Przemysław Pawlicki. fot. media klubowe Falubazu Zielona Góra
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Już w swoich najmłodszych latach okrzyknięty został wielkim talentem i przez długi czas udowadniał na torze swój ogromny potencjał. W pewnym momencie coś się jednak zacięło i coroczny regres doprowadził wychowanka Unii Leszno na jeden sezon do Metalkas 2. Ekstraligi. Teraz stanie przed szansą pokazania, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w elicie.

Dla Przemysława Pawlickiego Falubaz Zielona Góra jest piątym klubem w Polsce. Zadebiutował w barwach rodzimej Unii Leszno w roku 2008 w domowym meczu przeciwko drużynie z Wrocławia. Ówczesny Atlas przyjechał na stadion im. Alfreda Smoczyka w mocno okrojonym składzie i spotkanie zakończyło się pogromem 61:29. Popularny “Shamek” wygrał trzy z pięciu biegów, w których się pojawił i zapisał na swoim koncie 11 punktów. Ostatecznie odjechał 5 spotkań i wykręcił średnią 1,7 pkt./bieg. Zatem nic dziwnego, że kibice zacierali ręce myśląc o przyszłości klubu.

Pierwsze schody, rozkwit i kontuzje

W kolejnym sezonie było już jednak słabo. Indywidualny Wicemistrz Polski z roku 2017 zajął przedostatnie miejsce w klasyfikacji zawodników pod względem średniej. Na sezon 2010 przeniósł się do Gorzowa, gdzie stanowił o sile formacji juniorskiej (śr. 1,712 pkt./bieg). Rok później wraz z bratem Piotrem zostali wypożyczeni z Leszna do drugoligowej Polonii Piła, która w głównej mierze dzięki nim awansowała szczebel wyżej. Gdy wrócił do elity, stał się jednym z liderów Byków, przez dwa lata ocierając się o średnią dwóch punktów na bieg. Ostatnie lata w macierzystej drużynie naznaczone były kontuzjami, które wyhamowały go na tyle, że stanowił bardziej o sile drugiej linii, niż był liderem.

Żużel. Kolejny zespół chwali się nowymi kevlarami. Ostrów z ciekawym projektem

Gdzie, jak nie w Gorzowie?

Po wspomnianych słabszych latach zarząd Unii postanowił, że zmieni koncepcję składu na tyle, że dla “Shamka” zabraknie w nim miejsca. Ten z kolei trafił do Gorzowa, gdzie jako junior przyzwoicie sobie radził. Spędził tam dwa sezony, w pierwszym zdobywając z drużyną złoto Drużynowych Mistrzostw Polski. Został nawet kapitanem gorzowskiej ekipy, jednak znów ostatecznie nie przywoził rezultatów godnych lidera pełną gębą, kręcąc się w przedziale 1,63-1,75 pkt./bieg. I po raz kolejny z tego powodu zmuszony był opuścić dobrze przecież sobie znane środowisko.

Sinusoida wyników

Trafił do Grudziądza, gdzie już wtedy kibice i działacze liczyli na play-offy. Ostatecznie do teraz nie udało się tego celu osiągnąć, jednak pierwsze dwa sezony Przemka były przyzwoite, bo za takie można uznać średnią lekko ponad 1,8 pkt./bieg. I wtedy przyszedł fatalny, pandemiczny rok 2020. Totalnie zagubiony Pawlicki w klasyfikacji indywidualnej był najsłabiej prezentującym się seniorem, osiągając wstydliwą dla siebie średnią 1,024 pkt./bieg. Gorzej od niego wyglądała tylko czwórka juniorów. Dostał jednak kolejne dwie szanse od władz GKM-u i o ile było lepiej, bo ciężko sobie wyobrazić słabsze rezultaty, o tyle znów był jedynie wsparciem z tylnego siedzenia (w obu sezonach ok. 1,6 pkt./bieg). To wszystko sprawiło, że nie znalazł się w PGE Ekstralidze żaden chętny na jego usługi i zmuszony był zejść w poszukiwaniu formy ligę niżej.

Żużel. Znamy już całą obsadę memoriału. Szykuje się wspaniałe ściganie w Manchesterze!

Odrodzenie i awans

I trzeba przyznać, że zarówno dla niego samego, jak i Falubazu Zielona Góra, bo właśnie te barwy przywdział, był to strzał w dziesiątkę. Obu stronom przyświecał przed sezonem cel powrotu do elity i zadanie zostało wykonane perfekcyjnie. Drużyna w cuglach wygrała rozgrywki ówczesnej 1 Ligi a sam Pawlicki wykręcił średnią 2,417 pkt./bieg, będąc motorem napędowym drużyny i pewniakiem w każdym biegu. Co więcej, jego odrodzenie dało się zauważyć również w różnego rodzaju zawodach indywidualnych, czy ligach zagranicznych, gdzie znów oglądaliśmy szybkiego, pewnego siebie zawodnika, który jest w stanie wygrywać z najlepszymi.

Udowodni, że jego miejsce jest w Ekstralidze?

Trzeba przyznać, że Falubaz na powrót do elity zostawił to, co najlepsze i dodatkowo wzmocnił swoją siłę rażenia najbardziej ze wszystkich beniaminków ostatnich lat. Oczywiście znalazło się również miejsce dla zeszłorocznego lidera, który dodatkowo po raz czwarty został kapitanem drużyny, którą reprezentuje. Zadanie postawione przed drużyną jest jasne – utrzymać się w Najlepszej Żużlowej Lidze na świecie a jeśli wystarczy siły i rozpędu – może nawet zahaczyć o play-offy. Bardzo dużo będzie zależeć właśnie od “Shamka”, który spróbuje zarówno spełnić nadzieje zielonogórskich kibiców, jak i udowodnić sobie i światu, że należy do czołówki, do której był zaliczany od najmłodszych lat. Czy to się uda? Pierwsze odpowiedzi poznamy już za lekko ponad miesiąc, gdy PGE Ekstraliga zostanie zainaugurowana. 

Żużel. Weteran wróci na Sportową. Oto pełna obsada XXXV Kryterium Asów