Janusz Kołodziej. Foto: FB Unia Leszno
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Za nami jeden z ciekawszych okresów transferowych ostatnich lat. Zaskakujące zmiany, powroty na „stare śmieci”, a także wycofywanie się ze wstępnych ustaleń kontraktowych. Mistrzowie Polski dozbrajają się indywidualnym mistrzem świata – Bartoszem Zmarzlikiem, beniaminek buduje ciekawy skład, który może pozwolić na walkę o czołowe miejsca w PGE Ekstralidze. O tym jednak słychać zewsząd. Dziś skupimy się na innej ekipie, w której podczas okienka działo się bardzo dużo.

 

Włodarze Byków po rozstaniu z Piotrem Pawlickim, Davidem Bellego i niepodziewanie z Jasonem Doylem, który jeszcze w trakcie sezonu deklarował przedłużenie kontraktu, sprowadzili Bartosza Smektałę, Grzegorza Zengotę oraz Chrisa Holdera. Przez wielu kibiców, dziennikarzy oraz „ekspertów” drużyna z Wielkopolski spisywana jest na straty i wróży jej się walkę o utrzymanie. Czy aby na pewno ta drużyna wygląda tak słabo?

W ubiegłym sezonie przez pierwszą część rozgrywek drużyna prezentowała się naprawdę dobrze. Z każdą kolejną rundą Byki wyglądały jednak coraz gorzej i ostatecznie zakończyły zmagania na szóstym miejscu. Mając tak naprawdę tylko jednego pewnego zawodnika, jakim był Janusz Kołodziej nie można wygrywać spotkań w najlepszej lidze świata. Spójrzmy więc jak może wyglądać nadchodzący rok.

Czy Chris Holder jest zawodnikiem gorszym niż jego rodak, który wybrał starty u beniaminka? Jason legitymuje się co prawda przyzwoitą średnią, jednak wyniki w meczach tego nie odzwierciedlały. Owszem bywały mecze, w których jego wynik kręcił się w okolicach kompletu, ale za chwilę przychodziły takie, w których robił wynik na poziomie 6-8 punktów, a to mocno poniżej oczekiwań. Holder w barwach Ostrovii zaliczył świetny sezon, udowadniając, że wciąż jest wartościowym zawodnikiem. Optymizmem leszczynian może napawać też to, że mistrz świata z 2012 roku zawsze dobrze prezentował się na leszczyńskim owalu i jeśli trafi z formą i sprzętem, to śmiało można upatrywać w nim lidera.

Drugim zawodnikiem, któremu należy się przyjrzeć jest Bartosz Smektała. Czy „Smyk” jest słabszym zawodnikiem niż odchodzący do wrocławskiej Sparty Piotr Pawlicki? Były kapitan Unii, podobnie jak Doyle, zaliczył sezon w kratkę, często przegrywając w kluczowych momentach. Smektała po dwuletniej przygodzie z Włókniarzem Częstochowa ma chrapkę na to by piąć się w górę i zdobywać z Bykiem na piersi więcej punktów, niż w minionym sezonie. Ma na to duże szanse. To zawodnik ambitny, pracowity i wyciągający wnioski ze słabszych występów. Warto przypomnieć sezon 2020, ostatni w biało-niebieskich barwach przed wyprowadzką do Częstochowy, kiedy to „Smyk” niemal w każdym meczu notował dwucyfrowy wynik. Jest to jeden z lepszych zawodników wywodzących się z leszczyńskiej Unii, który potrafi wygrywać z dużo bardziej doświadczonymi zawodnikami, co pokazywał chociażby w zawodach SEC. Sądzę więc, że 24-latek może w nadchodzącym sezonie zaskoczyć i wrócić do dyspozycji sprzed dwóch lat

Bartosz Smektała. FOT. PAWEŁ PROCHOWSKI.

Ostatni nowy-stary zawodnik w Unii Leszno to Grzegorz Zengota. Co tu dużo mówić, po odejściu z Leszna jego kariera nie potoczyła się tak, jak powinna. Ciężka kontuzja, walka o powrót do pełnej sprawności, o powrót na tor. Budowanie formy w pierwszoligowych rozgrywkach. Konsekwentnie do przodu. Przez leszczyńską publiczność jest uwielbiany i nie raz ciągnął zespół, kiedy inni dawali ciała. Na pewno jest w stanie robić tyle punktów co David Bellego, a nawet więcej. Francuz nie zawiódł w ubiegłym sezonie, nikt nie wymagał od niego kompletów, tylko solidnego wsparcia na poziomie 6-8 punktów i z tego zadania się wywiązał. „Zengi” również może być taką solidną drugą linią, ale stać go także na bycie liderem zespołu.

Wymieniona trójka zawodników, w dopełnieniu do reszty składu może nie uchodzi za dream team, ale to także powinno stanowić atut. Wyrównany skład i brak presji może spowodować, że leszczynianie zaskoczą i powalczą o miejsca w górnej części tabeli. Kapitan zespołu – Janusz Kołodziej – od lat unika wpadek. Miniony sezon miał bardzo dobry, był niekwestionowanym liderem i jedynym jasnym punktem drużyny w drugiej części rozgrywek. Jaimon Lidsey też nie raz zaskakiwał, pokazując plecy dużo bardziej utytułowanym rywalom. Brak stresu związanego z walką o skład może przełożyć się na to, że zrobi on duży krok w swojej karierze.

Co do juniorów, to nie od dziś wiadomo, że leszczyńska Unia jest szkoleniowym gigantem i ma wielu perspektywicznych młodzieżowców. Może w nadchodzącym sezonie nie będzie to najlepszy punkt drużyny, jak za czasów pary Kubera-Smektała, jednak po zebraniu doświadczenia powinni dorzucić kilka cennych punktów w kluczowych momentach. Trzon formacji juniorskiej mają tworzyć Damian Ratajczak, Hubert Jabłoński, a w składzie są też m.in. Maksym Borowiak i Antoni Mencel. Pierwsi dwaj nie raz już pokazali, że mają umiejętności, charyzmę i nie boją się walki. Borowiak i Mencel z kolei zrobili furorę w pierwszej lidze, udając się na wypożyczenie do zielonogórskiego Falubazu.

Mimo leszczyńskich korzeni, zostali ulubieńcami zielonogórskiej publiczności, a to za sprawą tego, że dorzucali ważne punkty do dorobku Falubazu. Wielu miało chrapkę na to, by młodzieżowcy zostali na kolejny sezon, jednak macierzysty klub jak widać również widzi ich w swoim składzie. Po przetarciu w pierwszej lidze mogą być ważnymi ogniwami Unii w PGE Ekstralidze.

Skład Unii Leszno może nie jest naszpikowany gwiazdami, ale jest mocno wyrównany. Każdy może być liderem i każdy może dorzucić cenne punkty, gdy kto inny będzie cieniował. Może być tak, że rzeczywiście to będzie za mało, że braknie pewnego lidera. Scenariusz, w którym leszczynianie otrą się o czołowe miejsca w tabeli również jest jednak realny.

Skład Unii Leszno na sezon 2023:

-Janusz Kołodziej
-Chris Holder
-Bartosz Smektała
-Jaimon Lidsey
-Grzegorz Zengota
-Damian Ratajczak
-Hubert Jabłoński
-Maksym Borowiak
-Antoni Mencel
-Hubert Ścibak
-Tobiasz Musielak
-Jakub Oleksiak