Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Fogo Unia Leszno miała ogromnego pecha w trakcie tegorocznych rozgrywek. Byki przez większość spotkań musiały mierzyć się z wszelakimi kontuzjami, lecz w najważniejszych meczach udało im się pojechać w pełnym składzie, dzięki czemu utrzymali się w PGE Ekstralidze. Po sezonie do Leszna ma przyjść Andrzej Lebiediew w miejsce Chrisa Holdera i Jaimona Lidseya. Były prezes zostawiłby jednak młodszego z Australijczyków.

 

Coraz głośniej mówi się o transferze Andrzeja Lebiediewa do Fogo Unii Leszno. To oznaczałoby pożegnanie się z dwoma Australijczykami, czyli Chrisem Holderem oraz Jaimonem Lidseyem. Ten drugi ponoć wzbudza zainteresowanie w Grudziądzu. Były prezes Unii przypomina tegoroczną sytuację leszczynian, kiedy napotkali plagę kontuzji i nie mieli kompletnie kim jechać. Jego zdaniem działacze powinni zostawić szóstkę seniorów.

– Ja rozumiem, że wszyscy trenerzy chcą mieć tak zwany spokój i im zawodnik rezerwowy nie jest potrzebny. Natomiast ten sezon w Lesznie pokazał, że są takie rzeczy, jak kontuzje. Całe szczęście, że te kontuzje miały swoje apogeum w środku sezonu, a nie w momencie, kiedy rywalizowali z bezpośrednimi drużynami o utrzymanie. Dlatego ja uważam, że Lidsey powinien zostać w Unii i jeździć z pozycji rezerwowego. I powiedzieć chłopakowi uczciwie. Jeżeli nie wyjedziesz w ogóle lub tylko raz, to masz płacone za dwa punkty. Jeśli wyjedziesz więcej razy, to masz płacone za ilość zdobytych punktów. Ten sezon pokazał, że warto mieć tego rezerwowego o poziomie takim, jak pozostali – powiedział nam Rufin Sokołowski.

Mało kto obecnie decyduje się na nadwyżkę seniorów w składzie. Przykładem chociażby jest ZOOleszcz GKM Grudziądz z tegorocznego sezonu, który miał aż siedmiu zawodników. Nie wyszło im to na dobre, bo na półmetku rozgrywek mieli zaledwie jeden punkt, a dopiero po wypożyczeniu dwóch seniorów złapali wiatr w żagle.

– Wiecie na czym polega problem? Wszyscy trenerzy boją się jak diabeł święconej wody popadać w konflikt z zawodnikami. Im jest najlepiej jak jest stała piątka, bo wtedy wszyscy są spokojni. Wtedy on nie podejmuje żadnego ryzyka. Tylko w momencie, gdy ktoś złapie kontuzję, to klub na tym cierpi. Jeżeli prawdą jest, że trener w Ekstralidze zarabia dwadzieścia tysięcy miesięcznie, to powinno się mu płacić za stres, a nie za komfort psychiczny. Tegoroczne zmagania pokazały, że Unia nie miała w pewnym momencie trzech podstawowych zawodników. A tylko dobremu terminarzowi zawdzięczamy, że w krytycznych momentach mieliśmy pełen skład – tłumaczy.

Obecny prezes leszczyńskiego klubu obrał sobie za cel ściąganie młodych, perspektywicznych Australijczyków. Teraz najprawdopodobniej w podstawowym składzie zostanie tylko jeden, czyli Keynan Rew. Wszyscy liczyli na większy rozwój chociażby Brady’ego Kurtza, a także Jaimona Lidseya. Ostatecznie nie sprostali oczekiwaniom. Dlaczego?

– Koncepcja była bardzo dobra. Piotr Rusiecki stworzył im naprawdę bardzo dobre warunki, żeby czuli się tu dobrze. Gościł ich przecież u siebie w domu i tak dalej. Każdego z nich rekomendował Adams, więc czemu oni tutaj się nie rozwinęli? Może dlatego, że mieli z góry za dobrze. Kiedyś ich droga wyglądała zupełnie inaczej. Ci Australijczycy w moich czasach pochodzili z biednych rodzin. Mieli szesnaście lat i przyjeżdżali na drugi koniec świata do Anglii. Musieli być w pełni samodzielni i to wpływało na ich podejście do żużla.

SZYMON MAKOWSKI, POBANDZIE

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Andrzej Lebiediew wzmocni leszczyńską Unię? Były prezes nie kryje zadowolenia

Żużel. Czuje, że jego punktów brakuje torunianom. “Powinienem dawać więcej”