Żużel. Spotkanie z Prezesem. Tadeusz Zdunek: Przejęcie klubu nie było łatwe. Mecz z Toruniem zapadł w pamięci

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Przed nami kolejny odcinek cyklu „Spotkanie z prezesem”. W dzisiejszym materiale o kulisy zarządzania klubem i nie tylko, przepytaliśmy prezesa gdańskiego Wybrzeża, Tadeusza Zdunka.

 

Mecz z czasów Pańskiej prezesury, o którym będzie Pan pamiętał do końca życia i opowiadał wnukom to…

W Toruniu, kiedy jechaliśmy play-offy z Apatorem i przegraliśmy ledwie czterema punktami (sezon 2017 – 47:43 – przyp.red).

A jeśli miałby Pan przywołać najlepszy sezon Pańskiego klubu, to który by Pan wskazał? 

Sezon 2017, kiedy dosyć niespodziewanie awansowaliśmy do play-offów i jechaliśmy z Toruniem. Gdyby nie to, że w meczu w Tarnowie Hubert Łęgowik się przewrócił i nie zszedł z toru, tylko machał rękami z pretensjami podczas prowadzenia Andersa Thomsena, to byśmy byli w Ekstralidze. W powtórce Thomsen niestety przyjechał trzeci.

Przez ostatnie sezony w jedynym nadmorskim klubie w Polsce występowało wielu świetnych żużlowców. Czy zdarzyły się jakieś nietypowe negocjacje transferowe, które wyjątkowo zapadły Panu w pamięci? 

Tak ostatnio to z Rasmusem Jensenem. U nas się wybił i to my stawialiśmy na niego nawet w momencie, gdy wśród kibiców były głosy, aby odstawić go od składu. Ogłosił, że będzie przedłużał kontrakt u nas. Wiedział, że mu wysłaliśmy pieniądze na konto, a dzień później powiedział, że odchodzi. I koniec. Po co robił z tego aferę i tak potraktował klub, który go wyciągnął z niebytu? Bzdura.

Który zawodnik ściągnięty do Wybrzeża Gdańsk najlepiej spełnił pokładane w nim nadzieje i oczekiwania?

Myślę, że Mikkel Michelsen, który był „odstawiony”, bo w Tarnowie nie jeździł. My na niego postawiliśmy i okazało się, że z naszego klubu poszedł do Ekstraligi stając się w niej czołowym zawodnikiem. Mikkel zachował się w porządku kiedy odchodził. Chciał zostać w Gdańsku, ale zadzwonił, przeprosił, powiedział, że taką propozycję dostał z Motoru Lublin, że było grzechem odmówić i ja to oczywiście rozumiem. My nie mieliśmy szans na awans, więc można, jak widać, zachować się normalnie.

Czy napotkał Pan na jakieś problemy w pierwszych miesiącach po przejęciu klubu?

To nie było ani łatwe, ani sympatyczne przejęcie po prezesie Robercie Terleckim, który narobił potężnych długów. Klub był zagrożony upadkiem, trzeba było przenegocjować wypłaty ze wszystkimi zawodnikami, wyrównać im pensje i wypłacić, tak że to było najtrudniejsze.

A czy coś zaskoczyło Prezesa pozytywnie podczas pierwszych miesięcy Prezesury?

Hmmm. Nie pamiętam (śmiech). Widać raczej gorsze sytuacje z reguły zapadają w pamięci.

Czy ma Pan zwyczaj pojawiania się na meczach swojego klubu na stadionie oraz w parku maszyn czy woli Pan zarządzać klubem „zza biurka”?

Tutaj mam duży konflikt interesów, bo też i moje wnuki uczą się jeździć na motocrossie, a treningi mają zazwyczaj w soboty więc muszę dzielić mój czas i tu i tu. A, że też i „mechanikowałem” moim motocrossowcom to musiałem wybierać, czy być tu czy tu, stąd często mnie nie ma na zawodach żużlowych. Zawsze śledzę wyniki na tablecie, ale i tak zawsze czy jestem na stadionie czy poza, nie wtrącam się w prowadzenie zawodów. Niektórzy prezesi mają zwyczaj nawet ustalania składu, ale ja taki nie jestem.

Jakimi metodami stara się Prezes wypromować klub, aby to mecze Wybrzeża Gdańsk były rozrywką numer jeden w największym mieście województwa pomorskiego?

Wiele razy nas chwalono, że bardzo dobrze prowadzimy social media, a cała reszta tak naprawdę jest w rękach zawodników. Jeśli zawodnicy dobrze jadą, to mamy pełny stadion. Jeśli zawodnicy przegrają na początku sezonu cztery mecze pod rząd, to mamy pusty stadion i taką sytuację jak na meczu z ROW-em Rybnik, gdzie było kilkuset ludzi. W opozycji z kolei mamy przykład play-offów z Apatorem Toruń gdzie na trybunach zasiadło kilkanaście tysięcy kibiców.

Czy oprócz żużla, w wolnym czasie, pochłaniają Prezesa jakieś inne pasje?

Na pewno jedną moją pasją jest motocross i to tak od 40 lat. Z wieloma sukcesami, bo mamy jako rodzina czternaście tytułów mistrza Polski, a drugą pasją jest pływanie. Ja uwielbiam pływać. Ostatnio pobiłem swój rekord, bo w ciągu trzech tygodni pokonałem 1,5 tys. mil morskich na norweskich fiordach, co jest świetnym wynikiem w tak krótkim czasie.

Opracował PAWEŁ CYRSKI