Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Andy Grahame to jeden z czołowych angielskich zawodników lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Swojego marzenia o starcie w finale światowym nigdy nie zrealizował. W finale w Los Angeles w 1982 był tylko zawodnikiem rezerwowym. W tym samym roku wygrał finał indywidualnych mistrzostw Wielkiej Brytanii na silniku… który – jak przyznaje po latach – przemycał z Australii.

 

– Sezon 1982 był zdecydowanie najlepszy w mojej karierze. Jednak jego pozytywne efekty miały swój początek poprzedniej zimy, kiedy udaliśmy się z reprezentacją Anglii do Australii na serię zawodów. Wiedziałem, że jadę tam reprezentować swój kraj, więc zakupiłem nowy silnik i wysłałem go tam w specjalnej skrzyni. Na miejscu się okazało, że to nie zwykły silnik, a prawdziwa rakieta. Był naprawdę doskonały. Po zakończeniu tournée postanowiłem więc, że zabiorę go z powrotem do Anglii. Negował ten pomysł menadżer Nigel Boocock, twierdząc, że zajmie to aż do dziesięciu tygodni. Ja jednak postawiłem na swoim. Postanowiłem polecieć z nim normalnie, jako z bagażem podręcznym. Przez dziury w silniku były przeciągnięte specjalne liny z uchwytami i ostatecznie silnik poleciał ze mną do Anglii, znajdując się w samolocie na kolanach mojego mechanika Artura. Na lotnisku w Londynie celnicy nie wierzyli własnym oczom i chyba tylko ze względu na fakt, iż byłem reprezentantem Anglii obyło się bez większych nieprzyjemności – wspomina na łamach Speedway Star  były reprezentant Anglii. 

Andy Grahame w finale zamorskim 1982 rok

Przetransportowanie silnika do Wielkiej Brytanii opłaciło się. W 1982 roku to właśnie na nim Andy Grahame wygrał mistrzostwa Wielkiej Brytanii. Drugie miejsce w finale zajął jego brat Alan. Na najniższym stopniu podium stanął Kenny Carter.

– Na pewno to był mój największy sukces w indywidualnej karierze. Sezon 1982 miałem bardzo dobry i czułem, że światowy finał jest w moim zasięgu. Pamiętam, że w finale jechało mi się doskonale. Wygrałem trzy pierwsze biegi. Pobiłem rekord toru, a po czwartym starcie, w którym pokonałem Kenny’ego Cartera, uwierzyłem, że ten wieczór może być mój. W ostatnim biegu przegrałem z bratem Alanem, ale tytuł był mój. Silnik przywieziony na kolanach z Australii spisywał się bardzo dobrze. Jak rywalizowaliśmy z bratem w ostatnim biegu? Normalnie. Przed biegiem popatrzyliśmy sobie w oczy i po prostu wyjechaliśmy na tor. Nasz sukces świętowaliśmy później w barze przy szampanie. Nie pamiętam, aby od tamtej pory bracia stanęli w finale Mistrzostw Anglii na dwóch najwyższych miejscach podium – dodaje Grahame.

Wygrana w finale brytyjskim dawała realne nadzieje na wymarzony awans do finału w Los Angeles. Wzrosły one jeszcze bardziej po awansie z finału zamorskiego do finału interkontynentalnego, z którego wówczas aż jedenastu zawodników kwalifikowało się do występu w kalifornijskim finale. 

– W finale zamorskim oczywiście startowałem na swoim najlepszym silniku. Ostatnim przystankiem w drodze do wymarzonego Los Angeles były jednak zawody w Vetlandzie i bieg barażowy, którego chyba nie zapomnę do końca życia. O ostatnie miejsce premiowane awansem walczyliśmy ja, Peter Collins oraz Bo Petersen. Zawody wygrał brat Petera, Les. Przed naszym biegiem podbiegł on do Petera i powiedział mu, aby skorzystał z jego motocykla bo jego „fruwa” po torze. Tak faktycznie było. Po starcie, który wygrałem, w pewnym momencie Peter dosłownie „przefrunął” obok mnie. Niewielu jednak po dziś dzień wie, że wówczas Peter był jeźdźcem firmowy Weslake, a motocykl brata to była Jawa, na której wygrał baraż i awansował do finału. Mówiąc żartem, tej „pożyczki” dla brata nigdy Lesowi nie zapomnę. Zniweczyła ona moje marzenia o finale. Nigdy później tak blisko finału światowego nie byłem. Inna sprawa jest taka, że na torze w Vetlandzie mój „australijski” silnik nie pracował już tak dobrze jak dotychczas. Kto wie, jak tamten bieg by się zakończył, gdyby Peter jechał na swoim motocyklu – wspomina Grahame.

W finale w Los Angeles Andy Grahame był zawodnikiem rezerwowym. Jak sam przyznaje, czuje się mimo wszystko zawodnikiem spełnionym. – Tamten bieg barażowy, muszę przyznać, przepracowywałem w głowie przez kolejne lata. Finał światowy to było moje marzenie. Wspomnienia mam dobre. Trzykrotnie stawałem na podium indywidualnych mistrzostw Wielkiej Brytanii. Byłem wraz z Hansem Nielsenem  mistrzem ligi w parach i przez wiele lat jechałem na niezłym poziomie. Marzyłem o finale, ale nie zawsze się od życia wszystko dostaje – podsumowuje były zawodnik Oxfordu. 

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Chciał zacząć z młodzieżą, a dostał do prowadzenia pierwszą ekipę Motoru. Teraz jest mistrzem Polski – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Żużel. Mateusz Bartkowiak: Naprawdę dobrze się przygotowałem. Chcę zdobywać więcej punktów – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)