fot. Sebastian Daukszewicz
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Żużel to jedyny tak widowiskowy sport. Tak często głoszą fani ścigania w lewo. Trudno się z tym nie zgodzić. Ja bym jeszcze dodał, że widowiskowy nie tylko na torze. Jakże bowiem widowiskowy jest ostatnio medialnie. Szkoda tylko, że nie od tej właściwej strony.

 

Z trudem bowiem można szukać drugiej takiej dyscypliny, w której zespoły na dosłownie parę dni przed startem rozgrywek nie wiedzą z kim tak naprawdę będą rywalizowały i ile drużyn ich liga będzie miała. Na kilka dni przed startem zmagań, których start w roku pańskim 2024 ktoś mądry wymyślił dwa tygodnie przed startami lig wyższych, wycofał się zespół z Krakowa. Ponoć brakowało do zamknięcia budżetu jakieś 700 tysięcy złotych.

Jedni powiedzą dużo, inni powiedzą małą. Nieważne. Ważne, że ów 700 tysięcy sprawiło, iż w dniu wczorajszym wszystkie zespoły mogły – owszem przez moment, ale mogły – ogłosić wszem i wobec sukces, jakim jest awans do tegorocznych play-offów. Liga nie wystartowała, a już wiedzieliśmy kto jedzie w dalszej części zmagań. Takie historie tylko w tym widowiskowym sporcie.

Zarządcy ligi jednak błyskawicznie „błąd” wychwycili i ze stoickim spokojem zakomunikowali, że przecież jest plan B, czyli play-offy w czterozespołowym składzie. Profesjonaliści. Dajcie mi inną dyscyplinę, gdzie zarządcy rozgrywek na nieco ponad 100 godzin przed startem ligi zmieniają kluczowe zasady rywalizacji. Swoją drogą, w takiej sytuacji, dość zastanawiające jest dążenie do startu w ostatni weekend marca, dwa tygodnie przed pozostałymi szczeblami rozgrywkowymi. Co jeszcze ciekawsze, ta liga będzie miała potem… trzy tygodnie przerwy. Komu zatem potrzebny tak wczesny start?

Na dzień 26 marca mamy więc sześć zespołów, w tym dwa zagraniczne. Ani Łotysze, ani Niemcy awansować nie mogą, zatem nie za bardzo rozumiem tutaj zasadę równości wszystkich podmiotów biorących udział w rozgrywkach względem podmiotu zarządzającego. Zostały nam tak naprawdę cztery zespoły. Gniezno, Opole oraz dwa wielkie znaki zapytania w postaci Tarnowa i Piły.

Wedle mojego skromnego opiniowania, to jeszcze nie koniec rewelacji. Opole, które od lat się podnosi i jakoś, mimo sprzyjającego klimatu, podnieść się nie może jakoś sezon odjedzie w oczekiwaniu na spełnienie wyborczych obietnic i budowę nowego stadionu. Powstanie nowy obiekt, to on sam w sobie sprawi, że w klubie zapanuje profesjonalizm i nagle zaczną garnąć się sponsorzy.

Swoje zrobi też Gniezno. Czy swoje zrobi Piła? Ciężko wyrokować, tym bardziej, iż prezes Dariusz Pućka ostatnio rozmów unika, co by wskazywało na fakt, iż problem po wycofaniu się Enei do najlżejszych nie należy. Co z Tarnowem? Oficjalnie jadą, choć dla mnie to ich „jadą”, to tylko nic więcej, aniżeli „lep” na sponsorów. Łatwiej rozmawiać bowiem z potencjalnymi sponsorami i otrzymać pomoc w momencie, kiedy jest uprawomocnienie do rozmów w postaci zgłoszenia do startów, aniżeli prosić o pieniądze, kiedy potencjalny darczyńca może dać, a zespół wcale nie pojechać.

Oby się zatem nie okazało – i tego sobie ani nikomu nie życzę – iż niedługo po starcie będzie jednak jasne kto w play-off pojedzie. Zabezpieczenie odpowiednie jest u wykluczonych z 1. ligi profesjonalnych Niemców oraz Łotyszy. Wcale nie jest zatem powiedziane, że nie możemy doczekać finału Krajowej Ligi Żużlowej w postaci pojedynku Dauvgapils i Landshut, co ostatecznie ośmieszyłoby powstałą profesjonalną ligę, o której przyszłości winno się myśleć w perspektywie paru lat do przodu, a nie wyłącznie kolejnego, najbliższego sezonu. Tego długofalowego myślenia zatem życzę.

ŁUKASZ MALAKA