Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W Polsce do dziś najbardziej kojarzony jest ze startami w barwach częstochowskiego Włókniarza. Niedawno Joe Screen skończył 50 lat. Okrągłe urodziny były okazją do podsumowania kariery na łamach angielskiego Speedway Stara. 

 

– Jak wspominam swoją karierę? Myślę, że z perspektywy czasu pewne rzeczy mogły być zrobione inaczej i być może wtedy kariera wyglądałaby bardziej okazale. Zaczynałem od wyścigów na trawie – to wiele mi dało. Tak naprawdę na początku myślałem o tym, że wejdę mocno w długi tor. Jazda na żużlu klasycznym sprawiła jednak, że to z nim tak naprawdę związałem się najmocniej – wspomina Anglik.

Screen nie ukrywa, że na początku jego kariery niemały wpływ miał sponsor, Roy Holding, który mocno mu pomógł. – Nie było czasu na to, aby mieć w życiu dwie szanse. Z wyścigów na trawie przeszedłem prosto do żużla klasycznego i tu była nieoceniona pomoc Roya, który prowadził firmę Diamond Transport. Wziął mnie pod swoje skrzydła i sporo pomógł. Jako, że wspierali oni również w przeszłości Petera Colinssa, mogłem i ja liczyć na jego wskazówki. Nigdy też nikt nie wywierał na mnie jakiejkolwiek presji. Miałem obok siebie zazwyczaj ludzi, którzy we mnie wierzyli i tą wiarą, że mogę być w żużlu kimś, pchali mnie do przodu – kontynuuje Screen.

Kiedy zatem przyszedł pierwszy moment w żużlowej karierze byłego zawodnika Włókniarza, gdy uwierzył, że tym „kimś” w żużlu może zostać? – Takim momentem bez wątpienia było wygranie indywidualnych mistrzostw ligi brytyjskiej w 1992 roku. Jednak kluczowym momentem był finał rok wcześniej. „Wskoczyłem” do niego za kontuzjowanego wówczas Kelly Morana, który przed finałem złamał obojczyk. Stanąłem w tych zawodach na podium (Screen zajął trzecie miejsce – dop.red) i stojąc na nim obok Hansa Nielsena i Sama Ermolenko pomyślałem sobie, że jestem w stanie wygrywać z zawodnikami na tym poziomie. Wygrana w 1992 roku tylko mnie w tym przekonaniu utwierdziła. W tym samym roku mogłem wygrać światowe mistrzostwa juniorów, ale niestety skończyłem trzeci za Loramem i Adamsem. Rok później w Pardubicach w końcu okazałem się najlepszy – wspomina Anglik.

Od 1992 roku Screen pojawiał się również w polskiej lidze. Zaczynał starty od reprezentowania barw Włókniarza Częstochowa. W plastronie polskiego klubu wyjechał po raz ostatni w barwach Ostrowa Wielkopolskiego w sezonie 2007. – W Polsce przejeździłem chyba piętnaście sezonów. W Szwecji bodajże siedemnaście. Podróże, przygotowania – to było swojego rodzaju wyzwanie w tamtych czasach. Leciało się na mecz do Polski i człowiek był zdany tylko na siebie. Trzeba było dopasować się do toru, samemu zadbać o sprzęt i oczywiście zdobywać punkty. Mało kto wtedy mówił w Polsce po angielsku. To była szkoła życia, która w pewien sposób otworzyła mi również oczy – dodaje Screen.

Joe Screen (z lewej) i Sebastian Ułamek.

W 1993 roku Joe Screen w niemieckim Pocking zadebiutował w finale światowym. Zajął w nim z pięcioma punktami na koncie trzynaste miejsce. Od 1996 roku do sezonu 2002 z roczną przerwą, spowodowaną kontuzją, ścigał się w cyklu Grand Prix. Najwyżej w klasyfikacji uplasował się w roku 1999, kiedy zajął szóste miejsce. Na pewno w Grand Prix mogło być lepiej. Tak naprawdę uważam, że miałem tylko dwa fajne turnieje. Pierwszy to ten w Bydgoszczy, kiedy Mark Loram zapewnił sobie tytuł mistrza świata. Drugi to był jeden z turniejów w Vojens – dodaje Screen.

Urodzony w Chesterfield zawodnik nie ukrywa, że wpływ na wyniki w zmaganiach Grand Prix miały też aspekty finansowe, a dokładniej rzecz ujmując zaplecze sponsorskie. Grand Prix samo w sobie było trudnym wyzwaniem. – Rywalizowali najlepsi. Potrzebne było zaplecze finansowe. Naprawdę, pomimo prezentowania jakiegoś poziomu, ciężko było wtedy o pomoc i znalezienie sponsorów. Ja jeździłem na zawody swoim mały Mercedesem Sprinterem i mogłem podziwiać wielki autobus Rickardssona. Mimo wszystko, starty w Grand Prix wspominam dobrze, a takie okazje jak start w Cardiff naprawdę wspaniale – dodaje Anglik.

Joe Screen charakteryzował się tzw. „frędzlami” na kevlarze

W Polsce, jak wiadomo, mówisz Joe Screen – myślisz o pewnym epickim biegu w Częstochowie, kiedy to Anglik pokazał cały drzemiący w nim talent i wcisnął się skutecznie pomiędzy Billy’ego Hamilla oraz Piotra Śwista. – O ile dobrze pamiętam, ten mecz miał decydować o naszym pozostaniu w najwyższej lidze rozgrywkowej. Dałem wtedy z siebie wszystko i fajnie, że się udało. Co mogę powiedzieć? Wiem, że ten filmik lata w mediach społecznościowych i jak na niego trafię, to obejrzę i się sam do siebie uśmiechnę, myśląc jak to kiedyś fajnie bywało – dodaje były zawodnik angielskiego Belle Vue.

Nie brak również głosów, że kariera Anglika mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej, gdyby nie problemy z utrzymaniem właściwej wagi ciała. – Na pewno moja postura miała na to wszystko jakiś wpływ. Ze względu na to, że zaczynałem karierę wyścigami na trawie, obręb obojczyka i klatki piersiowej faktycznie miałem rozbudowany i nie zawsze udawało się utrzymać słuszną dla żużlowca wagę. Innym problemem były liczne kontuzje, z którymi podczas swojej kariery się zmagałem. W ciągu 25 lat spędzonych na żużlu miałem dziewiętnaście złamań i one też miały na pewno wpływ na to, że nie wszystko co sobie zaplanowałem zostało spełnione – kontynuuje Screen.

Od paru lat Screen wraz z żoną Lindsay realizują się w branży dalekiej od motocyklowej, ale konie, tylko że nie te mechaniczne, w rodzinie pozostały. – Od ośmiu lat prowadzimy swój własny biznes, który jest kompletnie niezwiązany z żużlem. Zajmujemy się prowadzeniem czegoś na wzór schroniska czy hotelu dla zwierząt. Mamy obecnie trzydzieści pięć zwierząt i do tego jeszcze pięć własnych koni. Pracujemy od siódmej rano do siódmej wieczorem i nawet wyrwanie się na żużel do Manchesteru jest nie lada wyzwaniem. Konie w rodzinie pozostały, ale nie te mechaniczne. Córka doskonale realizuje się jako członkini zespołu grającego w polo. Przyznam szczerze, że chyba lepiej ścigać się na żużlu, aniżeli gnać na koniu, trzymać go jedną ręką, a drugą odbijać piłkę. Świetny sport do oglądania, ale na pewno nie dla mnie do uprawiania. Ja na swój sposób zrealizowałem się na torze żużlowym – podsumowuje Screen.