Nicki Pedersen to jedna z najważniejszych postaci w historii światowego żużla. Duńczyk trzykrotnie sięgał po tytuł indywidualnego mistrza świata, a jego ambicja, charyzma oraz nietuzinkowy charakter sprawiają, że wyróżnia się na tle innych. Jego droga do sukcesu była jednak wyboista – by zaoszczędzić trochę „grosza” na lepszy sprzęt, potrafił spędzać noce… na lotnisku.
Kariera Pedersena rozpoczęła się tak naprawdę w 1998 roku, gdy postanowił wyjechać na Wyspy, aby zbierać szlify oraz doświadczenie na tamtejszych torach. – By być dobrym żużlowcem i marzyć o mistrzostwie świata, musiałeś startować na Wyspach. Wiedziałem jakie to ważne – mówi Pedersen w rozmowie z Paulem Burbridgem na portalu FIM Speedway. – W tamtym czasie dostawałem 20 funtów za punkt i płaciłem 150 funtów za zakwaterowanie u rodziny, u której mieszkałem. To był trudny, ale najlepszy czas przez jaki przeszedłem w swoim życiu. Pozwolił mi zrozumieć na czym polega życie żużlowca i uszanowałem to. Musisz ciężko pracować, by osiągnąć swoje cele i cały czas się motywować, bo pieniądze to nie wszystko – a wtedy nie było ich w ogóle – wyjawia Duńczyk.
Sytuacja finansowa trzykrotnego mistrza świata sprawiała, że wolał zaoszczędzić pieniądze m.in. śpiąc na lotnisku, niż wynająć pokój hotelowy. – Oszczędzałem w ten sposób na serwisy silników i ogólnie sprawy związane ze sprzętem. Pamiętam te czasy. Teraz, gdy udaję się do pokoju hotelowego i nie jestem zadowolony z warunków lub jest zbyt głośno, wtedy przypominam sobie te chwile. Do tej pory myśląc o tym pojawia się na mojej twarzy uśmiech, gdy za dużo zrzędzę. Uświadamiam sobie wtedy, że moje życie nie jest takie złe – przyznaje.
Jedna liga nie wystarczyła
W czasach, gdy Pedersen po raz pierwszy sięgał po tytuł mistrza świata, regularnie ścigał się w czterech ligach. Dokładając do tego starty w Grand Prix, jego terminarz był wypełniony po brzegi jazdą. – Dla mnie było to wtedy naturalne. Chciałem zarobić tyle pieniędzy, aby maksymalnie dobrze móc się przygotować do walki o tytuł. Wtedy musiałeś ścigać się we wszystkich ligach, bo jedna nie wystarczała, aby się utrzymać – wspomina. – To nie było coś w rodzaju wyboru. Ja po prostu musiałem tak zrobić, by móc rywalizować z najlepszymi na świecie. Jeśli nie jesteś w stanie w pełni poświęcić się dla celu, nigdy go nie osiągniesz – dodaje.
Pedersen swój cel osiągnął w 2003 roku, a potem jeszcze dołożył dwa złote medale (2007, 2008). Duńczyk przez kilkanaście lat zaliczał się do ścisłej czołówki światowego żużla i zapisał się złotymi zgłoskami na kartach historii. Nawet teraz, w wieku 46 lat, potrafi jeszcze ścigać się na bardzo wysokim poziomie. Dużo można zarzucić Pedersenowi, ale jedno jest pewne – tak barwnych postaci w żużlu jest coraz mniej i dzień, w którym Duńczyk zdecyduje się powiedzieć „pas”, będzie smutnym dniem dla dyscypliny.
CZYTAJ TAKŻE:
Żużel. Tęsknił za Falubazem w Ekstralidze. Teraz widzi ich… w pierwszej czwórce!
Żużel. Pewny awans i hit transferowy. Analiza składu Texom Stali Rzeszów
Żużel. Badania potwierdziły uraz. Fatalne wieści dla Byków!
Żużel. Wrocławianie pogrążeni w Toruniu! Odrodzony Przedpełski (RELACJA)
Żużel. GKM gromi Unię! Ogromny pech Kołodzieja (RELACJA)
Żużel. Groźny upadek w Grudziądzu! Kontuzja Kołodzieja?
Żużel. Udzielił kolegom wskazówek i podziałało. „Dziękuję, że mnie posłuchali”
Żużel. Protasiewicz szczerze przed derbami: Nie jesteśmy faworytem