Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Janusz Kołodziej ponownie okazał się najskuteczniejszym zawodnikiem swojej drużyny. Leszczyńska Unia walczyła przez moment o swój byt w PGE Ekstralidze, lecz cała historia zakończyła się szczęśliwie. Kapitanowi biało-niebieskich spadł kamień z serca, że jego zespół nie spadł z najwyższej klasy rozgrywkowej.

 

Sezon 2023 był bardzo ciężki dla Fogo Unii Leszno. 18-krotni mistrzowie Polski rozpoczęli go jednak znakomicie, lecz następnie napotkała ich plaga kontuzji. W pewnym momencie wisiało nad nimi widmo spadku i walka o utrzymanie. W odpowiedniej chwili zawodnicy wrócili na tor i zespół zdołał awansować jeszcze do fazy play-off. Z niej szybko odpadł, przegrywając oba spotkania ćwierćfinałowe z Betard Spartą Wrocław, zajmując ostatecznie szóste miejsce.

– Cieszymy się, że nie spadliśmy. Mieliśmy już nóż na gardle. Chcieliśmy jechać w play-off, bo jesteśmy zdrowi. Może nie w stu procentach, bo Zengi nadal ma problemy z barkiem, ma drut wsadzony. Nie uczestniczy też we wszystkich treningach, żeby się nie zajechać. Musimy wyciągnąć wnioski na kolejny sezon. Jest wiele rzeczy, których jako drużyna możemy poprawić. Dojdzie zapewne do kilku zmian, więc czekamy z tym, co się wydarzy. Wyciągniemy co możemy, by to poprawić jeszcze – mówił kapitan biało-niebieskich, Janusz Kołodziej.

W trakcie rozgrywek doszło do zmian na pozycji toromistrza w Lesznie. Przed trzynastą kolejką z posadą pożegnał się Jan Choroś, którego zastąpiły osoby, które sprawowały pieczę nad owalem po odejściu zasłużonego toromistrza, Stanisława Kaźmierczaka. Powód był jasny. Zawodnicy narzekali na przygotowanie nawierzchni podczas zawodów. Warunki miały być kompletnie nie zbliżone do tych, które panowały na sesjach treningowych. – Jeśli chodzi o nasz tor, to nie wszystko jeszcze odkryliśmy. Potrzeba więcej informacji. Będziemy starać się pracować zimą, by było łatwiej w sezonie – tłumaczył 4-krotny mistrz Polski.

Jak wyżej wspomnieliśmy, w trakcie sezonu wielu zawodników Unii doznało wszelakich kontuzji. Popularny „Koldi” miał pęknięte żebra, Grzegorz Zengota złamał obojczyk, a Chris Holder na starcie sezonu nabawił się urazu kręgów szyjnych. W związku z tym Byki w kilku spotkaniach musiały sobie radzić bez kluczowych zawodników. Czy po powrocie te wszystkie urazy sprawiły, iż cała drużyna jeszcze bardziej się zżyła i zmotywowała do walki?

– Z jednej strony tak, a z drugiej nie. Niektóre miesiące przejechaliśmy bez drużyny. Nawet się nie widzieliśmy. Lepiej przeżywać mecze razem i cały sezon jeździć bez kontuzji. To chwile i sytuacje nas łączą, a nie rehabilitacje – zdradził.

Kolejny znakomity sezon zanotował wspomniany Kołodziej. Polak skończył rozgrywki ze średnią biegową wynoszącą 2,333. W cyklu SEC przez uraz stracił pierwszą rundę w Częstochowie, lecz w Guestrow dał z siebie wszystko i triumfował z siedemnastoma punktami. Walka o tytuł jednak bardzo się skomplikowała, a zarazem przepustka do Grand Prix, która otrzyma mistrz Europy. Czy wychowanek tarnowskiej Unii liczy na dziką kartę? – Na pewno nie liczę na dziką kartę. Bo dlaczego miałbym ją dostać? Musiałbym sprawdzić też samego siebie, czy mnie na to stać – zakończył.

SZYMON MAKOWSKI, POBANDZIE

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Kapitan Aniołów znów zawiódł. Tłumaczy powody swojej niedyspozycji

Żużel. Klubowa kasa świeci pustkami. Na mecz pojechali jak w latach 90.