Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Przed sezonem 2023 do toruńskiej drużyny dołączył Wiktor Lampart, który zajął w składzie miejsce przeznaczone dla zawodnika u24. W klubie wiązano z nim niemałe nadzieje, ale jego dotychczasowe wyniki wielokrotnie nie okazują się najlepsze i można postrzegać go jako jedno z tych ogniw, które nie do końca spełnia oczekiwania. Nowy nabytek For Nature Solutions Apatora źródła swoich problemów doszukuje się w sprzęcie i zapewnia, że stara się poprawić swoją dyspozycję.

 

W zespole z Grodu Kopernika trzeba było na nowo zagospodarować pozycję u24, ponieważ Robert Lambert osiągnął wiek, który uniemożliwiał mu dalsze występowanie w tej roli. Włodarze rozważali różne warianty, ale ostatecznie postawili na wkraczającego w wiek seniora Wiktora Lamparta. Jak przed kilkoma miesiącami zdradzał Przewodniczący Rady Nadzorczej toruńskiego klubu, Adam Krużyński, za zakontraktowaniem właśnie tego zawodnika przemawiało jego ekstraligowe doświadczenie, posiadanie dobrego teamu, a także notowanie w minionych latach całkiem niezłych wyników przede wszystkim na toruńskim torze, ale nie tylko. Z perspektywy włodarzy Lampart wydawał się najlepszą opcją dostępną na rynku, dlatego ten ruch postrzegano jako najbardziej rozsądny.

„Stwierdziłem, że Toruń będzie najlepszym kierunkiem”

Sam Lampart był zawodnikiem „do wzięcia”, ponieważ w momencie, gdy zakończył wiek juniora, w jego dotychczasowym klubie z Lublina zabrakło dla niego miejsca. Młody żużlowiec wywodzący się z Rzeszowa, nie chcąc przystępować do rozgrywek z pozycji rezerwowego, musiał zatem poszukać sobie nowego pracodawcy. – Po rozmowach z prezesem już pod koniec poprzedniego sezonu stało się dla mnie jasne, że będę przenosił się do innego klubu. Jako zawodnik wkraczający w wiek seniora i chcący się rozwijać wiedziałem, że dużo lepiej będzie dla mnie, jeśli będę miał zagwarantowane miejsce w składzie i nie będę musiał o nie walczyć. Nie chciałem znaleźć się w sytuacji, że nie wiedziałbym kiedy i czy w ogóle będę wypuszczany na tor – mówi Lampart.

– Nie ukrywam, że opcje były różne, ale stwierdziłem, że Toruń będzie dla mnie najlepszym kierunkiem. Na pewno nie rozważałem zejścia do niższej ligi. Chciałem zostać w ekstralidze i ścigać się z najlepszymi. Skoro była taka możliwość, to postanowiłem z niej skorzystać – zdradza zawodnik. – Dogrywaniem szczegółów kontraktu zajmował się przede wszystkim mój menadżer, ale ja też uczestniczyłem w tych spotkaniach i rozmowach. Włodarze od samego początku wydali mi się bardzo przyjaźni – dodaje na temat kulis przenosin do Torunia.

„Chciałem być istotnym ogniwem w zespole”

W toruńskim klubie nikt nie zakładał, że Lampart będzie jednym z głównych motorów napędowych drużyny, ale liczono, że stanie się solidnym dopełnieniem składu seniorskiego, a od czasu do czasu – zwłaszcza na własnym torze – zanotuje wynik wykraczający poza standardowe oczekiwania. W tym momencie zawodnik legitymuje się jednak średnią 1,250 punktu na bieg, co pokazuje, że ten sezon raczej nie układa się po jego myśli i niekoniecznie udaje mu się doskakiwać do poziomu, który zadowalałby zarówno jego, jak i toruńskie środowisko żużlowe.

‐ Na ten moment nie mam zbyt wielu powodów do zadowolenia. Myślę, że powinienem dawać drużynie znacznie więcej, niż obecnie daję. Chciałem być istotnym ogniwem w zespole i zamierzałem zdobywać dla niego ważne punkty. Taki cel stawiałem przed sobą u progu sezonu, ale widzę, że muszę jeszcze popracować, aby przybliżyć się do jego realizacji – przyznaje szczerze żużlowiec Apatora.

„Chciałbym jak najszybciej się poprawić”

Widać, że Lampart jak na razie nie jest w stanie przeskoczyć pewnej granicy i poza nielicznymi pojedynczymi biegami brakuje mu przebłysków, na które wszyscy w Toruniu zapewne bardzo mocno czekają. Jego najlepsze wyniki w tym sezonie to sześć punktów z dwoma bonusami oraz sześć punktów z bonusem zdobyte podczas domowych spotkań z krośnianami i grudziądzanami (czyli dwiema najsłabszymi drużynami w lidze), a także sześć punktów wywalczone w Gorzowie. Dodatkowo w Krośnie i Częstochowie notował jeszcze po pięć oczek (w pierwszym przypadku z jednym bonusem, natomiast w drugim z dwoma) i na tym w zasadzie kończą się występy, które można uznawać za te nieco lepsze.

W pozostałych meczach jego zdobycze utrzymywały się w przedziale od trzech do czterech punktów, a zdarzały się też spotkania z zaledwie dwoma punktami na koncie. – Momentami bywam tym już trochę zniecierpliwiony. Na pewno chciałbym jak najszybciej się poprawić i wiem, że moja drużyna też by tego chciała – mówi zawodnik o swoich odczuciach związanych z tegorocznymi wynikami.

„Brakuje mi prędkości”

Analizując dotychczasowe występy Lamparta można zauważyć, że nowy nabytek Apatora pokonuje w tym sezonie głównie juniorów drużyn przeciwnych oraz występujących w nich zawodników u24. To oczywiście jest jego podstawowe zadanie, które za każdym razem zapewne stanowi dla niego plan minimum, ale można było oczekiwać, że nieco częściej będzie urywał punkty również rywalom z wyższej półki. Rzeszowianin niejednokrotnie udowadniał, że jest do tego zdolny, ale w tym sezonie zdarza się to dosyć rzadko, więc można odczuwać w związku z tym pewien niedosyt.

Warto też zaznaczyć, że nie wszystkie punkty Lampart wywalczył na skutek wygranej rywalizacji z przeciwnikiem, bo czasami dojeżdżał do mety wyłącznie przed swoim kolegą z zespołu, a niekiedy korzystał z tego, że dany wyścig był rozgrywany w trzyosobowej obsadzie. To wszystko pokazuje, że w tegorocznej postawie zawodnika Apatora uwidacznia się całkiem sporo mankamentów.

– Mam wrażenie, że momentami po prostu brakuje mi prędkości – diagnozuje Lampart. – Fizycznie czuję się bardzo dobrze. Zimę przepracowałem tak jak powinienem. Spędziłem mnóstwo czasu na siłowni, a do tego przejeździłem wiele godzin na motocrossie. Nie odnoszę wrażenia, żeby we mnie były jakieś poważne braki, choćby niewystarczająco dużo siły. Na motocyklu czuję się komfortowo, tylko z tą prędkością jest problem – kontynuuje swoje rozważania.

„Wyczucie sprzętu często zależy od zawodów i okoliczności”

– Myślę, że dopasowanie sprzętu, odpowiednie wyczucie motocykla i podejmowanie trafnych decyzji w parku maszyn to największe wyzwania w dzisiejszym żużlu. Od tego naprawdę wiele zależy. Ja oczywiście prowadzę sobie zapiski dotyczące przełożeń stosowanych na danym torze czy innych kwestii, które mogą mieć znaczenie. Uważam, że dobrze mieć pod ręką jakąś bazę informacji, z której będzie można skorzystać na zawodach, ale to nie zawsze pomaga. Wiadomo, że każdy dzień jest inny i warunki się zmieniają. Niektórzy sądzą, że koledzy, którym dobrze idzie mogą podsunąć właściwe ustawienia, ale to tak nie działa. Każdy ma inne silniki, inne preferencje, inną wagę czy inny styl jazdy, więc nawet jeśli założę u siebie to samo, co sprawdza się u kogoś innego, to nie jest powiedziane, że u mnie będzie spisywać się to równie dobrze – mówi zawodnik Apatora.

Lampart podkreśla, że w dzisiejszym żużlu potrzeba jak najlepszej orientacji w kwestiach sprzętowych, a u niego bywa z tym różnie i cały czas musi doskonalić się w tym aspekcie. – To wyczucie sprzętu często zależy od zawodów i okoliczności. Czasami zjeżdżam po biegu do parku maszyn i bardzo dobrze wiem czego mój motocykl potrzebuje, a innym razem trudno mi powiedzieć, w którą stronę należałoby pójść, żeby było lepiej. Niekiedy też ściganie na tyle mnie pochłonie, że podczas jazdy nie zawsze zwrócę należytą uwagę jak ten motocykl się zachowuje, bo skupiam się chociażby na wyprzedzaniu lub innych wydarzeniach torowych – zdradza.

„Staramy się coś znaleźć i zmodyfikować”

Nowy nabytek Apatora zapewnia jednak, że stara się wyciągać wnioski z nienajlepszych tegorocznych występów. – Mamy różne przemyślenia. Zdaję sobie sprawę, że wielokrotnie nie jest tak dobrze, jak powinno, więc próbujemy temu zaradzić. Cały czas zastanawiamy się co zrobić, żeby było lepiej. Jakieś pomysły się pojawiają. Dokonujemy pewnych zmian, wprowadzamy coś nowego i próbujemy różnych rzeczy – słyszymy od naszego rozmówcy.

– Nigdy nie chcę podejmować pochopnych decyzji odnośnie silników, bo zmiana tunera to nie jest nic prostego. Myślę zresztą, że mój tuner przygotowuje bardzo dobre jednostki, choć widzę, że ostatnio nie zawsze mi na nich idzie i nie do końca udaje mi się z nimi zgrać. Próbujemy jednak dochodzić do regulacji, które będą się lepiej sprawdzać. Obecnie pochylamy się głównie nad wszelkimi detalami związanymi z całym osprzętem, którym dysponujemy. Tutaj staramy się coś znaleźć i zmodyfikować. Na pewno testujemy różne rozwiązania – dopowiada toruński zawodnik u24.

„Tor potrafi się zmieniać i to mnie myli”

Jakiś czas temu w żużlowym światku utarło się przeświadczenie, że Lampart dobrze czuje się na Motoarenie i pasuje mu ten owal. To był zresztą jeden z głównych powodów, dla których jego drogi z toruńskim klubem zeszły się przed tym sezonem. Widać jednak, że odkąd został zawodnikiem Apatora, to ten tor nie okazuje dla niego tak wielkim sprzymierzeńcem, jak można było się spodziewać.

– Ten tor potrafi mocno się zmieniać, nawet z treningu na zawody i to mnie wielokrotnie myli. Jak przyjeżdżałem tu wcześniej na pojedyncze mecze czy turnieje, to z marszu dopasowywałem motocykl, a teraz być może za bardzo sugeruję się tym, co było tu ostatnim razem. Nadal lubię tutaj jeździć, tylko muszę jeszcze trochę popracować nad sprzętem i nabrać większej wprawy w dobieraniu ustawień. Myślę, że ten tor w dalszym ciągu może być moim sprzymierzeńcem – analizuje żużlowiec.

Najlepszym potwierdzeniem, że Lampartowi na razie nie idzie na toruńskim torze tak dobrze, jakby sobie życzył, jest fakt, że obecnie na wyjazdach ma nieco wyższą średnią niż u siebie, co przed sezonem raczej wydawało się mało prawdopodobne. Mimo wszystko rzeszowianin jest zadowolony, że Motoarena stała się jego domowym obiektem. – To, że teraz mogę startować czy trenować na co dzień na zupełnie innym torze i próbować się go uczyć bez wątpienia jest dla mnie bardzo dużym plusem. Myślę, że to zapewnia mi dodatkowy rozwój i pomaga doskonalić się pod kątem technicznym – zaznacza zawodnik Apatora.

„Ciągle pracuję nad sobą i staram się być lepszy”

Warto podkreślić, że wiele nienajlepszych występów w polskiej lidze czy problemy sprzętowe to nie jedyne zawirowania, z jakimi Lampart musi mierzyć się w tym sezonie. Ostatnio zawodnik rozstał się ze swoim wieloletnim menagerem Rafałem Trojanowskim, a dodatkowo jakiś czas temu doznał kontuzji podczas jazdy na rowerze i musiał zrobić sobie przymusową przerwę od ścigania. Żużlowiec Apatora nie zamierzał jednak się tym zrażać i dzielnie stawiał temu czoła.

– Ciągle pracuję nad sobą i staram się być coraz lepszy. Na pewno dążę do tego, żeby zdobywać więcej punktów – przekonuje. Można odnieść wrażenie, że ostatnie wydarzenia znacząco nie utrudniły mu procesu budowania wyższej formy. Po tym wszystkim rzeszowianin paradoksalnie zaczął zostawiać po sobie znacznie lepsze wrażenie na torze, więc jest pełen nadziei, że teraz będzie nabierał rozpędu.

„Na pewno jest trudniej”

Często można usłyszeć, że przejście w wiek seniora bywa problematyczne dla młodego żużlowca i okazuje się dla niego niemałym wyzwaniem. Lampart w pełni to potwierdza. – Na pewno jest trudniej. Na tym etapie konkurencja do składu robi się znacznie większa, więc trzeba osiągać naprawdę dobre wyniki, żeby regularnie startować. Poza tym pojawia się też szereg znacznie trudniejszych wyścigów. Jak się jest juniorem to na otwarcie ma się bieg młodzieżowy, który jest dobrym przetarciem przed kolejnymi startami, a potem jest jeszcze bieg, w którym też startuje junior drużyny przeciwnej. Będąc seniorem można natomiast dostać taki numer startowy, że przeważnie jedzie się wyłącznie z innymi seniorami, a to jest bardzo wymagająca rywalizacja, w której nie jest łatwo o punkty – wyjaśnia nasz rozmówca.

Wiadomo, że po przejściu w wiek seniora z kalendarza znika też szereg zawodów młodzieżowych, które pozwalały pozostawać w rytmie startowym i dawały możliwość regularnej konfrontacji z przeciwnikami. Świeżo upieczony senior musi szukać sobie dodatkowych startów, które będą mogły wypełnić tę lukę i niejednokrotnie znajduje się w sytuacji, że tej jazdy ma niewystarczająco dużo. – Zawodów rzeczywiście mam zdecydowanie mniej, ale na razie nie narzekam. W Toruniu zaliczam sporo treningów, a do tego mogę też kręcić kółka w Rzeszowie jeżeli jest taka potrzeba. Miałem również krajowe turnieje czy eliminacje, w wyniku których awansowałem do finałów Indywidualnych Mistrzostw Polski. Staram się też łapać jakieś zagraniczne turnieje jeśli nadarza się okazja – opowiada Lampart.

A co z zagranicznymi ligami, które na tym etapie wydawałyby się najlepszym sposobem na poszerzenie kalendarza startów? – Wiadomo, że dobrze byłoby w nich jeździć i ja bym tego chciał, ale w tym momencie nie mam tam żadnego klubu. Liczę jednak, że prędzej czy później uda się coś znaleźć – odpowiada nasz rozmówca. – Na pewno fajnie jest mieć więcej jazdy, ja jestem zawodnikiem, który to lubi, ale nie można też przesadzić. Myślę, że startowanie przez kilka dni z rzędu to byłoby dla mnie za dużo. Za optymalne rozwiązanie uznawałbym zaliczanie od dwóch do trzech zawodów tygodniowo i do tego będę próbował dążyć – dodaje rzeszowianin.

„Potrzeba było trochę czasu, żeby się zaaklimatyzować”

Poza trudnościami związanymi z wkraczaniem w wiek seniora, kolejnym w tym sezonie wyzwaniem dla Lamparta jest też pierwsza od wielu lat zmiana klubu w polskiej lidze. – W Lublinie spędziłem pięć ostatnich sezonów i czułem się tam dość mocno zadomowiony, więc to była pewnego rodzaju rewolucja. Myślę jednak, że zmiany czasami są potrzebne. Gdybym tam został, to prawdopodobnie nie miałbym tylu okazji do startów i takich warunków do rozwoju, jakie mam w nowym klubie – komentuje żużlowiec Apatora. – Tak naprawdę nie jest łatwo stwierdzić, co okazuje się najtrudniejsze przy zmianie barw klubowych. Myślę, że chodzi przede wszystkim o oswojenie się z całym tym nowym otoczeniem, bo jednak tych nowości pojawia się całkiem sporo – dopowiada.

Młody żużlowiec przyznaje jednak, że udało mu się dość sprawnie wejść do swojego nowego środowiska klubowego. – Na pewno potrzeba było trochę czasu, żeby się zaaklimatyzować. Mogę jednak powiedzieć, że poczułem się tu dobrze i zdążyłem się już przyzwyczaić do nowej sytuacji – stwierdza. – Myślę, że zapoznawanie się z nowymi ludźmi raczej nie sprawia mi problemu. Na początku na pewno było trochę sztywniej, ale później, jak już trochę poprzebywaliśmy w swoim towarzystwie, to zrobiło się normalniej i po prostu fajniej. Wydaje mi się, że z każdym zdołałem zbudować dobrą relację. Odnoszę wrażenie, że w klubie wszyscy się lubią. Nie ma żadnych dziwnych sytuacji czy problemów z atmosferą, jak często można usłyszeć. Ludzie nieraz pytają mnie o takie rzeczy, bo krążą różne plotki, ale ja nie wiem skąd to się bierze. Osobiście jestem zadowolony i uważam, że wszystko jest w porządku – dodaje po chwili.

Już w Lublinie Lampart miał okazję startować w jednym zespole z uznanymi żużlowymi osobistościami, a teraz w Toruniu ma obok siebie kolejne gwiazdy światowego żużla. – Staram się korzystać z tego, że mogę ich obserwować czy z nimi rozmawiać. Wiadomo, że w żużlu do wielu rzeczy trzeba dochodzić samodzielnie, ale warto wsłuchiwać się też w różne wskazówki czy podpowiedzi. To właśnie one mogą ukierunkowywać na pewne rzeczy i sprawiać, że nad wszystkim nie trzeba będzie głowić się w pojedynkę. Dzięki temu może być łatwiej wyłapywać jakieś mankamenty czy znajdować elementy, których brakuje w danym momencie – zdradza zawodnik.

„Takie miejsce sprzyja wypoczynkowi”

Po przenosinach do Apatora u Lamparta siłą rzeczy trochę pozmieniało się w kwestiach logistycznych. Wcześniej rzeszowianin startował w klubie zlokalizowanym znacznie bliżej swojego miejsca zamieszkania, a teraz musi dojeżdżać w dużo bardziej odległy zakątek naszego kraju. – Dla mnie to nie jest żaden problem. W busie przeważnie śpię lub wypoczywam w inny sposób, więc zawsze czuję się dobrze przed treningami lub zawodami – stwierdza nasz rozmówca, który – co ciekawe – przyjeżdżając do Torunia w sprawach klubowych nie stacjonuje w żadnym z toruńskich hoteli, tylko zatrzymuje się w pobliskim Ciechocinku.

– Tam po prostu znajduje się hotel, z którym współpracuję, bo jest moim sponsorem. Myślę zresztą, że takie rozwiązanie ma swoje plusy. W Ciechocinku jest spokojniej, więc człowiek przebywa z dala od zgiełku typowego dla dużego miasta. Co prawda bywa tam całkiem sporo ludzi, ale mimo wszystko nie jest tak tłoczno jak w tych większych ośrodkach. Takie miejsce na pewno sprzyja wypoczynkowi – opowiada Lampart. – Ludzie mnie tam raczej nie poznają i nie zaczepiają, więc można złapać oddech – dodaje z uśmiechem. Okazuje się jednak, że nowy nabytek Apatora nie miał jeszcze za bardzo okazji, żeby lepiej poznać Toruń i jego okolice. – Jak tu przyjeżdżam to skupiam się głównie na sprawach żużlowych i regeneracji, a potem uciekam do innych swoich zajęć czy obowiązków, więc przestrzeni na ewentualne zwiedzanie nie zostaje mi zbyt wiele – wyjaśnia.

„Nie wiem jeszcze jak sprawy się potoczą”

Teoretycznie Lampart jeszcze przez dwa kolejne sezony mógłby być w Toruniu zawodnikiem u24. Nie wiadomo jednak czy w obliczu jego wielu słabszych występów włodarze klubu z Grodu Kopernika nie będą rozglądać się za jakąś inną opcją. Sam zawodnik na razie unika jednoznacznych stwierdzeń na temat swoich dalszych losów w polskiej lidze. – W tym momencie trudno cokolwiek powiedzieć, ponieważ nie wiem jeszcze jak sprawy się potoczą. Mnie na pewno dobrze jeździ się w Toruniu, więc nie miałbym nic przeciwko temu, żeby zostać tu na dłużej. Muszę jednak poczekać na rozwój wypadków i dopiero wtedy przekonam się co przyniesie przyszłość – komentuje.

„Najważniejsze pozostają sukcesy indywidualne, ale drużynowe też mają swoją wartość”

Wiktor Lampart od samego początku swojej przygody z żużlem uchodził za utalentowanego zawodnika i jako junior wielokrotnie potrafił potwierdzać swój potencjał. Dowodem na to są jego liczne osiągnięcia, zarówno na szczeblu krajowym, jak i międzynarodowym. Rzeszowianin ma na swoim koncie złoto i srebro Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów, brąz Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów, a poza tym jest też trzykrotnym medalistą Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski i zawodnikiem, który stawał na podium prestiżowych turniejów o Srebrny i Brązowy Kask.

Dodatkowo Lampart był też ważnym ogniwem młodzieżowej Reprezentacji Polski, z którą wywalczył cztery złota Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów, co czyni go jednym z czterech najbardziej utytułowanych Polaków w tych rozgrywkach. – Najważniejsze pozostają dla mnie wszelkie sukcesy indywidualne, ale te drużynowe też mają swoją unikalną wartość. Poza medalami z kadrą było też Mistrzostwo i Wicemistrzostwo Polski z Motorem Lublin, więc to są ogromne osiągnięcia. Miałem jednak szansę na piąte Drużynowe Mistrzostwo Świata Juniorów, ale rok temu nie dostałem powołania od trenera i musiałem obejść się smakiem. Nie ukrywam, że chciałem to zdobyć, bo wtedy byłbym pierwszym zawodnikiem z tyloma złotymi medalami w tych zmaganiach, ale niestety się nie udało – komentuje nasz rozmówca.

„Staram się nie rozpamiętywać wydarzeń z przeszłości”

Lampart w okresie juniorskim bez wątpienia potrafił być mocnym punktem swoich drużyn w polskiej lidze – najpierw rzeszowskiej, a potem lubelskiej. Trzeba jednak wspomnieć, że zdarzały mu się też nagłe i niespodziewane przestoje, kiedy prezentował się poniżej swoich możliwości i poziomu, do którego zdążył wcześniej przyzwyczaić. – Myślę, że wiele rzeczy mogło poukładać się lepiej, ale tego już nie mogę zmienić. W związku z tym nie zastanawiam się za bardzo co działo się kiedyś, tylko wyciągam na bieżąco wnioski i skupiam się na tym, co przede mną. Na tym chcę budować swoją lepszą przyszłość – sygnalizuje zawodnik.

– Mam w głowie wiele fajnych momentów czy lepszych biegów. Posiadam też sporo nagrań, które nieraz wpadną mi w ręce i wtedy je sobie odtwarzam. Generalnie jednak staram się nie rozpamiętywać i nie roztrząsać wydarzeń z przeszłości, ponieważ to mi nic nie daje. To już przeszło i nie wróci, dlatego wolę skupiać się na teraźniejszości. Najważniejsze jest dla mnie dążenie do tego, żeby nadchodzące dni mogły okazywać się jak najlepsze. Satysfakcję chciałbym czerpać przede wszystkim z tego, co jestem w stanie osiągać w danej chwili, a nie tylko z sukcesów, które odniosłem przed laty – kontynuuje swoją wypowiedź.

„Wiele rzeczy podporządkowuję temu, żeby być odpowiednio przygotowanym”

Niektórzy sugerują, że Lampart ma zbyt swobodne podejście do żużla, ale zawodnik przekonuje, że jest zupełnie inaczej. – Wiadomo, że na co dzień znajduję chwile na inne swoje pasje czy aktywności. Wychodzę z założenia, że nie da się żyć tylko żużlem i warto mieć jakieś odskocznie. Myślę zresztą, że nie jestem w tym odosobniony. Żaden z żużlowców nie ma zawodów przez cały rok, a treningi czy inne żużlowe sprawy pomiędzy zawodami oraz w przerwie międzysezonowej nie pochłaniają nam całych dni. Siłą rzeczy zostaje trochę czasu wolnego, który trzeba jakoś zagospodarować. To jednak nie znaczy, że żużel staje się przez to mniej istotny. Wiele rzeczy podporządkowuję temu, żeby być odpowiednio przygotowanym do uprawiania tego sportu i osiągać korzystne wyniki. W tym momencie to jest moje główne zajęcie w życiu, więc poświęcam sporo czasu i pieniędzy, żeby wszystko odpowiednio funkcjonowało – mówi.

– Troszczenie się o formę nie stanowi dla mnie żadnego problemu, bo zawsze starałem się rozwijać pod tym względem. Nawet gdybym nie jeździł na żużlu, to na pewno nie przestałbym dbać o siebie i nad sobą pracować. Dla mnie to jest coś normalnego i naturalnego. Myślę, że uprawianie sportu wiele zmienia w życiu, ale mnie pasuje ta rzeczywistość związana z żużlem. Na pewno pojawia się u mnie dużo nawyków z myślą o żużlu. Tak naprawdę cała moja codzienność jest dopasowana do żużla. Wszystko po to, żeby potem jak najlepiej czuć się na motocyklu i na zawodach – dodaje.

„To, co teraz robię bardzo mi pomaga”

– Na co dzień pracuję z trenerem personalnym, a poza tym jeżdżę też na crossie. To wszystko ze sobą współgra i dodatkowo mnie rozwija. Warto zaznaczyć, że to nie jest coś, co sam sobie wymyśliłem, tylko wziąłem to od najlepszych żużlowców. Cieszę się, że takie aktywności sprzyjają żużlowi, bo ja bardzo je lubię i czerpię z nich przyjemność – kontynuuje swoją wypowiedź.

– Czuję, że to, co teraz robię bardzo mi pomaga, a wszelkie zmiany, które wprowadzam do swojego życia pozytywnie na mnie wpływają. Swego czasu miewałem chociażby spore problemy na trudniejszych torach, bo bolały mnie ręce i nie jechało mi się zbyt dobrze, ale zdołałem to naprawić. Od strony mentalnej też wszystko jest w porządku. Czuję się mocny psychicznie, a zawody nadmiernie mnie nie obciążają i przesadnie nie stresują. Trzeba jeszcze tylko popracować nad kwestiami sprzętowymi, bo myślę, że tego najbardziej mi brakuje, żeby moja dyspozycja była znacznie lepsza – ocenia zawodnik Apatora.

„Cały czas dążę do perfekcji”

Lampart zapewnia, że podchodzi do żużla z pozytywnym nastawieniem. – Czuję, że moje spojrzenie na sport cały czas się zmienia i ewoluuje. Nie ukrywam, że miewałem różne momenty w swoim życiu. Niekiedy ta „zajawka” na żużel była większa, a innym razem cały ten zachwyt spadał. Wiem jednak, jakie były tego powody. Teraz jazda na pewno bardzo mnie cieszy i sprawia mi przyjemność. Po prostu lubię to robić. Cały czas chcę się rozwijać i iść do przodu – słyszymy od naszego rozmówcy.

Jak zatem rzeszowianin zapatruje się na swoją dalszą karierę? – Z tymi celami to różnie bywa. Miewałem takie momenty, że ich sobie nastawiałem, a potem miałem problem, żeby je spełnić. Innym razem nie zakładałem natomiast zbyt wiele i szło mi na tyle dobrze, że osiągałem rzeczy, o których nawet nie myślałem. Mimo wszystko zawsze staram się mieć jakieś swoje konkretne założenia. Uważam, że przed sezonem warto spisać je sobie gdzieś na kartce, żeby to siedziało w podświadomości i sprawiało, że głowa będzie wiedziała, w którą stronę ma iść. Dobrze też wyznaczać sobie cele na bieżąco, dostosowując je do aktualnych wydarzeń czy okoliczności – sygnalizuje.

‐ Niezależnie od wszystkiego, zawsze skupiam się przede wszystkim na tym, żeby w każdych kolejnych zawodach wykręcać jak najlepszy wynik i odnosić jak najwięcej zwycięstw. Motywacji na pewno mi nie brakuje. Nawet jak przychodzą trudniejsze chwile, to nigdy nie zamierzam się poddawać. Jeżeli coś nie idzie po mojej myśli, to od razu myślę co można poprawić i co mógłbym zrobić lepiej. Cały czas dążę do perfekcji. Zależy mi na tym, żeby w zawodach pokazywać się z dużo lepszej strony i stać się bardziej regularnym. Wiadomo, że to nie jest łatwe, ale wiem, że mogę tego dokonać, bo miewałem już znacznie lepsze momenty. Na pewno będę próbował do tego nawiązać. Chciałbym, żeby moja kariera ciągle nabierała rozpędu, a krzywa na wykresie nie miała wielkich wahań, tylko systematycznie pięła się w górę – podsumował Wiktor Lampart.

KAROL ŚLIWIŃSKI

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. KOL zajmie się transparentem wrocławskich kibiców – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Żużel. Andrzej Lebiediew wzmocni leszczyńską Unię? Były prezes nie kryje zadowolenia – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)