W sobotni wieczór Maciej Janowski wprawił w ekstazę kibiców zgromadzonych na Stadionie Olimpijskim. To właśnie wrocławianin wykonał decydującą akcję w ostatniej gonitwie zawodów i dzięki temu reprezentacja Polski sięgnęła po Drużynowy Puchar Świata. Tuż po turnieju mówił o tym, że nie czuł się najlepiej podczas zmagań, ale cieszył się, iż wykonał misję powierzoną mu przez Rafała Dobruckiego.
Finał najważniejszych reprezentacyjnych zmagań nie układał się po myśli Biało-Czerwonych. Zawodnicy z Polski przez sporą część zawodów byli gorsi od ekipy z Wielkiej Brytanii. Przed ostatnią serią czołowe drużyny miały po 26 punktów. Końcówka należała jednak do zespołu gospodarzy. Ostatecznie zgromadzili oni o dwa oczka więcej od Wyspiarzy.
– Na pewno czuję się świetnie. Chociaż szczerze mówiąc, to nie był najlepszy wieczór w moim wykonaniu. Wydaje mi się, że pokazaliśmy siłę drużyny i to jak potrafiliśmy się zjednoczyć w tym ciężkim momencie. Wychodziliśmy na prowadzenie, spadaliśmy. Ja zmieniłem motocykl, w którym coś się wydarzyło. Na szczęście potem wróciłem do tego pierwszego. Nie było idealnie, ale po zmianach troszkę lepiej – mówił świeżo upieczony złoty medalista Drużynowego Pucharu Świata.
Śmiało można powiedzieć, że „Magic” przeszedł w sobotni wieczór drogę z piekła do nieba. Długo był on najsłabszym punktem drużyny i można było się zastanawiać czy słuszne nie byłoby zastąpienie go Januszem Kołodziejem. Na koniec turnieju okazało się jednak, że zaufanie ulubieńcowi miejscowych kibiców się opłaciło.
– Cieszę się, że tak to się zakończyło. Jak widziałem, że trener Rafał wystawił mnie w 20., to mówię: „o kurde!, ale się narobiło”. Pomyślałem: „okay, spróbujmy”. Nie było wielkich nerwów, ale bardzo mi zależało. Tym bardziej, że, jak powiedziałem, nie był to najlepszy wieczór. Mężczyzn poznaje się po tym jak kończą, a nie jak zaczynają – komentował Maciej Janowski.
Poziom, dramaturgia i radość finałowego biegu godne mistrzostwa świata 🤩🤩🤩#SWC #FIMSpeedwayGP pic.twitter.com/nIclQpRH67
— Eurosport Polska (@Eurosport_PL) July 29, 2023
Bez wątpienia do historii przejdzie akcja, którą kapitan Betard Sparty przeprowadził w ostatnim wyścigu. Wrocławianin długo jechał na ostatniej pozycji, ale przedarł się przed Andersa Thomsena, a potem kapitalnym atakiem po wewnętrznej ograł Roberta Lamberta. Jak się okazało, był to manewr na wagę złotego medalu.
– Wiele było różnych dobrych akcji w mojej karierze. To była jedna z nich zakończona złotym medalem dla drużyny. To moja praca i staram się ją wykonywać jak najlepiej. Trener wysłał mnie do takiej misji, wierzył we mnie. Czułem to. Cieszę się, że nie zawiodłem jego oczekiwań – zakończył nasz rozmówca.
Przypomnijmy, że podium w Drużynowym Pucharze Świata oprócz Polakom i Brytyjczykom przypadło także Duńczykom. Na ostatnim miejscu uplasowała się reprezentacja Australii.
CZYTAJ TAKŻE:
Żużel. Michelsen zdołowany po remisie. Nie zasłania się torem
Żużel. Bolesna porażka Orła. „Czternasty bieg nas pogrzebał”
Żużel. Jest wyraźnie pod formą. Trenuje od samego rana!
Żużel. Zmarnowana szansa Hampela. Kowalski i Woryna z awansem
Żużel. Martuszewski: Piękne Podkarpacie! (FELIETON)
Żużel. Fajfer przyznaje, że popełnił sporo błędów. Teraz zadebiutuje w lubuskich derbach