Żużel. Spał na lotnisku, by zostać mistrzem świata. „Zrozumiałem wtedy na czym polega życie żużlowca”

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Nicki Pedersen to jedna z najważniejszych postaci w historii światowego żużla. Duńczyk trzykrotnie sięgał po tytuł indywidualnego mistrza świata, a jego ambicja, charyzma oraz nietuzinkowy charakter sprawiają, że wyróżnia się na tle innych. Jego droga do sukcesu była jednak wyboista – by zaoszczędzić trochę „grosza” na lepszy sprzęt, potrafił spędzać noce… na lotnisku.

 

Kariera Pedersena rozpoczęła się tak naprawdę w 1998 roku, gdy postanowił wyjechać na Wyspy, aby zbierać szlify oraz doświadczenie na tamtejszych torach. – By być dobrym żużlowcem i marzyć o mistrzostwie świata, musiałeś startować na Wyspach. Wiedziałem jakie to ważne – mówi Pedersen w rozmowie z Paulem Burbridgem na portalu FIM Speedway. – W tamtym czasie dostawałem 20 funtów za punkt i płaciłem 150 funtów za zakwaterowanie u rodziny, u której mieszkałem. To był trudny, ale najlepszy czas przez jaki przeszedłem w swoim życiu. Pozwolił mi zrozumieć na czym polega życie żużlowca i uszanowałem to. Musisz ciężko pracować, by osiągnąć swoje cele i cały czas się motywować, bo pieniądze to nie wszystko – a wtedy nie było ich w ogóle – wyjawia Duńczyk.

Sytuacja finansowa trzykrotnego mistrza świata sprawiała, że wolał zaoszczędzić pieniądze m.in. śpiąc na lotnisku, niż wynająć pokój hotelowy. – Oszczędzałem w ten sposób na serwisy silników i ogólnie sprawy związane ze sprzętem. Pamiętam te czasy. Teraz, gdy udaję się do pokoju hotelowego i nie jestem zadowolony z warunków lub jest zbyt głośno, wtedy przypominam sobie te chwile. Do tej pory myśląc o tym pojawia się na mojej twarzy uśmiech, gdy za dużo zrzędzę. Uświadamiam sobie wtedy, że moje życie nie jest takie złe – przyznaje.

Jedna liga nie wystarczyła

 

W czasach, gdy Pedersen po raz pierwszy sięgał po tytuł mistrza świata, regularnie ścigał się w czterech ligach. Dokładając do tego starty w Grand Prix, jego terminarz był wypełniony po brzegi jazdą. – Dla mnie było to wtedy naturalne. Chciałem zarobić tyle pieniędzy, aby maksymalnie dobrze móc się przygotować do walki o tytuł. Wtedy musiałeś ścigać się we wszystkich ligach, bo jedna nie wystarczała, aby się utrzymać – wspomina. – To nie było coś w rodzaju wyboru. Ja po prostu musiałem tak zrobić, by móc rywalizować z najlepszymi na świecie. Jeśli nie jesteś w stanie w pełni poświęcić się dla celu, nigdy go nie osiągniesz – dodaje.

Pedersen swój cel osiągnął w 2003 roku, a potem jeszcze dołożył dwa złote medale (2007, 2008). Duńczyk przez kilkanaście lat zaliczał się do ścisłej czołówki światowego żużla i zapisał się złotymi zgłoskami na kartach historii. Nawet teraz, w wieku 46 lat, potrafi jeszcze ścigać się na bardzo wysokim poziomie. Dużo można zarzucić Pedersenowi, ale jedno jest pewne – tak barwnych postaci w żużlu jest coraz mniej i dzień, w którym Duńczyk zdecyduje się powiedzieć „pas”, będzie smutnym dniem dla dyscypliny.

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Tęsknił za Falubazem w Ekstralidze. Teraz widzi ich… w pierwszej czwórce!

Żużel. Pewny awans i hit transferowy. Analiza składu Texom Stali Rzeszów