Żużel. Marek Grzyb: Na Teneryfę sponsorzy i zarząd lecą za prywatne pieniądze

W ostatnich dniach zawrzało na linii Jerzy Synowiec – Marek Grzyb. Były prezes Stali Gorzów w dosadnych słowach zaatakował obecnego sternika wicemistrzów Polski. Aktualny szef żółto-niebieskich przyznaje, że seria niepochlebnych artykułów z „wyreżyserowanych” stron przestaje go dziwić oraz podkreśla, iż wnioskuje tylko o środki przeznaczone na promocję miasta poprzez sport.

Synowiec w swoim tekście użył kilku ostrych sformułowań. Adwokat uważa, że kwota, o którą wnioskuje zarząd stalowców jest stanowczo za wysoka i określa żużel mianem raka mającego zeżreć wszystko, nie dając żyć innym.

– Ja nie lubię brać udziału w takich wojenkach. Chciałbym jednak podkreślić, że każda sprawa ma pewnego rodzaju początek i koniec kija. Każdy może oceniać mnie i moją pracę jak chce, ale tutaj zapewne mamy do czynienia z drugim dnem tego ataku. Pan Synowiec ma swoją wojenkę i ja nie chciałbym w niej uczestniczyć. Dla mnie wykładnią mojej pracy jest to, jak prowadzę klub i jakie ten klub osiąga wyniki. To oceniają kibice i z tego, co widzę te oceny są bardzo dobre – mówi Marek Grzyb

Prezes ekipy znad Warty złożył wnioski podzielone na trzy filary. Pierwszy dotyczy działania ekstraligowego klubu, drugi szkolenia młodzieży, a trzeci funkcjonowania sekcji piłki ręcznej.

– W konkursie może wziąć udział każdy klub i złożyć wniosek na kwotę taką, jaką uważa za stosowną. My akurat złożyliśmy taki wniosek, ale każdą subwencje przyznaną przez Komisję Sportu przyjmiemy z wdzięcznością, ponieważ chcemy się rozwijać i godnie reprezentować miasto Gorzów. Chciałbym podkreślić, że wniosek nie równa się przyznaniu subwencji – zaznacza sternik wicemistrzów Polski.

– Proszę pamiętać, że my wnioskujemy o kwoty, które są w budżecie miasta przeznaczone na sport. Na pewno nie mamy zamiaru wnioskować o dodatkowe pieniądze, które są przeznaczone na inne konieczne inwestycje. Myślę też, że na wysokie środki trzeba sobie sukcesami, ciężką pracą i promocją miasta zapracować. Jeśli powiedzmy Stilon będzie osiągał świetne wyniki, to na pewno też miasto to odpowiednio doceni – kontynuuje.

W ostatnich dniach, z różnych stron, pojawiło się również dość sporo zarzutów odnośnie zgrupowania gorzowian na Teneryfie. Sternik Stali wyjaśnia, że za zorganizowaniem przedsezonowego obozu właśnie na wyspie położonej na Oceanie Atalntyckim przemawiało wiele argumentów.

– Ja do tych różnych ataków z wyreżyserowanych stron, ze strony pewnych mediów, powoli zaczynam się już przyzwyczajać. Zrobił się szum wokół naszego wyjazdu na Teneryfę, a przecież chociażby Unia Leszno od lat jeździ na takie zgrupowania do Hiszpanii. Motor Lublin w zeszłym roku również był na podwójnym zagranicznym wyjeździe we Włoszech i Hiszpanii i jakoś nikogo to nie dziwiło. My też cały czas się uczymy, chcemy brać dobre wzorce. Skoro Unia trenuje właśnie w taki sposób i zdobywa cztery mistrzostwa z rzędu, to może właśnie to jest dobra droga? – komentuje nasz rozmówca.

– Przy tym wyjeździe myśleliśmy też o kosztach. Pamiętajmy, że w momencie gdy dokonywaliśmy rezerwacji hotele w Polsce były zamknięte. Do tego wcale nie jest tak, że pobyt w Polsce musi okazać się tańszy od tego za granicą. Tygodniowy pobyt jednego zawodnika z pełnym wyżywieniem na Teneryfie wyniesie 1300 złotych, czyli około 180 złotych za dzień. Myślę, że nie jest to wygórowana kwota. Do tego dodam oczywiście, że wszyscy sponsorzy, cały zarząd jadą na ten wyjazd z własnej kieszeni. Uważam więc, że taka nagonka na nasz wylot jest niepotrzebna i niezrozumiała – podsumowuje Marek Grzyb.