Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W sobotni wieczór Maciej Janowski wprawił w ekstazę kibiców zgromadzonych na Stadionie Olimpijskim. To właśnie wrocławianin wykonał decydującą akcję w ostatniej gonitwie zawodów i dzięki temu reprezentacja Polski sięgnęła po Drużynowy Puchar Świata. Tuż po turnieju mówił o tym, że nie czuł się najlepiej podczas zmagań, ale cieszył się, iż wykonał misję powierzoną mu przez Rafała Dobruckiego.

 

Finał najważniejszych reprezentacyjnych zmagań nie układał się po myśli Biało-Czerwonych. Zawodnicy z Polski przez sporą część zawodów byli gorsi od ekipy z Wielkiej Brytanii. Przed ostatnią serią czołowe drużyny miały po 26 punktów. Końcówka należała jednak do zespołu gospodarzy. Ostatecznie zgromadzili oni o dwa oczka więcej od Wyspiarzy.

– Na pewno czuję się świetnie. Chociaż szczerze mówiąc, to nie był najlepszy wieczór w moim wykonaniu. Wydaje mi się, że pokazaliśmy siłę drużyny i to jak potrafiliśmy się zjednoczyć w tym ciężkim momencie. Wychodziliśmy na prowadzenie, spadaliśmy. Ja zmieniłem motocykl, w którym coś się wydarzyło. Na szczęście potem wróciłem do tego pierwszego. Nie było idealnie, ale po zmianach troszkę lepiej – mówił świeżo upieczony złoty medalista Drużynowego Pucharu Świata.

Śmiało można powiedzieć, że „Magic” przeszedł w sobotni wieczór drogę z piekła do nieba. Długo był on najsłabszym punktem drużyny i można było się zastanawiać czy słuszne nie byłoby zastąpienie go Januszem Kołodziejem. Na koniec turnieju okazało się jednak, że zaufanie ulubieńcowi miejscowych kibiców się opłaciło.

– Cieszę się, że tak to się zakończyło. Jak widziałem, że trener Rafał wystawił mnie w 20., to mówię: „o kurde!, ale się narobiło”. Pomyślałem: „okay, spróbujmy”. Nie było wielkich nerwów, ale bardzo mi zależało. Tym bardziej, że, jak powiedziałem, nie był to najlepszy wieczór. Mężczyzn poznaje się po tym jak kończą, a nie jak zaczynają – komentował Maciej Janowski.

Bez wątpienia do historii przejdzie akcja, którą kapitan Betard Sparty przeprowadził w ostatnim wyścigu. Wrocławianin długo jechał na ostatniej pozycji, ale przedarł się przed Andersa Thomsena, a potem kapitalnym atakiem po wewnętrznej ograł Roberta Lamberta. Jak się okazało, był to manewr na wagę złotego medalu.

– Wiele było różnych dobrych akcji w mojej karierze. To była jedna z nich zakończona złotym medalem dla drużyny. To moja praca i staram się ją wykonywać jak najlepiej. Trener wysłał mnie do takiej misji, wierzył we mnie. Czułem to. Cieszę się, że nie zawiodłem jego oczekiwań – zakończył nasz rozmówca.

Przypomnijmy, że podium w Drużynowym Pucharze Świata oprócz Polakom i Brytyjczykom przypadło także Duńczykom. Na ostatnim miejscu uplasowała się reprezentacja Australii.

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. JESTEŚMY MISTRZAMI ŚWIATA! POLACY, DZIĘKUJEMY! – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)