Carabinieri kontrolujący napotkane na ulicy osoby
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W Polsce sytuacja już powoli staje się trudna, coraz więcej ludzi na poważnie i z respektem podchodzi do tematu epidemii. Ulice miast opustoszały (podobnie jak półki sklepowe). Ale to nie u nas rozgrywa się prawdziwy armagedon, nie u nas zablokowane jest dosłownie wszystko, nie u nas życie wielu rodzin zamieniło się w koszmar. Moja rodzina, która na stałe przebywa we Włoszech postanowiła przekazać nam swój punkt widzenia oraz nieco przybliżyć sytuację, której w Polsce chcielibyśmy uniknąć.

– Na początek odniosę się do sportu, bo Wasz portal tym się zajmuje. Żużla we Włoszech praktycznie nie ma, mało kto w ogóle wie, co to jest i na czym polega – mówi nam Claudio Lodi, mąż Polki Ireny Cierpiał. Oboje mieszkają pod Bolonią, w regionie Emilia Romania. Dalej tłumaczy: – Jest natomiast wielu fanatyków piłki nożnej. Kiedy premier Giuseppe Conte informował w oświadczeniu, że zamknięte zostają szkoły, przedszkola, urzędy itd., to nie wywołało aż takich emocji. Kiedy przekazał natomiast, że mecze piłki nożnej nie będą się odbywać, reakcje ludzi były skrajne. U nas to tradycja, że wieczorami przesiaduje się w pubach i ogląda mecz. Teraz nie ma co oglądać. Włoscy „tifozi” (fanatycy) są serio zrozpaczeni. A jak wygląda teraz życie codzienne? O tym niech już żona pogada, ja z nudów idę remontować strych.

Irena Cierpiał: – Włochy od początku miały o tyle przechlapane, że w Europie jako pierwsi znaleźliśmy się w obliczu epidemii. Teraz każdy kraj uczy się na przykładzie Italii, i dobrze. Wirus został tutaj zlekceważony na samym początku i dlatego teraz mamy to, co mamy. A fajnie nie jest. U nas, pod Bolonią, na początku było tak, jak teraz w Polsce. Ludzie masowo opróżniali półki sklepowe, wypłacali kasę z bankomatów, wszędzie ich było pełno. I to błąd, bo sklepy działają nadal, towar jest dostarczany codziennie, zakupy można zrobić, a zbierając się tłumnie w jednym miejscu tylko się dodatkowo narażamy. Obecnie tutaj w sklepie mogą przebywać maksymalnie trzy osoby, wchodzą, kupują, wychodzą robiąc miejsce innym. Szkoda, że tak późno na to wpadli. Generalnie wszystko inne jest pozamykane, ludzie mają nakaz siedzenia w domach, to nie jest dobrowolne, bo pilnują tego carabinieri. Każdy, kto chce opuścić swój dom, musi wypełnić specjalny formularz, gdzie i po co się wybiera oraz kiedy wróci. Jeśli policja złapie kogoś bez takiego dokumentu, ma prawo taką osobę ukarać. Jeżeli chcemy przedostać się do innego miasteczka, sytuacja ma się podobnie. Należy to zgłosić do służb i uzyskać pozwolenie. Jeśli kogoś złapią, być może przepuszczą, a być może nie. Rynek, który codziennie gromadził tutaj setki ludzi, opustoszał kompletnie, parki są zamknięte. Jedyne miejsce, w które można się udać to łąka nad rzeką na obrzeżach miasteczka (i to też nie bez pozwolenia). Na zakupy z rodziny chodzi jedna osoba, w masce i w rękawiczkach. Kasy sklepowe są ogrodzone taśmą, nie można zbliżyć się na odległość mniejszą niż metr. Oszaleć można od tego siedzenia w domu, ale to lepsze niż choroba. Najgorzej zachowują się ludzie starsi, ciągle próbują się wyrwać z domów, bo im się zwyczajnie nudzi i ciężko ich przekonać, żeby tego nie robili, zwłaszcza, że we Włoszech emeryci są przyzwyczajeni do życia w pełni, a nie siedzenia zadem na kanapie przed telewizorem.
U nas jeszcze nie jest najgorzej. W Lombardii brakuje dosłownie wszystkiego, szpitale nie nadążają, nie ma już sprzętu, w kostnicach nie ma miejsca, dlatego zaczęli kościoły przekształcać w miejsca „tymczasowych chłodni”. Z pogrzebami też jest problem. Na dziś we Włoszech jest około 30 000 tysięcy zarażonych i 1800 zgonów. Znawcy prognozują, że największy wzrost nastąpi w tym tygodniu, później może się trochę uspokoi.

Opustoszałe miasteczko we Włoszech

Dlatego ja osobiście uważam, że Polska pod tym względem zareagowała odpowiednio, szybko zamykając granice, szkoły, a ludziom wpaja się, że powinni siedzieć w domu. Na przykładzie Italii podejmują dobre decyzje. Myślę, że w Polsce nie dojdzie do tak wysokiej skali jak tutaj.

Dzięki, Mamo!

SEBASTIAN SIREK