Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Żużlowy weekend już za nami, a działo się sporo. Na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej poznaliśmy półfinalistów, a w PGEE pierwsze mecze półfinałowe zostały ukończone. Sprawdźmy zatem, kto zaskoczył pozytywnie, a kto sprawił kibicom „przykrą niespodziankę”.

 

1. liga żużlowa zakończyła fazę ćwierćfinałów, a więc poznaliśmy pierwsze rozstrzygnięcia. Enea Falubaz wygrał małą tabelę, a bezpośredni awans wywalczyli Abramczyk Polonia oraz ROW Rybnik. Z pozycji „lucky losera” weszła z kolei drużyna Arged Malesy. Fani tych drużyn mogą zatem zacierać ręce przed spotkaniami półfinałowymi.

W PGE Ekstralidze z kolei pierwsze mecze półfinałowe mamy za sobą i sporo już po nich wiemy. Faworyci, czyli Platinum Motor oraz Betard Sparta, nie zawiedli. Drużyna Tauron Włókniarza zaliczyła blamaż przed własną publiczność, przegrywając znacząco. „Anioły” natomiast bardzo dzielnie stawiały czoła Spartanom, choć wystarczyło to jedynie na remis.

PLUSY:

Emil Sajfutdinow – Rosjanin z polskim paszportem przeszedł samego siebie. Pierwszy „duży komplet” z dorobkiem osiemnastu punktów. Dzięki jego postawie Apatorowi udało się wywalczyć remis, zachowując prowizoryczne szanse na awans. Występ na miarę klasy światowej.

Jarosław Hampel – Wicemistrz świata z 2010 i 2013 roku przeżywa drugą młodość. Potwierdził to w kolejnym spotkaniu. W Częstochowie wywalczył trzynaście „oczek” z bonusem, będąc najlepszym zawodnikiem „Koziołków”. Nic dziwnego, że przy takiej dyspozycji Hampela kibice piszą petycje, aby zawodnik został w Motorze.

Bartłomiej Kowalski – Fantastyczna dyspozycja juniora Sparty Wrocław pozwoliła wyciągnąć przyjezdnym remis. 21-latek dołożył 12 punktów do dorobku drużyny. Ponadto, pokonywał seniorów drużyny przeciwnej za wyjątkiem Sajftutdiniwa. Uwagę budzi też fakt, że jako jedyny z wrocławian zdobył dwucyfrówkę.

Rasmus Jensen – Duńczyk zdobył pierwszy komplet w barwach Falubazu. Cztery starty, cztery zwycięstwa. Emanował pewnością siebie oraz szybkością na trasie. Popularny „Rasser” pokazuje, że warto zaryzykować nim w Ekstralidze. Takie występy tego żużlowca tylko przybliżają go do elity w przyszłym sezonie.

Leon Madsen – Jedyny zawodnik Włókniarza Częstochowa, do którego żadnych pretensji mieć nie można. Szesnaście punktów w sześciu startach. Kapitan zdobył 44,4% punktów swojej drużyny, co pokazuje, jak znacznie wyróżniał się na tle innych. Duńczyk przegrał jedynie dwukrotnie z kapitalnym tego dnia Jarosławem Hampelem.

MINUSY:

Paweł Przedpełski – Ostatnio okazał się największym pozytywnym zaskoczeniem, a teraz zawiódł na całej linii. Jedynym dobrym występem zawodnika był bieg jedenasty, w którym wygrał wyścig. Poza tym przywoził same zerówki, a jeszcze jedyny punkcik zdobył na własnym koledze, Wiktorze Lamparcie. Po występie w Lublinie z pewnością kibice liczyli na więcej.

Maciej Janowski – To najsłabszy sezon „Magica” od kilku dobrych lat, a ten mecz jest tylko kolejnym tego potwierdzeniem. Brak prędkości, brak startów, a w rezultacie tylko cztery punkty. Takiemu zawodnikowi nie przystoi zawodzić w tak ważnych spotkaniach. Gdyby nie postawa Bartłomieja Kowalskiego, to sytuacja Sparty byłaby podbramkowa.

Kacper Woryna – Przy dorobku rybniczanina dopiszemy… no właśnie, nie dopiszemy żadnych punktów! Zero, wykluczenie oraz taśma to tragiczny bilans żużlowca Włókniarza. W tym przypadku Woryna może być nazwany, pisząc groteskowo, „ojcem porażki”. Przede wszystkim to jego punktów zabrakło Włókniarzowi, stąd porażka „Lwów” okazała się tak wysoka.

Jakub Krawczyk – Lider formacji juniorskiej Arged Malesy kompletnie nie popisał się w tym spotkaniu. Zdobył jedynie jeden punkt, a rywalem, którego pokonał okazał się… Kamil Winkler. Młodzieżowiec na giełdzie transferowej jest rozchwytywany, ale takie występy z pewnością nie poprawiają jego wartości, a wręcz przeciwnie, mogą zaszkodzić

Maksym Drabik – Kolejny zawodnik Tauron Włókniarza, który znalazł się na tej liście. I nie ma co się temu dziwić. W końcu Drabik przyzwyczaił kibiców, że w Częstochowie jest stabilnym oraz pewnym punktem drużyny. Tak nie było w meczu ze Spartą, gdzie dołożył zaledwie cztery „oczka”. Ta postawa podobnie jak Woryny miała wpływ na ostatecznie tragiczny bilans drużyny.