Piotr Pawlicki. fot. materiały prasowe Betard Sparty Wrocław
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Enea Falubaz Zielona Góra zgodnie z wszystkimi przewidywaniami ekspertów pewnie awansował do PGE Ekstraligi. Podopiecznych Piotra Protasiewicza czeka teraz jednak dużo trudniejsze zadanie – utrzymać się w elicie. Mają w tym pomóc nowe nabytki zielonogórzan, przede wszystkim w postaci Jarosława Hampela oraz Piotra Pawlickiego. Młodszy z braci ma za sobą dosyć pechowy sezon, po którym nie był w stanie utrzymać miejsca w składzie Betard Sparty Wrocław. Być może jego postawa zaważy o pozostaniu Falubazu w najwyższej klasie rozgrywkowej.

 

Dla Piotra Pawlickiego miniony sezon miał być sezonem na przełamanie. Po dwóch przeciętnych kampaniach w Lesznie, zdecydował się na zmianę otoczenia i zasilił naszpikowaną gwiazdami Betard Spartę Wrocław. Szło mu całkiem nieźle, lecz w połowie lipca odniósł poważną kontuzję w 2. Finale IMP w Pile. To nieco go przyhamowało i po kontuzji nie był już tak skuteczny. Ostatecznie nie znalazł miejsca w składzie w drużynie Sparty na przyszły sezon, a całe rozgrywki zakończył ze średnią 1,701.

– Powoli się robi taka sytuacja, obym się mylił, że w jego przypadku można mówić o pewnym ustabilizowanym poziomie. Ja mu zawsze dobrze życzyłem, bo to jest zawodnik, który miał wszelkie predyspozycje by być wielkim. Gdzieś jednak po drodze się zagubił – w którym momencie, dokładnie nie wiem. Kiedyś mówiłem, że to w przyszłości będzie chłopak na dwucyfrówkę. Teraz jest jak “wańka-wstańka” – raz dziesięć, raz pięć punktów. Na ten moment jest solidnym ekstraligowcem, ale nic ponad to – ocenia Rufin Sokołowski, były prezes Unii Leszno.

Według byłego sternika Byków, problemy Piotra wynikają po części ze strony technicznej.

– Lata temu miałem długą rozmowę w parku z młodym Tobiaszem Musielakiem oraz jego ojcem. Wówczas przekazałem Tobiaszowi moją receptę na bycie wielkim. A brzmiała ona mniej więcej tak: Pracujesz pięć minut w tygodniu (pięć biegów po jednej minucie). Pozostałe 6 dni, 23 godziny i 55 minut masz po to, aby się do tych pięciu minut przygotować. W tym sporcie oprócz naturalnie talentu oraz umiejętności jazdy, bardzo ważny jest sprzęt. Elementów technicznych motocykla jest bardzo dużo. Ja bym przez ten wolny czas robił wszystko, by spróbować go zrozumieć. Gdy tak zrobisz, i nie będziesz jedynie pilotem, który wsiada do kokpitu, będziesz wielki. To nawiązuję również do Piotra i innych zawodników. Oni wolą większość wolnego czasu poświęcić na to, by dobrze się prezentować w fajnym samochodzie przed ładnymi dziewczynami – mówi Sokołowski.

– Piotr zwala większość niepowodzeń na sprzęt. Ja bym mu dał radę, by spróbował zrozumieć działanie motocykla. Niech kupi sobie książki z, dajmy na to, termodynamiki i się trochę podszkoli. Patrząc lata wstecz, nie do pomyślenia było, aby taki zawodnik, jak np. Roman Jankowski dawał komuś myć swój motocykl. Robił to sam nie dlatego, że nikomu nie ufał, a po to, żeby zobaczyć czy przypadkiem rama nie jest pęknięta, jakiś przewód uszkodzony etc. Dziś to, że zawodnik ma obok siebie czterech asystentów, a jeszcze ktoś inny czyści mu buty, nie sprzyja rozwojowi. Lepiej ładnie wyglądać w telewizji, w czystym kombinezonie, niż być zabrudzonym smarem. Proszę zauważyć, że wszyscy wielcy zawodnicy sami byli sobie mechanikami (lub w dużej części) – np. Tomasz Gollob. W tym sporcie nie wystarczy jedynie mieć kondycję i odwagę – trzeba jeszcze czuć motocykl – kontynuuje były prezes Unii.

Z Piotrem Pawlickim w formie, Falubaz mógłby z dużymi nadziejami podchodzić do kwestii utrzymania się w elicie. – O sile Falubazu ma przede wszystkim stanowić Hampel. Do tego jest brat Piotra, Przemek, który sprawdził się na pierwszoligowych torach. Można powiedzieć, że są tam wszyscy niechciani zawodnicy z Leszna (śmiech). Będę więc tym bardziej zerkać na tę drużynę z wielką sympatią. Trudno jest jednak na tę chwilę prorokować jak to będzie wyglądało – kończy Sokołowski.