fot. Jędrzej Zawierucha
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Przypominamy, że już 25 marca premiera polskojęzycznej wersji autobiografii Taia Woffindena, trzykrotnego indywidualnego mistrza świata (przez internet zamawiać można już, szczegóły poniżej). Pozycja pt. „Tai Woffinden. Bez hamulców” została wydana nakładem krakowskiego wydawnictwa SQN, które w 2016 roku wypuściło na rynek hitową książkę Marka Cieślaka i Wojciecha Koerbera pt. „Pół wieku na czarno”.

„Pół wieku na czarno” zajęło drugie miejsce w Plebiscycie na Sportową Książkę Roku (2016), ulegając tylko historii skoczka Thomasa Morgensterna pt. „Moja walka o każdy metr”. Z kolei w kategorii „książki motoryzacyjne i kolarskie” losy Narodowego Cieślaka okazały się bezkonkurencyjne.

Jakie recenzje zbierze teraz autobiografia zawodnika Betard Sparty, spisana przez Petera Oakesa? Poniżej drobny wyciąg z treści, jedna z wielu „przygód”, które spotkały Woffindena i pozwoliły mu zyskać cenne doświadczenie.

„Wypadek z palcem przydarzył mi się, kiedy miałem 13–14 lat. Jednak najbardziej przerażające chwile przeżyłem jakiś rok później. Razem z Tatą załadowaliśmy na pick-upa motocykle crossowe i wybraliśmy się za miasto, żeby sobie pojeździć.

W niektórych australijskich stanach w wieku 15 lat można otrzymać tymczasowe prawo jazdy, które pozwala na prowadzenie samochodu, o ile masz ze sobą kogoś, kto ma pełne prawo jazdy.

Spędziliśmy cały dzień w miasteczku Lancelin na końcu stanowej sześćdziesiątki, gdzie śmigaliśmy sobie po wydmach.

W drodze powrotnej wsiadłem za kółko. Kiedy tak jechaliśmy, Tata ze zmęczenia usnął, czego nie powinien robić, jadąc z młodocianym kierowcą. Ja też kilka razy przymknąłem oczy. Pewnie każdemu się zdarza, kiedy się prowadzi, będąc zmęczonym.

Tata nadal spał, ja również zaczynałem przysypiać. Żeby nie odpłynąć, otworzyłem okno. Jechaliśmy zwyczajną drogą, po jednym pasie w każdym kierunku. Ta trasa była jednak niebezpieczna, cieszyła się złą sławą wśród kierowców. Każdego roku ginęło tam około 30 osób.

W którymś momencie nie wytrzymałem i usnąłem, przez co zjechałem na przeciwny pas. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem samochód jadący prosto na nas. Skręciłem gwałtownie w lewo, a potem w prawo. Odbiłem się od krawężnika, co jakimś cudem pozwoliło mi wrócić na właściwy pas (w Australii, podobnie jak w Anglii, obowiązuje ruch lewostronny).

Do dziś nie wiem, jakim cudem minęliśmy ten samochód, ale na pewno byliśmy o włos od śmierci. Gdybym otworzył oczy ułamek sekundy później, doszłoby do czołowego zderzenia, z którego nikt z nas nie wyszedłby żywy. Po tym wydarzeniu byłem tak przerażony, że przez dobry miesiąc nawet nie myślałem o wsiadaniu za kółko.”

Premiera książki 25 marca, ale zamawiać przez internet można już! Szczegóły na: www.idz.do/taiwoffinden-pobandzie.

Tai Woffinden w barwach częstochowskich Lwów. Fot. Jarosław Pabijan.
Tai Woffinden (z lewej) i Sam Masters. FOT. JĘDRZEJ ZAWIERUCHA.
Zdjęcie: Facebook Taia Woffindena