fajnie byłoby dodatkowo nagrodzić tych pierwszych i dać im prawo wyboru, aby mogli samodzielnie zdecydować, z kim chcą jechać. To jednak tylko drobny detal. Generalnie uważam, że system, który obowiązywał w ostatnich latach sprawdzał się i gwarantował znacznie więcej emocji. Myślę, że nie trzeba było tego ruszać, ale stało się, jak się stało i nic z tym nie zrobimy – zdradza „Kuźbik”. – Na szczęście rundę zasadniczą mamy już za sobą i możemy w pełni skupić się na play-offach, w których na pewno będzie bardzo ciekawie – dodaje nasz rozmówca.

„Dotychczas wykonaliśmy całkiem niezłą robotę”

Zostawmy już zatem dywagacje o formacie play-offów z boku i wróćmy do głównej bohaterki niniejszego tekstu, czyli do toruńskiej drużyny. Ostatecznie sprawy poukładały się w taki sposób, że „Anioły” przystąpią do decydujących meczów z czwartej pozycji, którą zajęły w rundzie zasadniczej. Po przedsezonowych wzmocnieniach wszyscy zapewne liczyli, że drużyna trochę bardziej zaznaczy swoją obecność, ale po wybuchu wojny w Ukrainie i zawieszeniu rosyjskich żużlowców stało się jasne, że zadanie będzie znacznie trudniejsze. Chodzi o to, że Apator musiał sobie radzić bez sprowadzonego z Leszna Emila Sajfutdinowa, który miał być jednym z filarów zespołu. Oczywiście możliwe stało się stosowanie za niego zastępstwa zawodnika, ale to nie jest taka rekompensata, która w stu procentach pozwoliłaby wypełnić lukę po zawodniku takiego formatu.

– Po zawieszeniu Emila oczekiwania względem toruńskiej drużyny na pewno nieco się zmieniły, bo to była jedna z tych ekip, która straciła najwięcej. Zanim to wszystko się wydarzyło, Apator był mocnym kandydatem do medalu, ale potem sam do końca nie wiedziałem czego spodziewać się po tym zespole – zdradza Kuźbicki. Niektórzy oczami wyobraźni zapewne widzieli toruńską drużynę, która mimo przeciwności losu czaruje swoją jazdą, choć znając życie nie brakowało również tych, którzy przewidywali, że ten sezon będzie dla „Aniołów” jedną wielką klapą. W rzeczywistości wyszło coś pomiędzy tymi dwoma scenariuszami. Torunianie nie mają za sobą piorunującej rundy zasadniczej, ale prezentowali się solidnie. Widoczna była jednak jazda w kratkę. W niektórych meczach podopieczni Roberta Sawiny zostawiali po sobie bardzo dobre wrażenie, ale nie brakowało też rozczarowujących i mało przekonujących spotkań w ich wykonaniu.

– Po rundzie zasadniczej ja wystawiłbym zespołowi raczej pozytywną ocenę. Biorąc pod uwagę wszystkie trudności, z którymi przyszło nam się mierzyć, myślę, że dotychczas wykonaliśmy całkiem niezłą robotę. Jazda bez jednego z potencjalnych liderów od samego początku była dla nas problematyczna, ale mimo tego pokazaliśmy, że potrafimy walczyć, wygrywać i wypracować dogodną pozycję do ataku w play-offach. Nie powiedziałbym, że regularnie zawodziliśmy i kompletnie nie sprostaliśmy oczekiwaniom. Mieliśmy być zespołem, który powalczy o medal i wykonaliśmy w tym kierunku jakiś pierwszy krok. Na pewno wysłaliśmy sygnał, że nie stoimy na straconej pozycji i jesteśmy w stanie to zrobić. Wiadomo, że w niektórych spotkaniach nie wyglądaliśmy tak dobrze, jak byśmy sobie życzyli, bo zawodnicy trochę błądzili, ale nie robiłbym z tego jakiejś wielkiej tragedii. Słabsze momenty po prostu się zdarzają i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Czasami pojawiały się pewne problemy, które w żużlu są czymś całkowicie normalnym i trudno ich uniknąć. W głębi serca pewnie liczyliśmy, że będzie nieco lepiej, ale nie powinniśmy za bardzo narzekać, bo wcale nie było tak źle – ocenia szkoleniowiec „Aniołów”.

– Początek sezonu na pewno nie był najlepszy dla torunian. Wystarczy wspomnieć, że po czterech kolejkach ta drużyna miała zaledwie dwa punkty na koncie i to zdobyte na późniejszym spadkowiczu z Ostrowa. Dla niektórych to mogło być rozczarowujące. Potem jednak sytuacja się unormowała i Apator przeważnie jechał na miarę swoich możliwości, stopniowo powiększając dorobek w tabeli. Ogólnie nie jestem szczególnie zaskoczony wynikami tego zespołu – ani in plus ani in minus. Trudno mówić o jakimś wielkim rozczarowaniu. Wydaje się, że czwarte miejsce po rundzie zasadniczej odzwierciedla potencjał tej ekipy. Biorąc pod uwagę, że mogło być gorzej, myślę, że kibice powinni być zadowoleni – dopowiada „Kuźbik”.

Torunianie na pewno mogliby wypaść lepiej w rundzie zasadniczej, wszak w kadrze nie brakuje im zawodników zdolnych do zagwarantowania korzystnych wyników, ale problem polegał na tym, że nie wszyscy za każdym razem jechali na miarę swoich możliwości. – Trzeba sobie powiedzieć, że niektórzy zawodnicy Apatora nie notują życiowego sezonu, co na pewno trochę komplikuje sytuację tego klubu. Z jednej strony torunianie mogą czuć niesmak, że nie wszystko grało u nich jak trzeba, ale jednocześnie trudno oczekiwać, że wszyscy seniorzy przez cały czas będą mieli wysoką formę. Ktoś zawsze jedzie lepiej, a ktoś inny trochę gorzej, bo pojawiają się różne problemy sprzętowe czy zdrowotne – zauważa Kuźbicki.

Na przedzie Paweł Przedpełski. fot. Jarosław Pabijan

– Nie powiedziałbym, że w niektórych momentach czułem się rozczarowany postawą naszych zawodników. Na każdym kroku widziałem u nich motywację do jak najlepszej jazdy. Ze swojej strony robili wszystko, co tylko mogli, żeby wydobywać z siebie jak najwięcej. Czasami nie wychodziło, ale taki jest żużel. Nikomu nie można zarzucić, że siedział z założonymi rękami i nie przejmował się tym, co prezentuje na torze. Jako były żużlowiec zdaję sobie sprawę z czym na co dzień zmagają się zawodnicy i potrafię ich zrozumieć. Chodzi przede wszystkim o kwestie sprzętowe, które z roku na rok odgrywają coraz większą rolę. W tej chwili detale decydują o tym czy jedzie się z przodu czy z tyłu, więc każdy jest skazany na niekończące się poszukiwania najlepszych rozwiązań. Czasami naprawdę trudno się w tym połapać i nie zabłądzić. Ja jednak jestem zbudowany charakterem tej drużyny. Chłopacy ciągle pokazują, że nie brakuje im ducha walki, wiary i zaangażowania – stwierdza Sawina.

Mimo wszystko w oczy rzucała się słabsza niż przed rokiem forma Jacka Holdera i Pawła Przedpełskiego. O ile do Patryka Dudka i Roberta Lamberta trudno mieć większe zastrzeżenia, bo obaj stali się solidnymi motorami napędowymi Apatora i utrzymywali stabilną formę, to punktów wspomnianej wcześniej dwójki wielokrotnie brakowało. – Chłopacy zmagają się w tym roku z różnymi problemami, którym próbują stawić czoła. Czasami wydaje się, że już wychodzą na prostą, ale potem znowu pojawiają się jakieś komplikacje. Obaj miewali jednak momenty, kiedy byli bardzo silnymi punktami zespołu i potrafili decydować o losach spotkania. O tym na pewno nie możemy zapominać, bo to byłoby nie w porządku. To są zawodnicy, którzy wielokrotnie udowadniali, że potrafią jeździć na wysokim poziomie, ale nie zawsze wszystko się u nich zgrywało – tłumaczy trener ekipy z Grodu Kopernika.

Pojawiające się od czasu do czasu dziury w formacji seniorskiej nie były jednak jedynym zmartwieniem Apatora w rundzie zasadniczej. Kolejnym problemem okazała się dyspozycja młodzieżowców, którzy nie dorzucali zbyt wielu punktów do dorobku zespołu. W klubie zapewne liczyli, że sprowadzony przed sezonem Denis Zieliński wniesie do drużyny trochę świeżości, a Krzysztof Lewandowski będzie notował systematyczny progres, ale w rzeczywistości niewiele z tego wyszło. Szczególnie niepokoić może dyspozycja tego drugiego, który przed rokiem w niezłym stylu zadebiutował w PGE Ekstralidze i wydawał się sporą nadzieją na przyszłość.

– Można było spodziewać się, że ten sezon będzie dużo lepszy dla Krzysia, ale w pewnym momencie przytrafiła mu się kontuzja, a potem doszły do tego zawirowania związane ze sprzętem oraz jego teamem. To bez wątpienia zburzyło pewien porządek, więc potrzeba trochę czasu, żeby odbudować pewność siebie i dostosować się do wielu nowinek, które siłą rzeczy pojawiły się w jego żużlowym życiu — wyjaśnia „Sawka”. – Już przed sezonem można było spodziewać się, że toruńska formacja juniorska nie będzie zbyt silna, więc nie traktowałbym postawy młodzieżowców jako rozczarowania. Nie jest to jednak łatwa sytuacja, bo wszystko opiera się na seniorach i brakuje kogoś, kto mógłby tuszować nienajlepsze występy starszych kolegów – twierdzi Kuźbicki.

– Apator z racji swoich problemów być może nie aspirował do najwyższych lokat w rundzie zasadniczej, ale mimo wszelkich trudności od samego początku był pewniakiem do fazy play-off – przekonuje komentator. W pewnym momencie torunianie mogli mieć jednak pewne obawy czy na pewno zdołają awansować do czołowej szóstki. Była taka chwila, kiedy spadli na siódme miejsce w tabeli i nie dopisywali do swojego konta zbyt wielu punktów, a w tym czasie grudziądzanie typowani do siódmej lokaty zaczęli wysyłać sygnały, że spróbują włączyć się w walkę o play-offy i wypchnąć stamtąd jednego z potencjalnych faworytów. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, ale niektórzy zapewne najedli się strachu.

– Nie ukrywam, że po tym niemrawym początku, a w szczególności po pierwszym wysoko przegranym meczu we Wrocławiu, mieliśmy mieszane uczucia co do naszej siły i możliwości wejścia do fazy play-off, ale na szczęście wyszliśmy z tego obronną ręką. Na pewno bardzo pomocna okazała się wygrana w Grudziądzu. Tamto spotkanie po prostu musieliśmy wygrać, żeby zanadto nie skomplikować swojej sytuacji. Od tamtego czasu coraz śmielej mogliśmy patrzeć na siebie jako na drużynę, która powinna znaleźć się w czołowej szóstce – zdradza szkoleniowiec Apatora.

„Trzeba było zachować spokój”

Warto wspomnieć, że czwarte miejsce po rundzie zasadniczej torunianie przypieczętowali dopiero w ostatniej kolejce przy okazji domowego meczu z Betard Spartą Wrocław. To nie była jednak łatwa przeprawa, bo Spartanie bardzo dobrze rozpoczęli tamto spotkanie i szybko wypracowali kilkupunktową przewagę, która utrzymywała się jeszcze przed biegami nominowanymi. Wydawało się, że torunianie nie dojdą już do głosu, ale finalnie odrobili straty i doprowadzili do remisu. Gdyby tamto spotkanie zakończyło się ich porażką, to spadliby na piąte miejsce. Co było kluczem do wyjścia z tak trudnej sytuacji?

– Przede wszystkim trzeba było zachować spokój, który akurat w przypadku naszej drużyny jest elementem charakterystycznym. Tutaj nie było gwałtownych posunięć czy wzajemnych pretensji. Wszyscy wspieraliśmy się jak tylko mogliśmy. Do tego dochodziła wymiana spostrzeżeń i analiza sytuacji. Każdy zdawał sobie sprawę na co go stać, więc każdy kolejny wyścig traktowaliśmy jako szansę, żeby się podnieść. Zawsze wychodziliśmy z założenia, że to może być ten moment, kiedy odmienimy losy rywalizacji. Niosły nas też trybuny, z których biła niesamowita wiara w nasze możliwości. Wygląda na to, że kibice zauważyli nasz potencjał, za co jesteśmy im bardzo wdzięczni. Jako zespół zdołaliśmy wzmocnić się na tyle, że finalnie przeciwnik nie zdołał nas przezwyciężyć – wspomina Sawina.

Przy okazji tamtego spotkania Apator na pewno pokazał moc, bo odrobienie sporych strat do całkiem silnego rywala to spory wyczyn, ale w klubie zapewne liczyli, że drużyna tuż przed play-offami pokaże się z nieco lepszej strony i odniesie przekonujące zwycięstwo. To był jednak drugi z rzędu domowy mecz, kiedy podopieczni Roberta Sawiny zaliczyli kiepski początek, a potem stopniowo doganiali rywala. Na własnym torze zapewne powinno wyglądać to nieco inaczej. O ile w przypadku wcześniejszego meczu ze Stalą Gorzów torunianie na starcie nieco się pogubili, o czym mówił dyrektor sportowy Krzysztof Gałańdziuk, to teraz przyczyna była trochę inna.

– Jakiś czas przed meczem mieliśmy na Motoarenie kilkudniowy camp dla młodych żużlowców. Rozgrywano tam około 60 biegów dziennie, co w sumie daje grubo ponad 200 odjechanych wyścigów. Nasz tor został przewrócony do góry nogami w dosłownym tego słowa znaczeniu. Przy okazji wcześniejszego meczu z Gorzowem wydawało się nam, że dzięki różnym zabiegom kosmetycznym mamy już opanowaną naszą nawierzchnię, ale camp w pewnym sensie to zrujnował. To sprawiło, że ten tor na mecz z Wrocławiem nie był taki, jakiego byśmy sobie życzyli i musieliśmy się w nim na nowo połapać. Teraz jesteśmy na etapie przywracania nawierzchni do stanu, który nas zadowoli. Przed play-offami poświęcamy na to sporo czasu, żeby efekty były widoczne – tłumaczy „Sawka”.

– W przypadku torunian, poza formą poszczególnych żużlowców, bardzo ważne może okazać się spasowanie z własnym torem. Play-offy mają to do siebie, że bardzo opłaca się wykorzystywać jego atut i uzyskać jak największą zaliczkę przed własną publicznością. Wiemy, że w tym roku torunianie nie zawsze dobrze radzili sobie na Motoarenie, ale jeśli zdołają to naprawić, to na pewno bardzo sobie pomogą – podkreśla Kuźbicki.

Podczas meczu ze Spartą wszyscy sympatycy toruńskiego żużla zapewne chcieli zobaczyć swoich zawodników w pełnej krasie i utwierdzić się w przekonaniu, że ich forma rośnie przed decydującymi meczami. Po tamtym spotkaniu jak bumerang wróciło jednak pytanie, co dzieje się z Jackiem Holderem, który wcześniej zaliczył zwyżkę formy, a ostatnio znowu zanotował bardzo kiepski występ.

– Wydawało nam się, że Jack powoli staje się pewniakiem, który będzie dostarczał wiele punktów, ale w rzeczywistości stało się inaczej. Myślę, że on musi wrócić do podstaw, a więc postawić na solidny trening i zbudować pewność siebie. Szczególnie dotyczy to naszego toru, który się zmienia i wciąż bywa zagadkowy. Nie można polegać wyłącznie na tym, że ostatnio było dobrze, bo przy kolejnej okazji nie musi być tak samo. Tutaj konieczna jest pewna refleksja, bo być może o pewnych rzeczach on trochę zapomniał po tym ostatnim lepszym dla niego czasie. Najważniejsza w jego przypadku będzie sumienna praca. Jeżeli Jack pokręci trochę kółek, to powinien stać się zupełnie innym zawodnikiem. Ja na pewno wierzę w jego potencjał i mocno na niego liczę. Mam nadzieję, że w play-offach zobaczymy u niego progres, bo taka jazda jak ostatnio na pewno nie spełnia ani jego ani naszych oczekiwań – komentuje trener „Aniołów”.

Pomijając już dyspozycję Jacka Holdera, po meczu ze Spartą cieszyć mogła jednak postawa pozostałych seniorów. Każdy z nich zasygnalizował gotowość do kluczowych spotkań tego sezonu. Żaden z nich nie zamierza jednak spoczywać na laurach. – Oni cały czas pracują nad sobą i starają się wszystko dopieszczać. Dzień po meczu z Wrocławiem Robert Lambert stawił się na dwugodzinnym treningu razem ze swoim tunerem Ashleyem Hollowayem. Wszystko po to, żeby dalej się rozwijać i budować swoją siłę. Patryk Dudek i Paweł Przedpełski też odbywają swoje sesje treningowe, aby coś dopracowywać lub utwierdzać się w przekonaniu, że wszystko zmierza we właściwym kierunku. Każdy z nich swoją ciężką pracą zamierza budować pewność siebie na motocyklu. Wiadomo, że mimo sporych starań czasami przytrafiają się im słabsze momenty, ale próbują o tym jak najszybciej zapominać i patrzeć przed siebie – przekonuje Sawina.

„Zrobimy co w naszej mocy, żeby wszystko zadziałało”

To jest ten moment, kiedy torunianie mogą już puszczać rundę zasadniczą w niepamięć i w pełni koncentrować się na nadchodzących play-offach. Często można usłyszeć, że na tym etapie sezonu wcześniejsze wyniki nie mają już żadnego znaczenia, bo wszystko buduje się od nowa. Dla „Aniołów” to na pewno jest kusząca perspektywa.

– Przy dawnym systemie play-off mielibyśmy już zaklepane miejsce w czołowej czwórce, a teraz teoretycznie możemy z niej jeszcze wypaść i zakończyć sezon na niższej pozycji. Droga do potencjalnego sukcesu byłaby też uproszczona, bo wymagałaby odjechania jednego dwumeczu mniej. Na tym etapie wiedzielibyśmy już, że pojedziemy co najmniej o brąz, natomiast w obecnej sytuacji musimy najpierw powalczyć o to w ćwierćfinale. Z tyłu głowy na pewno to gdzieś siedzi, ale z drugiej strony nie ma sensu za dużo o tym myśleć. Musimy skupić się na naszej pracy i jak najlepszym wykonaniu stojącego przed nami zadania. Zamierzamy potwierdzić, że nie przez przypadek byliśmy czwartą drużyną rundy zasadniczej, a przy okazji spróbujemy powalczyć o wyższą pozycję – dzieli się ciekawymi spostrzeżeniami szkoleniowiec Apatora.

Na ten moment pozycja medalowa toruńskiej drużyny na pewno byłaby pewnego rodzaju niespodzianką, bo jednak niektórzy jej rywale wydają się mocniejsi. Jeżeli w Apatorze wszystko zadziała jednak jak trzeba, to ten zespół może zagrozić każdemu. Torunianom potrzeba równej oraz wysokiej formy całej czwórki seniorów oraz punktów młodzieżowców, którzy cały czas mogą liczyć na wsparcie ze strony sztabu szkoleniowego.

– To jest niekończąca się praca. Trzeba wierzyć, że po tych trudniejszych momentach w końcu zaświeci słońce. Poświęcamy chłopakom sporo czasu i podchodzimy do sprawy bardzo poważnie. Staramy się poprawić ich starty oraz jazdę w polu. Oni muszą zacząć dostrzegać przeciwników na torze i jak najbardziej im przeszkadzać. Ostatnio przepuszczali sporo rywali po prawej stronie, więc powinni nauczyć się poszerzać tor jazdy i blokować rywali. Chłopacy startują też na innych torach, żeby szlifować umiejętności, których nie są w stanie wytrenować na Motoarenie z racji charakterystyki naszego obiektu. Od samego początku założenie jest takie, żeby w możliwie największym stopniu starać się ich wzmacniać. Chcielibyśmy, żeby chociaż w play-offach zdarzało się więcej biegów, gdzie będziemy mogli liczyć na punkty z ich strony – opowiada Sawina.

Wiele osób zastanawia się, na co w play-offach będzie stać Apator. Czy ten zespół będzie w stanie znacząco odmienić swoje oblicze i zaprezentować się dużo lepiej niż w rundzie zasadniczej? Skoro wcześniej za każdym razem w tej drużynie ujawniały się jakieś mankamenty, to czy jest możliwe, aby teraz nagle było inaczej?

– Sytuacja w żużlu jest bardzo dynamiczna i potrafi zmieniać się z tygodnia na tydzień. Sami zdążyliśmy przekonać się, że w pewnym momencie możemy mieć splot różnych fajnych zdarzeń, gdzie nasi seniorzy wchodzą na wyższy poziom i jesteśmy w stanie rywalizować z każdym, a za chwilę przychodzą spotkania, które podcinają nam skrzydła. W tej sytuacji trudno przewidywać jak będzie, bo szereg różnych czynników wpływa na to, czy wszystko się układa, czy idzie jak po grudzie. Wiele zależy od dyspozycji dnia poszczególnych zawodników, ponieważ ona tworzy wynik całej drużyny. Pod tym względem nigdy nie można niczego w ciemno zakładać. Zrobimy co w naszej mocy, żeby w tych decydujących meczach wszystko odpowiednio zadziałało, ale nigdy nie mamy pewności, czy przypadkiem nie zaskoczą nas jakieś nowe problemy. Ja jednak będę podchodził do tego z wiarą, bo wiem, że mamy spory potencjał i wciąż posiadamy pewne rezerwy. Wychodzę z założenia, że w sporcie wszystko jest możliwe – słyszymy od „Sawki”. – Apator nie wydaje się pewniakiem do medalu, ale na pewno stać go na to, żeby powalczyć o jeden z krążków – sugeruje Kuźbicki.

„Mamy warunki do osiągnięcia dobrego wyniku”

Pierwszym krokiem na drodze torunian do potencjalnego sukcesu będzie ćwierćfinał z Moje Bermudy Stalą Gorzów. – Chcieliśmy wpaść na Gorzów i nie ma sensu tego ukrywać. W ostatniej kolejce rundy zasadniczej zaciekle o to walczyliśmy, bo widzieliśmy w tym naprawdę dobre rozwiązanie. Wynika to z prostej przyczyny. Wciąż mamy w pamięci pierwszy tegoroczny dwumecz z tym zespołem, który zakończył się dla nas bardzo korzystnie. Wydaje się, że teraz znowu będziemy w stanie wypracować w tym pojedynku satysfakcjonujący wynik. Gdybyśmy trafili na Częstochowę czy Lublin to poprzeczka na pewno byłaby zawieszona znacznie wyżej. Wiadomo, że przystąpilibyśmy do tej rywalizacji z pełnym zaangażowaniem i wiarą w sukces, ale wydaje się, że już samo wpadnięcie na Gorzów jest sporym krokiem, aby przejść do kolejnej części fazy play-off. Taki na pewno jest nasz cel i będziemy do niego dążyć – zapewnia Sawina.

Gorzowianie przez całą rundę zasadniczą wysyłali sporo sygnałów, że zamierzają walczyć o medale, ale ostatnio mierzą się z wieloma kontuzjami. Tuż przed play-offami w zdrowotne zawirowania wpadli Martin Vaculik, Oskar Paluch i Anders Thomsen. Czy problemy rywala sprawiają, że torunianie czują się spokojniejsi o wynik? – Komuś może się wydawać, że to będzie spacerek, ale w ekstralidze nie ma łatwych przeciwników. Jeżeli kontuzjowani zawodnicy nie będą mogli pojechać, to pozostali spróbują ich zastąpić, natomiast jeśli jednak pojawią się na torze, to będą wygłodniali sukcesów, odświeżeni i zdeterminowani. Można przewidywać, że na nich nie będzie ciążyła żadna wielka presja, bo będą startowali z pozycji zawodnika, który może, ale wcale nic nie musi. Spodziewamy się zaciętej rywalizacji. Ten przeciwnik na pewno nam leży, ale nie zamierzamy go lekceważyć, bo wiemy, że może zaprezentować sporą moc. Zamierzamy podejść do tego z pokorą i bez jakiejś niepotrzebnej pyszałkowatości – przekonuje trener Apatora.

– W obliczu problemów zdrowotnych w Stali Gorzów, Apator wydaje się faworytem tego dwumeczu. Nie bez powodu trybuny na Motoarenie wiwatowały, gdy okazało się, że dzięki remisowi ze Spartą Apator trafia właśnie na Stal, a nie na Włókniarz. Pamiętajmy też, że w obecnym systemie play-off wcale nie trzeba wygrywać ćwierćfinałowego dwumeczu, żeby wjechać do półfinału. Wystarczy go niewiele przegrać i można prześlizgnąć się dalej jako lucky looser. Biorąc to wszystko pod uwagę, szanse na obecność Apatora w półfinale wydają się naprawdę spore – analizuje Kuźbicki.

Na koniec warto zapytać czy w Toruniu czuć już atmosferę zbliżających się play-offów? Wydaje się, że w tej fazie rozgrywek mecze smakują zupełnie inaczej i generują znacznie więcej emocji, stresu i napięcia. – Ja podchodzę do tego ze spokojem. Bardzo się cieszę, że jesteśmy w tym wybornym towarzystwie, które będzie walczyć o medale. Zamierzam napawać się wszystkimi biegami, które są przed nami, bo to powinien być naprawdę dobry żużel. Mając na uwadze profesjonalizm naszych zawodników oraz ich zaangażowanie myślę, że nie stoimy na straconej pozycji. Będziemy próbowali wyciągnąć z tych play-offów jak najwięcej, bo mamy warunki do osiągnięcia dobrego wyniku – mówi Sawina.

A na czym konkretnie w tych decydujących meczach będzie polegała rola trenera Apatora? Co z jego perspektywy może być kluczowe? Jak podejść do zespołu? Na co zwrócić największą uwagę? – Jestem osobą, która w dalszym ciągu będzie budować ten zespół i wspierać go na każdym kroku. Moje zadanie polega na tym, żeby razem z innymi osobami pracującymi w klubie stwarzać zawodnikom takie warunki, które będą sprzyjały osiąganiu korzystnych wyników. To jest jedyna droga, żeby w ogóle można było myśleć o jakimś sukcesie końcowym. Zamierzam zadbać, żeby w nasze szeregi nie wkradła się nerwowa atmosfera, bo dodatkowe emocje nie są nikomu potrzebne. Moja rola sprowadza się do tego, żeby pomagać, a nie przeszkadzać – zakończył nasz rozmówca.

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Neil Rougthon: Zaczęło się od plakatu. Koszulka nie jest na sprzedaż  – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Żużel. Sensacja w GP Challenge! Nilsson wygrywa, Polacy tłem dla rywali! (RELACJA) – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

POLECAMY:

Żużel. Lektura na lato. Żużlowe rozmowy i opowieści – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

2 komentarze on Żużel. Apator wraca do play-offów. „Nie stoimy na straconej pozycji”
    Żużel. Bewley wdzięczny władzom Betard Sparty. „Coś we mnie dostrzegli” - PoBandzie - Portal Sportowy
    21 Aug 2022
     8:24am

    […] PrevPoprzedniPiłka nożna. Dominik Furman: „To nie przypadek, że nadal jesteśmy niepokonani” (wywiad) NastępnyŻużel. Apator wraca do play-offów. „Nie stoimy na straconej pozycji”Next […]

    Żużel. To koniec sezonu dla Chrisa Holdera. Australijczyk z poważną kontuzją - PoBandzie - Portal Sportowy
    21 Aug 2022
     11:53am

    […] Żużel. Apator wraca do play-offów. „Nie stoimy na straconej pozycji” […]

Skomentuj

2 komentarze on Żużel. Apator wraca do play-offów. „Nie stoimy na straconej pozycji”
    Żużel. Bewley wdzięczny władzom Betard Sparty. „Coś we mnie dostrzegli” - PoBandzie - Portal Sportowy
    21 Aug 2022
     8:24am

    […] PrevPoprzedniPiłka nożna. Dominik Furman: „To nie przypadek, że nadal jesteśmy niepokonani” (wywiad) NastępnyŻużel. Apator wraca do play-offów. „Nie stoimy na straconej pozycji”Next […]

    Żużel. To koniec sezonu dla Chrisa Holdera. Australijczyk z poważną kontuzją - PoBandzie - Portal Sportowy
    21 Aug 2022
     11:53am

    […] Żużel. Apator wraca do play-offów. „Nie stoimy na straconej pozycji” […]

Skomentuj