Janusz Kołodziej. fot. Jędrzej Zawierucha
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Janusz Kołodziej to kolejny z zawodników leszczyńskiej drużyny, który miesiąc temu doznał kontuzji. Kapitan zespołu ucierpiał w domowym spotkaniu z ebut.pl Stalą Gorzów, kiedy dosłownie wjechał w niego Oskar Paluch. Choć początkowo diagnozy brzmiały optymistycznie, to okazało się, że doszło do pęknięcia żeber. O kulisach tego zdarzenia i nowym urazie powiedział nam zawodnik Fogo Unii.

 

Niezwykle naładowane emocjonalnie było piątkowe starcie Fogo Unii z ZOOleszcz GKM-em. Miejscowi musieli zwyciężyć, aby być już niemal pewni utrzymani. Goście natomiast potrzebowali punktów, żeby przypieczętować wymarzony awans do fazy play-off. Ostatecznie Byki z Leszna pokonały Gołębie z Grudziądza 55:35, dzięki czemu mając tyle samo punktów, wyprzedzili GKM o jedno miejsce.

Tegoroczny sezon jest bardzo pechowy dla leszczynian. Praktycznie od początku rozgrywek dzieje się nieciekawie w ich drużynie. Wszystko przez plagę kontuzji, która prześladuje drużynę. Jednym z zawodników, który ucierpiał na torze był Janusz Kołodziej. Kapitan ponownie jak przed rokiem prezentował się wyśmienicie, przez co był jednym z najskuteczniejszych zawodników w PGE Ekstralidze. 4 czerwca w jego tylne koło uderzył Oskar Paluch. Choć pierwsze diagnozy brzmiały optymistycznie, to po jakimś czasie okazało się, że 39-latek doznał złamania żeber.

– Pierwsze badania tego nie wykazały. Generalnie straciłem przez to tydzień na rehabilitację, bo myślałem, że występuje u mnie tylko zwykły ból, z którym muszę popracować. Pojechałem do Rzeszowa, ponieważ wydawało mi się, że wygram z tym bólem w swojej głowie, natomiast wyjechałem na tor i okazało się, że w ogóle nie mogę motocykla utrzymać rękoma i nogami. Tak to bolało, że brakowało tchu i sił – mówił nam po piątkowym spotkaniu.

Objawy u 4-krotnego IMP nie ustawały, a więc postanowił udać się na kolejne badania. – Dodatkowo miałem jeszcze duże problemy z wątrobą, bo miałem ją tak jak jakby powiększoną. Nie mogłem jej dotknąć. Na początku myślałem, że coś się z nią stało, bo ja dostałem strzała od przodu i od tyłu. Najlepsze jest to, że w szpitalu jak podnosiłem rękę, to mi ciągle coś strzelało. Sprawdzili jednak na zdjęciach, że jest wszystko okay. Nagle po tygodniu okazało się, że jest jeszcze gorzej i w ogóle nie dało się nic zrobić. Poszedłem w Lesznie do takiej pani na USG i powiedziała, że mam pęknięte żebro. Wszystko wcześniej było niby w porządku, a nagle okazało się, że mam pęknięto żebro – zdradził.

Ponadto Kołodziej doznał po powrocie do ścigania kolejnego urazu, lecz jest to wyłącznie stłuczenie. – Cały czas chodzę na rehabilitację. Nie chcę więcej zdradzać, ale pojawiła się również nowa kontuzja nie wiem skąd. Na szczęście przy tym wszystkim dookoła i dzisiejszym stresie, potrafiła być ona zduszona i już mi tak nie przeszkadzała. Głównie w poniedziałek mi dokuczała i wówczas podkręciłem rehabilitację, żeby ją tak jakby zgasić. Pojawiła się ona trochę przez moje zmiany po feralnym upadku. Musiałem poczynić pewnie zmiany w motocyklu i pewna rzecz była zbyt twarda w motocyklu i zrobiła mi jeszcze kontuzję. Całe szczęście nie kolejne złamanie, a stłuczenie, więc po prostu wyniknęła z takiej normalnej jazdy – uspokajał.

SZYMON MAKOWSKI, POBANDZIE

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Emil Sajfutdinow: Na zmianę klubu się nie zanosi. Chcemy usunąć błędy na play-offy (WYWIAD)

Żużel. Ważne słowa kapitana Byków. „Ja bardzo chcę zostać w Unii, ale mam jedną uwagę”