fot. British Speedway
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Piękna pogoda, tłumy na trybunach, przygotowania do ligowych rozgrywek – to recepta na idealny rozpoczynający Wielkanoc weekend dla fanów w Wielkiej Brytanii. Los postanowił jednak zepsuć tę atmosferę i w Wielki Piątek zabrał na zawsze legendę dziennikarstwa żużlowego na Wyspach.

 

Nigel Pearson, bo o nim mowa, odszedł w wieku zaledwie 52 lat. Jego głos dobrze znali fani nie tylko kibice w Zjednoczonym Królestwie, ale i w Polsce, w końcu przez lata komentował zawody ligi brytyjskiej, pokazywane także przez polskich nadawców. Wszyscy, którzy choć raz oglądali tę rywalizację, wiedzą, kim był, choć nie znali go osobiście.

Przez „Speedway Star” nazwany został „głosem brytyjskiego żużla”, i nie ma w tym przesady. Dla fanów, w tym piszącej te słowa, mecze Elite League, czy później Premiership to te komentowane przez niezawodny duet Nigel Pearson-Kelvin Tatum…

Choć komentował różne sporty, w tym darta i piłkę nożną, to w żużlu pozostawił po sobie najważniejsze dokonania. Od 1999 roku pełnił też rolę rzecznika prasowego brytyjskiego żużla.

Jeszcze we wtorek, trzy dni przed nagłym odejściem, gościł na antenie Eurosportu, by opowiedzieć o nadchodzącym sezonie. Dzień później nagle zachorował.

– Nigel był ambasadorem. Przeprowadził żużel z ery tabloidów do ery cyfrowej, z powodzeniem zresztą. Był opoką brytyjskiego żużla – wspomina na łamach „Speedway Star” Rob Godfrey, szef BSP Ltd. Chris Louis, zasłużony zawodnik, nazwał Pearsona „niezwykłym człowiekiem, wyjątkowym kolegą z pracy, a ponad wszystko przyjacielem”.

– Sposób, w który komentował mecze, niejednokrotnie podkręcał atmosferę spotkań – wspomina Louis.

Osławiona druga połowa duetu, Kelvin Tatum, z którym Pearson przepracował dwadzieścia lat, także zabrała głos na łamach brytyjskiego tygodnika.

– Spędzaliśmy w swoim towarzystwie tyle samo czasu, co ze swoimi żonami. Jeszcze niedawno mieliśmy spotkanie z przedstawicielami Discovery, by ustalić szczegóły naszego wyjazdu do Chorwacji na pierwszą rundę SGP. Nigdy nie narzekał na swoje zdrowie. Dołączył do żużlowego zespołu Sky Sports około 2002 roku i wówczas współpracował z Tonym Millardem. Ja z kolei pracowałem z Jonathanem Greenem. Kiedy Jonathan odszedł z redakcji, Rory Hopkins ze Sky zdecydowal, że będę pracował razem z Nigelem – wspomina Tatum swojego przyjaciela oraz początki współpracy. – Teraz dopiero przypomina mi się nasze pierwsze spotkanie. Był wówczas młodym reporterem w Cradley, ja jechałem dla Coventry. Początkowo się nie polubiliśmy, uważałem go za wścibskiego, który wścibia nos w nie swoje sprawy. Później przekonałem się, jaki instynkt w nim tkwi. Nie robił mnóstwa analiz, nie śledził statystyk, wiele z tego po prostu miał w głowie. Żużel był jego prawdziwą pasją. Sprawiał też, że zawsze było wesoło. Kiedy jechaliśmy gdzieś na turnieje Speedway Grand Prix, było tak, jakby dwóch niesfornych uczniów jechało na wycieczkę szkolną. Mógł zasypiać zawsze i wszędzie. Pamiętam jeden lot do Polski. Wylecieliśmy ze Stansted na pokładzie samolotu Ryanair. Nigel był zmęczony, bo przez całą poprzednią noc pracował. Mieliśmy miejsca z tyłu. Była tam młoda kobieta, która siedziała przy oknie w jego rzędzie, tuż obok niego. W ciągu dziesięciu minut zasnął z brodą na swojej klatce piersiowej i przespał cały lot, chrapiąc. Ta kobieta wyglądała na naprawdę przerażoną. Zawsze dużo się razem śmialiśmy i spędzaliśmy razem świetny czas – zakończył Tatum.