fot. FB Philipa Hellstroema Bangsa
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W Szwecji cały czas trwa dyskusja na temat tego, co należy zrobić, by spopularyzować żużel. W Dackarnie Malilla działa doskonale znany z żużlowych torów Mikael Max, który ma swoje przemyślenia na temat kryzysu w szwedzkim speedwayu.

 

– Miniony sezon – na przykładzie Dackarny – był „spokojniejszy” niż poprzedni. Publiczność w granicach tysiąca osób, to jest zdecydowanie za mało. Okazało się, że nawet takie nazwiska jak Janowski, Woffinden czy Doyle nie gwarantują przybycia kibiców na stadiony. Tu jest poważny problem i należy skupić się na tym, co należy zrobić, aby ponownie „otworzyć” szwedzkich kibiców na przyjście na stadion – mówi Mikael Max. – Należy w tym wszystkim wziąć jeszcze jeden aspekt pod uwagę. Mam dostęp do demograficznego profilu kibica i większość z nich to ludzie starsi i pewnie też w jakiś sposób boją się ze względu na pandemię zagościć na stadionach. Sytuacja z publicznością jest bardzo poważna. Nawet gwiazdy i relatywnie widowiskowe mecze, jak się okazuje, nie gwarantują dobrej frekwencji – dodaje były uczestnik cyklu Grand Prix.

Szwed ma własne przemyślenia na to, co lub kto mógłby pomóc w tym, aby na żużel w Szwecji przychodziło więcej osób.

– Potrzebujemy w Szwecji nową generację kibiców. Aby ją jednak pozyskać, potrzebujemy nowych bohaterów. Nieodzowne jest również to, aby w cyklu Grand Prix oprócz Fredrika Lindgrena skutecznie ścigał się choćby jeszcze jeden rodak. Mamy grupę zawodników, którzy jednak wolno przebijają się do czołówki światowej. Dla mnie osobiście doskonale jak na swój wiek wygląda zaledwie osiemnastoletni Philip Hellstroem-Bangs. On jest doskonały na torze i ma do tego potencjał medialny. Myślę, że on ma w sobie to coś, aby szybko dołączyć do najlepszych na świecie – podsumowuje Mikael Max.