Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Zapewne na Boże Narodzenie, a nawet wcześniej będziemy mieli nowego ministra sportu. Wiadomo: polityka, wybory, naturalna kolej rzeczy. Kamil Bortniczuk zrobił dużo dobrego. Nie budził w środowisku sportowym kontrowersji, wyszedł z ideą Letnich Igrzysk Olimpijskich w Polsce, uruchomił szereg programów finansowych, które dla sportu szkolnego, młodzieżowego, masowego i dla małych klubów miały duże czy bardzo duże znaczenie.

 

Kto go zastąpi? Napisałem, że będziemy mieli „nowego ministra sportu”, a tymczasem jest prawdopodobne, że będziemy mieli… nową minister sportu. Nie pierwszą przecież. Była już Elżbieta Jakubiak, była Joanna Mucha, była Danuta Dmowska-Andrzejuk. Pd wielu lat wiceministrem jest Anna Krupka. A teraz? Mówi się o dwóch posłankach z głównej partii przyszłej koalicji. Obie były utytułowanymi sportsmenkami. Jedna reprezentowała sporty zimowe, druga – letnie. Pierwsza otarła się o medal na Igrzyskach Olimpijskich, druga zdobywała tytuły mistrzyni Europy, a pochodzi ze sportowej rodziny: mama zdobywała medale olimpijskie, a tata był jednym z najlepszych trenerów w Europie w swojej specjalności.    

Sport – nie miejmy złudzeń – zawsze przeplata się z polityką. Nie ma co narzekać – taka jest rzeczywistość. Jako człowiek sportu trzymam kciuki za każdego ministra w tym resorcie. Za nowego – czy nową – też.

Nowemu szefowi resortu sportu i turystyki życzę nowych pomysłów i inicjatyw, ale też jak najwięcej kontynuacji  tego dobrego, co zrobił poprzednik, ustępujący minister – i szerzej: poprzednicy. Bo rządy i ministrowie się zmieniają – to naturalna rzecz w demokracji – ale polski sport zostaje. I jemu trzeba zawsze wiernie służyć – ponad podziałami politycznymi.