Kacper Gomólski. Foto: Weronika Waresiak, Unia Leszno
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Ostatni sezon Kacpra Gomólskiego z pewnością jest jednym z tych do jak najszybszego zapomnienia. Co prawda z drużyną osiągnął sukces, bowiem poznański PSŻ wywalczył awans do 1. Ligi, natomiast dyspozycja 29-latka pozostawiała wiele do życzenia, chyba zwłaszcza dla niego samego. Drugi sezon z rzędu spędzi na drugoligowych torach, choć jak przyznaje, cieszy się z powrotu do macierzystego klubu.

 

Przechodząc z zaplecza PGE Ekstraligi na drugoligowy front wielu spodziewało się, że Kacper Gomólski będzie tam wyróżniającą się postacią. Mogłoby się nawet wydawać, że to krok w tył, biorąc pod uwagę to, że w barwach ROW-u Rybnik w sezonie 2021 wykręcił naprawdę niezłą średnią bliską dwóch punktów na bieg. Szybko okazało się jednak, że 2. Liga to już od dawna nie jest miejsce, gdzie jeździ się z przodu tylko i wyłącznie za nazwisko.

– Ja już przed poprzednim sezonem mówiłem, że druga liga jest drugą ligą tylko z nazwy. Wielu zawodników wybiło się tam w ostatnim roku i nie jest ujmą w tej lidze jeździć. Startując w drugiej lidze, nie raz wygrywałem z wyżej notowanymi żużlowcami. Nawet ta druga liga jest mocnym sprawdzianem formy i wiele daje. A na ten sezon bardzo się cieszę, bo po dwunastu latach wracam do Gniezna. Historia jest taka, że dotąd nie było nam po drodze, a teraz będę mógł powalczyć ze Startem o awans – tłumaczy Gomólski w rozmowie z polskizuzel.pl

Kariera Kacpra Gomólskiego z pewnością nie potoczyła się tak, jakby on sam sobie tego życzył. Był bowiem jednym z wyróżniających się juniorów i stawiano go niemal w tym samym rzędzie co m.in. braci Pawlickich czy Patryka Dudka. Po przejściu w wiek seniorski nie potrafił jednak utrzymać się na najwyższym poziomie.

– Nie zawsze jest różowo i pięknie. Nie każdy może jeździć na żużlu, nie każdy może zostać mistrzem świata. Podchodzę do tego realnie. Ja mam to szczęście, że spełniłem swoje marzenie, że mogę jeździć. Nie wszystkim było to dane, więc staram się to docenić. Pewnie, że chciałbym startować w Grand Prix, że chciałbym być mistrzem świata, ale ta moja kariera nie toczyła się zawsze tak, jakbym chciał. Mam satysfakcję, że kiedy byłem juniorem, to nawet mistrzostwa Wielkopolski były mocno obsadzone. Jeździli tam Pawliccy, Musielaki czy Dudek. Dziś to nawet nie wiem, czy takie mistrzostwa jeszcze się odbywają, a w finale mistrzostw Polski juniorów startuje może z pięciu, którzy się liczą. Za moich czasów każdy miał szansę na medal. Wtedy zaistnieć, to było coś – przyznaje 29-latek.

Wychowanek Startu przyznaje, że chciałby wraz z drużyną wywalczyć awans do 1. Ligi i zostać tam na dłużej. – Młodszy już nie będę, czasu nie cofnę. Mogę jedynie patrzeć pozytywnie w przyszłość. Chciałbym wrócić do pierwszej ligi. Najlepiej ze Startem. Mam medale Drużynowych Mistrzostw Polski, a nigdy dotąd nie skonsumowałem  awansu. Bo z PSŻ-em awansowałem, ale odszedłem. Może ze Startem wyjdzie inaczej. Chciałbym, żeby tak było. Ostatniego słowa nie powiedziałem, sprzętowo jestem gotowy – zapewnia.

Nie wiadomo natomiast, w jakiej formie pojawi się on u progu sezonu. Wszystko przez komplikacje po zabiegu kolana, który przeszedł w październiku. – Za miesiąc możemy już wyjeżdżać na tor, a dla mnie byłoby lepiej, jakbym miał jeszcze miesiąc czasu na przygotowania. W październiku miałem operację kolana, a miesiąc później wdało się zakażenie. Trzeba było kolano wyczyścić i cała rehabilitacja wzięła w łeb. Wszystko trzeba było zaczynać od nowa. Tego miesiąca trochę mi brakuje – przyznaje Gomólski.

Gnieźnianie rozpoczną sezon 8 kwietnia w Pile, o ile rzecz jasna drużyna Polonii dostanie pozwolenie na start w rozgrywkach.

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. „Zengi” nie powtórzy błędu, który niemal kosztował go utratę nogi. Wybierze rower

Żużel. Ważny sezon dla Dawida Rempały. „Zainwestowałem swoje wszystkie pieniądze”