Jerzy Kanclerz fot. Jakub Soboczyński
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Czas na kolejny odcinek naszego cyklu „Spotkanie z prezesem”. Tym razem o wspomnieniach, a także kulisach transferowych negocjacji rozmawiamy ze sternikiem Polonii Bydgoszcz Jerzym Kanclerzem.

 

Mecz z czasów Pańskiej prezesury, który wspomina Pan najlepiej to…

Myślę, że rewanż z PSŻ-em Poznań w finale II ligi w 2019 roku. Wiadomo, że przegraliśmy tam wysoko (59:31 – przyp.red.) i chyba jest to wydarzenie, które w historii tych rozgrywek nie miało wcześniej miejsca. Odrobić bowiem taką stratę to było coś, na co nawet my nie byliśmy przygotowani pod względem zarówno szampanów jak i okolicznościowych koszulek. Do końca nie było wiadomo jaki będzie wynik i wszystko później działo się spontanicznie. Poznań był do tego stopnia przygotowany, że nawet zamówili termin na kolację w restauracji w Bydgoszczy, który później my wykorzystaliśmy. To był za czasów mojej prezesury chyba taki najbardziej istotny moment. Chciałbym natomiast doczekać jeszcze lepszych chwil, bo realizacja mojego programu 5-letniego praktycznie została spełniona, poza postawieniem kropki nad i w postaci awansu do Ekstraligi.

A jeśli chodzi o cały żużlowy sezon, to który zapisał się Panu w pamięci najbardziej?

Najlepszy to na pewno ten z awansem do I ligi w 2019 roku, natomiast trzeba sobie powiedzieć jasno, że przez 5 lat mojej prezesury, które minie 1 października tego roku, nie cofnęliśmy się sportowo i cały czas idziemy do przodu. Była II liga i siódme miejsce, piąte miejsce, trzecie i teraz wiadomo, że zajęliśmy drugie miejsce i jeśli odpadniemy w półfinale to zajmiemy trzecie, czyli praktycznie co sezon pniemy się w tym rankingu sportowym do góry.

Na przestrzeni ostatnich lat w bydgoskich Gryfach występowało wielu klasowych zawodników. Negocjacje transferowe z którym z nich wspomina Pan najczęściej?  

Ja mam taką zasadę, też ze względu na ścisły, matematyczny umysł, że rozmowy z zawodnikami są krótkie, konkretne, treściwe i merytoryczne. Ja nie lubię z kimś przeciągać rozmów. Zawodnik, który przychodzi do Polonii Bydgoszcz, i tak było i w tym roku i w latach poprzednich, dostaje krótkie pytanie: „Czy chcesz w tym klubie jeździć?”. To jest podstawowa kwestia. Tak że albo się z kimś dogaduję, albo nie, ale też do nikogo nie mam pretensji, jeśli mi odmówi. David Bellego na przykład nas w ostatniej chwili poinformował w zeszłym sezonie, że przechodzi do Unii Leszno, ja oczywiście brałem pod uwagę taką możliwość, ale bardziej na poziomie 10-20%, i nawet mój syn Przemek był przekonany, że David będzie u nas jeździł, ale stało się inaczej.

Który przeprowadzony transfer do klubu uznałby Pan za najlepszy z perspektywy czasu?

Wiadomo, że Wiktora Przyjemskiego nie można brać pod uwagę, bo jest wychowankiem, ale na pewno przejście Kennetha Bjerre w zeszłym sezonie, kiedy miał drugą średnią w lidze, uważam za bardzo ważne, bo wszyscy mówili, że nie przykłada się w Grudziądzu do wyników, a rzeczywistość okazała się inna. Wymieniłbym także Mateusza Szczepaniaka, który się powoli rozkręca, ale tak to nie było jakichś zawodników wyjątkowo na plus. Wiadomo Daniel Jeleniewski, bardzo ułożony zawodnik, ale jakbym miał wskazać jednego to byłby to właśnie wyżej wymieniony Kenneth Bjerre, który okazał się być strzałem w dziesiątkę.

Czy napotkał Pan na jakieś problemy w pierwszych miesiącach po przejęciu klubu?

Na pewno były duże problemy, w sensie takim, że trzeba było wszystko uporządkować w klubie głównie pod kątem transparentności i księgowości. Wiadomo było, że tych pracowników było, i nadal jest, zatrudnionych tylko trzech na etatach i to chciałbym bardzo wyraźnie podkreślić. Nie wiem, czy jest w Polsce klub, który ma tak małą liczbę zatrudnionych pracowników. Są to mój syn (Krzysztof Kanclerz – przyp.red), Andżelika Topolska i Michał Młodzikowski. Pozostałe osoby, które funkcjonują na czele z trenerem, czy nawet długoletnią kasjerką Brygidą, są na umowach zlecenie. Problemów jest dużo, ale ja jestem takim człowiekiem, który lubi walczyć, wytyczyć cel i go realizować. Niekiedy jest tak w sporcie, że nie wszystko się sprawdza, natomiast jestem zadowolony z funkcjonowania tego klubu. Człowiek powinien mieć jakąś mobilizację, ja taką mam i nadal wierzę, że klub Polonia Bydgoszcz awansuje do tej Ekstraligi.

Co zaskoczyło Prezesa podczas pierwszych miesięcy zarządzania Polonią?

Jak już mówiłem, wyjątkowo zaskoczył mnie ten wspomniany wynik z Poznaniem, ostatnio nawet wspominałem ten mecz z Kamilem Brzozowskim i „Brzózka” wtedy powiedział publicznie, że skoro oni wygrali z nami tak wysoko, to dlaczego my też nie możemy tak wygrać? Wtedy prowadziłem drużynę i podjąłem taką decyzję, że dam najsilniejszą parę na pierwszy bieg, czyli Josh Grajczonek-Kamil Brzozowski. Kapitan wtedy przyszedł do mnie do biura i mówi: ‘Prezesie, dwóch najlepszych jedzie w pierwszym biegu?”. Odpowiedziałem mu: „Kamil, moja taktyka jest prosta, żeby dać sobie nadzieję, od początku musimy wystawić najsilniejszą parę, potem ewentualnie juniorzy, żeby kibic po tym szóstym czy siódmym biegu rewanżowym z Poznaniem nie wychodził ze stadionu”. Okazało się, że kibice do końca zostali i jeszcze ta walka Davida Bellego i Dimitri Berge do ostatniej kreski kiedy walczyli niesamowicie, wtedy Berge reprezentował nas, a Bellego Poznań i okazało się, że gdyby przejechał kołami linię to przy defekcie drugiego zawodnika przegralibyśmy 0:5. Był to więc czysty spontan i ja tych spontanów w działalności sportowej jako trener i działacz przeżyłem dużo. Wiem, na czym to polega, ale właśnie te niespodziewane sytuacje najbardziej radują na koniec.

Ma Pan zwyczaj pojawiania się w parku maszyn podczas zawodów?

Odkąd objąłem funkcję prezesa, raz mi się zdarzyło obserwować mecz z poziomu parku maszyn. I to był mecz w Łodzi. Wielu mówiło, że z Kanclerzem w parkingu jeździ się niewygodnie. Byłem i obserwowałem, ale oczywiście nie wtrącałem się w kompetencje Jacka Woźniaka i Krzysztofa Kanclerza, mojego syna w prowadzeniu drużyny, ale po prostu przypatrywałem się i miałem czujność, że walczymy do końca i chcemy w tym meczu w Łodzi w ostatniej kolejce wygrać. I to się ziściło. Ja jestem zdania, że nie ma wybierania sobie przeciwnika i w każdym meczu jest walka do końca na całego.

Jakimi metodami stara się Prezes wypromować klub, aby to mecze Polonii Bydgoszcz były rozrywką numer jeden w mieście nad Brdą?

Wiadomo, że żużel w Bydgoszczy jest tradycją. Klub w ogóle jako „Polonia” ma tradycję od 1920 roku, sekcja żużlowa powstała w 1946 i wiadomo, że ten żużel w Bydgoszczy jest najbardziej popularną dyscypliną sportu. W latach 60-tych, kiedy Zawisza grał w I lidze i Polonia również, mieliśmy króla strzelców Mariana Norkowskiego (sezon 1960 – 17 goli – przyp.red.). Wtedy rządziła piłka nożna, ale to minęło i teraz żużel mimo, że boryka się z problemami, bo już od dekady nie jeździmy w Ekstralidze, to mimo wszystko zainteresowanie tą dyscypliną jest bardzo duże. To zainteresowanie przechodzi z pokolenia na pokolenie, bo czy moja żona, czy mój syn, oni przesiąknęli tą dyscypliną dzięki mnie. To jest po prostu coś co jest zaszczepione. Jeśli któryś z rodziców przyprowadził córkę czy syna na stadion na mecz żużlowy, bo tak na przykład się u mnie zaczęło w 1961 roku w Gnieźnie i tak trwa do dzisiaj, to później ten kibic przychodzi, a szczególnie jeśli chodzi o Bydgoszcz, bo tu żużel jest popularny.

Czy oprócz żużla, w wolnym czasie, pochłaniają Prezesa jakieś inne pasje?

Bardzo wiele. Ja mam siedem funkcji sportowych i to znaczących, mimo przebywania na emeryturze po 45 latach przepracowanych w wojsku. Wciąż jestem wiceprezesem Regionalnej Rady Stowarzyszenia Związków Sportowych i prezesem sekcji hokeja na trawie, tak że długo by wymieniać, ale znajduję na to czas. To jest moja pasja, a przede wszystkim mnie w wieku 70 lat to wszystko pozytywnie nakręca i czuję się świetnie. Zawsze tu na obiekcie przy Sportowej 2 mam coś do wykonania, zrealizowania, a jak jest weekend to żona jeśli nie ma Grand Prix pyta: „Co będziemy robić?”. Wówczas odpowiadam: „Pojedziemy na działkę” – „ale my działki nie mamy” – „Na Sportową 2” (Stadion Polonii Bydgoszcz – przyp.red.). Ona wtedy w sobotę i niedzielę razem ze mną przyjeżdża i też ma zawsze coś do wykonania i z tego też się cieszę, bo sport to jest pasja, to jest coś co po prostu czym się przesiąka już zawsze. Dopóki mózg funkcjonuje to lepiej znaleźć zajęcie. Obojętnie czy jest to wędkarstwo, żużel czy coś innego, zawsze jest to lepsze od siedzenia przed telewizorem.

Opracował PAWEŁ CYRSKI

INNE ODCINIKI SPOTKANIA Z PREZESEM:

Żużel. Spotkanie z Prezesem. Piotr Rusiecki: Moją pasją jest praca. Najdłużej szło mi z Nickim – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Żużel. Spotkanie z Prezesem. Marta Półtorak: Z Lee Richardsonem warunki umowy spisaliśmy na serwetce – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)