Bartosz Smektała. Foto: Stal Gorzów
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

To jest już koniec sezonu dla Fogo Unii Leszno. Leszczynianie odpadli już w pierwszym etapie fazy play-off zajmując szóste miejsce. Byki uległy dwukrotnie w ćwierćfinale Betard Sparcie Wrocław, która ponownie pokazała swoją wielką moc. Bartosz Smektała ocenił tegoroczny sezon pod względem drużynowym, jak i indywidualnym. Zdradził również swoje marzenie.

 

Tegoroczny sezon był zdecydowanie najcięższym w ostatnich latach dla Fogo Unii Leszno. Byki już przed okienkiem transferowym straciły swoją gwiazdę Jasona Doyle’a, przez co do drużyny wrócił nieoczekiwanie Grzegorz Zengota. Jak już wiemy, ten ruch się obronił.

Start rozgrywek należał do biało-niebieskich, bowiem wygrali oni trzy spotkania z czterech rozegranych i wszystko wskazywało na to, że są w stanie sprawić dużą niespodziankę. Wszystko popsuły jednak kontuzje, które nawiedziły klub. Najpierw Chris Holder, potem Grzegorz Zengota, a następnie Nazar Parnicki wraz z Januszem Kołodziej wypadali z pierwszego składu z powodu urazów. Był to istny koszmar dla Unii, która musiała jeździć czasem trzema, a nawet czterema juniorami.

W pewnym momencie nawet najwięksi optymiści zaczęli się zastanawiać, czy wszyscy zawodnicy wykurują się na najważniejsze mecze, które zadecydują o końcowej pozycji drużyny. Widmo spadku zajrzało w oczy bardzo mocno, lecz ostatecznie udało im się awansować nawet do fazy play-off, gdzie ulegli już na starcie Betard Sparcie Wrocław.

– Z jednej strony dziś na chłodno powinniśmy się cieszyć, że do tych play-offów udało się nam dostać. Jeszcze kilka miesięcy temu wszyscy się bali, czy nie spadniemy, bo nie mieliśmy zawodników. Mieliśmy wiele kontuzji, więc ja jestem dumny ze swojej drużyny. Atmosfera w zespole była bardzo dobra. Są rzeczy, nad którymi muszę popracować. Cieszę się, że zostaję w Lesznie, ale szkoda, że ten sezon się już kończy. Niemniej jeszcze niedawno martwiliśmy się, co to będzie z tą leszczyńską Unią – powiedział nam Bartosz Smektała.

– Z perspektywy czasu można tak powiedzieć, że powinniśmy się cieszyć z naszego udziału w play-off. Ja jednak przygotowując się do sezonu wierzyłem w swoją drużynę. Nie byłem pewien, bo wiadomo, że to jest sport. Wierzyłem po prostu, że będziemy w tej fazie, bo znam możliwości chłopaków i wiem na co nas stać. Faktycznie, gdy były te kontuzje i mecz za meczem chłopacy nie wracali, to sam się trochę denerwowałem, co to będzie. Ale myślę, że nie tylko ja miałem takie obawy, więc patrząc wstecz, to na pewno nasz udział w fazie play-off jest pozytywny – kontynuował.

Smektała wrócił do Leszna po dwuletniej przerwie, gdzie zdecydował się na starty w barwach klubu z Częstochowy. Przeprowadzka nie wyszła mu jednak na dobre i zawodnik znacznie obniżył loty. W macierzystym klubie miał się na nowo odnaleźć, lecz tu także jego wynik nie był oszałamiający. Średnia biegowa 1,667, to zdecydowanie poniżej oczekiwań.

– Zawsze chciałoby się lepiej. Fajnie byłoby teraz rozmawiać, gdy przed drużyną byłyby jeszcze cztery spotkania, a moja średnia biegowa wynosiłaby dwa punkty na wyścig. Takie zakończenie sezonu, to właściwie jest moim marzeniem. Na ten moment nie jest mi to jeszcze dane i przede mną dużo pracy. Na pewno druga część sezonu była dla mnie zdecydowanie lepsza. Dodatkowe starty za kontuzjowanych kolegów wprowadzały we mnie większy luz i złapanie większej pewności siebie. Natomiast na dziś dzień trzeba wyciągać jakieś pozytywy – skomentował.

Powrót kibiców na stadion, to jedna z rzeczy, która może cieszyć najbardziej wychowanka leszczyńskiej Unii. W latach 2020-2022 frekwencja była niezadowalająca, głównie przez pandemię koronawirusa. W tym roku także nie było szału, lecz wszystko zmieniło się od czasu dwóch istotnych meczów z Grudziądzem i Wrocławiem, kiedy to na trybunach zasiadło dwanaście tysięcy kibiców. Później w ćwierćfinale również z Wrocławiem sympatyków było już nawet piętnaście tysięcy.

– Powrót kibiców na Smoka na pewno bardzo cieszy, bo fajnie się jeździ przy pełnych trybunach. Liczymy również w przyszłym sezonie na taki doping w każdym meczu. Fajne jest jednak to, że w tych ciężkich dla Unii czasach, bo trzeba to sobie wprost powiedzieć, że to były ciężkie czasy. Kibice potrafili się zmobilizować i dać nam dodatkowego kopa motywacyjnego – zakończył.

SZYMON MAKOWSKI, POBANDZIE

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Lider drużyny zerkał na wyniki innych spotkań. Cieszy się, że nie trafili na Motor

Żużel. Uniknęli najgorszego, lecz apetyt rósł w miarę jedzenia. Tego żałują po porażce z hegemonem