Żużel. Słowacka gwiazda wciąż bez medalu IMŚ. Czy spełni swoje marzenie w przyszłym roku?

Martin Vaculik jest zdecydowanie najlepszym żużlowcem w historii swojego kraju. Słowak ma na koncie złoto mistrzostw Europy, tytuł DMP, lecz do pełni szczęścia brakuje choćby któregokolwiek medalu cyklu Grand Prix. 

32-latek swoją karierę w Polsce rozpoczął na wschodniej części naszego kraju w takich klubach jak KSM Krosno i Stal Rzeszów. Krótki epizod zaliczył również nad morzem w Wybrzeżu Gdańsk, lecz to w Tarnowie na dobre rozwinął skrzydła. To tam świętował pierwsze drużynowe sukcesy w tarnowskiej Unii oraz cenny dla niego tytuł Indywidualnego Mistrza Europy z roku 2013.

Następnie Słowak udał się do naszpikowanego gwiazdami Torunia, jednakże po roku startów zadomowił się w województwie Lubuskim, gdzie startował w Falubazie Zielona Góra oraz cztery sezony łącznie z tegorocznym w Moje Bermudy Stali Gorzów. W każdej z nich od 2014 roku nie zaliczył gorszej średniej biegowej, niż 2,00. Tym samym od wielu, wielu lat melduje się w ścisłej czołówce najlepszej ligi świata. Przyszły sezon również spędzie w Gorzowie, a rolę głównego lidera obejmie po odchodzącej gwieździe Bartoszu Zmarzliku.

Do pełni szczęścia Martinowi brakuje medalu w cyklu Grand Prix lub jak sam zainteresowany na pewno marzyłby o tym głównym trofeum, czyli złocie. O tytuł Indywidualnego Mistrza Świata walczy nieprzerwanie od 2017 roku, choć wcześniej miał parę epizodów w cyklu, lecz nie kończyły się one szczęśliwie. Dotychczas najlepiej wypadł w 2019 roku, kiedy to zajął 5. lokatę w klasyfikacji generalnej i przez dłuższy czas deptał po piętach takim zawodnikom jak Madsen, Zmarzlik i Sajfutdinow.

Słowak często łapie kontuzje w kluczowym dla siebie momencie, kiedy to jego forma coraz bardziej wzrasta. Tak było chociażby w tym sezonie, gdy po dość średnim początku zajął dwa razy miejsca na podium, awansował wtedy na trzecią pozycję w klasyfikacji. Niestety opłakany w skutkach wypadek z Jaimonem Lidseyem w meczu ligowym, wykluczył go na parę tygodni ze ścigania, a jak dobrze wiemy, ciężko jest wrócić po kontuzji i od razu być w tym samym rytmie co wcześniej. Dlatego Słowak złapał wiatr w żagle dopiero w ostatniej rundzie w Toruniu, którą zwyciężył w niesamowitym stylu, pokonując chociażby trzykrotnego mistrza świata Bartosza Zmarzlika.

Vaculik niejednokrotnie wspominał, że bardzo mu się marzy ten upragniony medal IMŚ, lecz do tego potrzebna mu jest stabilna forma oraz brak jakichkolwiek kontuzji w trakcie sezonu. Nie da się ukryć, że Martin ma ogromne umiejętności, tylko że do pełni szczęścia brakuje mu zgrania kilku ważnych i kluczowych elementów w sporcie żużlowym.

W tym sezonie rozpoczął współpracę z Bjarne Pedersenem, z którym w bardzo dobry sposób się dogadywał. Lekkie problemy wystąpiły jedynie na początku sezonu, jednakże z czasem wszystko się wzajemnie układało. Z tego co wiemy ich współpraca dalej będzie trwać, wiec być może będzie to jeden z kluczy do sukcesu w przyszłym sezonie. Na barkach Vaculika będzie bowiem ciążyć wynik Stali oraz kolejna walka o upragnione laury w Indywidualnych Mistrzostwach Świata.

SZYMON MAKOWSKI

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Sezon na Antypodach rozpoczęty. Jaimon Lidsey mistrzem stanu Wiktoria

Żużel. Kolejne wzmocnienie PSŻ-u Poznań. Antonio Lindbaeck Skorpionem!

POLECAMY:

Żużel. Sławomir Kryjom: Emil nie zapomniał jak się jeździ. Doświadczenie Pawła z Grand Prix zaprocentuje