Autor tekstu.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Parafrazując satyryczny utwór Jacka Fedorowicza: „każda epoka ma swoje problemy”. Polski speedway też miewał różnorakie, które potrafiły trapić go latami i tegoroczne opóźnienie sezonu przy nich to tzw. pikuś mały. Oto przykład…

W połowie lat 70. minionego wieku nastąpiła w światowym sporcie żużlowym prawdziwa rewolucja techniczna, w postaci motocykli czterozaworowych. Okazała się bardzo niekorzystna dla pozycji polskiego żużla w świecie. Motocykle z nowym typem silnika były bowiem drogie, w dodatku światowa czołówka zawodników zaczęła korzystać z ich tuningu u wyspecjalizowanych fachowców na zachodzie Europy lub antypodach. Były to jednak usługi dla naszych zawodników wówczas nieosiągalne, chyba że, jak Jancarz czy Plech, startowali regularnie w lidze angielskiej.

Warto przytoczyć w tym miejscu znamienny przykład. W 1976 roku, przed finałem Indywidualnych Mistrzostw Świata w Chorzowie, australijski tuner Neil Street za przygotowanie nowego typu silnika dla reprezentanta naszego kraju zażyczył sobie kompletnego motocykla oraz innego, zapasowego silnika. Warto zaznaczyć, że cena dobrego żużlowego motocykla w drugiej połowie lat 70. przekraczała cenę nowego samochodu fiat 126 p – marzenia przeciętnego Kowalskiego. 

Kolejny cios przyniósł rok 1978. Cena silnika do motocykla żużlowego Jawa wzrosła o ponad sto procent. W dodatku zupełnie niewydolny okazał się obowiązujący wówczas centralny system importu motocykli i części do nich, którym zajmowały się działający przy Polskim Związku Motorowym Ośrodek Techniczno-Zaopatrzeniowy oraz Biuro Zaopatrzenia Części Zamiennych, za pośrednictwem centrali handlu zagranicznego (witajcie w realiach PRL). Taka urzędowa droga trwała miesiącami. Kluby ratowały się prywatnymi kontaktami z klubami zachodnimi, sprowadzając lepsze silniki i części zamienne na własną rękę lub korzystając z pośrednictwa polskich zawodników startujących w lidze angielskiej.

W 1976 roku najsilniejszy wówczas polski klub żużlowy – Stal Gorzów, za wyrażenie zgody na starty Zenona Pecha w brytyjskim klubie Hackney, otrzymał od Anglików cztery nowoczesne silniki marki Weslake oraz 50 opon do motocykli żużlowych. Nierzadko działano na granicy ówczesnego prawa, w myśl popularnego powiedzenia „Polak potrafi”. Oto pod koniec lat 70. grupa polskich zawodników miała startować w klubach ligi angielskiej. Gospodarze w podpisanej umowie zobowiązali się zabezpieczyć Polakom środki transportu po Wielkiej Brytanii. Wykorzystując ten punkt umowy, działacze Unii Leszno zakupili na giełdzie samochodowej kilka fiatów 126p, niby na potrzeby transportu żużlowców, natomiast strona angielska, uwolniona od realizacji tego zobowiązania, zrewanżowała się silnikami do motocykli żużlowych.

Kryzys gospodarczy lat 80., permanentny brak dewiz, jeszcze bardziej uwypukliły sprzętową niemoc polskiego żużla. Mistrz świata z 1980 roku Anglik Michael Lee dysponował kilkunastoma najnowocześniejszymi motocyklami lub silnikami kilku marek będącymi jego prywatną własnością. Jego osobisty park maszyn był więc liczniejszy niż niejednego polskiego klubu żużlowego, a przy tym nowocześniejszy. Pozbawieni porównywalnego do rywali sprzętu nasi zawodnicy skazywani byli w konfrontacji międzynarodowej z reguły na porażki, dokonywano natomiast cudów operatywności, aby zdobyć dobrej klasy sprzęt. Najczęściej organizowano go  „akcyjnie”, przed ważnymi zawodami. Tak było np. przy okazji finału Drużynowych Mistrzostw Świata w Lesznie w 1984 roku, kiedy to tuż przed turniejem sprowadzono z zagranicy 6 silników dla naszej kadry, a także komplet opon. Z reguły jednak tego typu spontaniczne akcje „za pięć dwunasta” nie przynosiły skutku. Swoje zrobił stan wojenny. W jego realiach, wiosną 1982 roku, sytuacja była tak dramatyczna, że na skutek braku niezbędnego do pracy silników specjalnego oleju sprowadzonego z Zachodu pojawiła się realne groźba, że żużlowcy w ogóle nie wyjadą na tory. Jakoś się jednak to wszystko poukładało. Daliśmy radę wtedy, więc może i damy radę teraz. Chociaż realia inne, a i problem zupełnie innej natury.

ROBERT NOGA