Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Choć oficjalnie okienko transferowe rozpocznie się 1 listopada, to na ten moment większość kart zostało rozdanych. Praktycznie każdy zawodnik wie, gdzie będzie jeździł w przyszłym sezonie, lecz są też tacy, którzy nie dogadali się z żadnym z prezesów.

 

Sezon żużlowy 2023 kilka tygodni temu dobiegł końca. Mistrzem Polski został Platinum Motor Lublin, który obronił tytuł wywalczony w ubiegłym roku. Do PGE Ekstraligi powrócił natomiast Enea Falubaz Zielona Góra. W drugoligowych rozgrywkach triumfowała Texom Stal Rzeszów, która przeprowadziła jeden z hitowych transferów zbliżającego się okienka, kontraktując Nickiego Pedersena.

Właściwie na rynku transferowym jest już praktycznie wszystko jasne. Gwiazdy najwyższej klasy rozgrywkowej były pewne swego losu już w trakcie tegorocznych zmagań. Następnie ruszyła giełda w 1. Lidze Żużlowej, gdzie także mieliśmy kilka smaczków. Standardowo najpóźniej zawodników zaczęły kontraktować kluby drugoligowe, które mimo wszystko przeprowadziły ciekawe ruchy.

Zasadniczą różnicą jest to, iż od czerwca jest możliwość podpisywania prekontraktów, z czego skorzystało kilka klubów. Wcześniej wszyscy sugerowali się teoretycznym okienkiem transferowym w listopadzie, kiedy można było już oficjalnie poinformować o swoich transferach. Teraz ta bańka prysnęła, a zespoły na dobre zaczęły ogłaszać swoje składy na przyszły sezon na przełomie września i października.

Są jednak na rynku wciąż żużlowcy, którzy nie dogadali się dotychczas z żadną drużyną. Mowa głównie o zawodnikach, którzy mają za sobą słaby, bądź przeciętny sezon i ich wymagania finansowe nie zostały zaakceptowane przez żadnego prezesów. Do takiego grona można zaliczyć chociażby Michaela Jepsena Jensena, Mateja Zagara, Kennetha Bjerre, Pawła Miesiąca, czy Artura Mroczkę. Wszyscy wymienieni lub większość zaczeka najprawdopodobniej do wiosny, gdy jakiś zespół będzie potrzebował, któregoś z nich.

Nieznana jest przyszłość również Adriana Miedzińskiego i Runego Holty. Ten pierwszy wrócił na tor po makabrycznym upadku. W pewnym momencie jego życie było nawet zagrożone, lecz „Miedziak” wrócił do pełnej sprawności. Wychowanek klubu z Torunia wziął udział w kilku spotkaniach Fogo Unii Leszno, która była zmuszona wziąć Polaka, ponieważ napotkała ich plaga kontuzji. Inaczej ma się sprawa z Holtą, który wypadł już z obiegu, a w ubiegłym sezonie w Łodzi pokazał, że jest już tylko cieniem tego samego zawodnika sprzed lat.

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Koledzy Zmarzlika odpowiedzieli na krytykę mistrza! Stają w jego obronie!

Żużel. Zaskakująca reakcja na nowego menadżera Unii. „Żal mi go”