Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

NovyHotel Falubaz Zielona Góra wręcz kapitalnie rozpoczął arcyważne spotkanie przeciwko ZOOleszcz GKM-owi Grudziądz. Goście jednak nie załamywali rąk i od połowy spotkania zaczęli odrabiać straty, ostatecznie przegrywając jedynie sześcioma punktami. Fenomenalne spotkanie ma za sobą Max Fricke, który tego wieczoru tylko raz musiał zaznać goryczy porażki.

 

Australijczyk jako jedyny z przyjezdnych zdołał w pierwszej serii wygrać wyścig indywidualnie. Natychmiast został posłany do boju jako rezerwa taktyczna i znów zwyciężył. Łącznie wygrał aż pięć wyścigów, a na jego konto wpadło 16 punktów i bonus. Jedynym rywalem, który zdołał go pokonać był Jarosław Hampel. Lider Gołębi zdradził, co było kluczem do tak dobrej dyspozycji.

– Świetnie czułem się na motocyklu. Miałem też bardzo dobre starty, co według mnie było tego wieczoru bardzo ważne. Gdy jechałeś z przodu, tak naprawdę trudno było cię wyprzedzić. Po paru okrążeniach wróciła mi też pamięć na temat tego toru (śmiech) – mówił nam na gorąco po meczu.

Żużel. Australijczycy na dwóch biegunach. Fricke najlepszy w historii, dramatyczny Doyle  – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Poza Frickiem i Wadimem Tarasienko, grudziądzanie bardzo męczyli się na początku spotkania. Dopiero w jego końcówce część z nich znalazła odpowiednie ustawienia. Z tym żadnego problemu nie miał Fricke, który od początku meczu był świetnie dopasowany i prezentował szybkość zarówno ze startu, jak i na dystansie.

– Tak naprawdę nie poczyniłem zbyt wielu zmian podczas tego meczu. Wiem jednak, że moi koledzy z drużyny bardzo mocno pracowali nad ustawieniami. W drugiej połowie spotkania udało im się coś znaleźć i ostatecznie trochę podciągneliśmy ten wynik, bo w pewnym momencie wyglądało to już bardzo źle – przyznał.

Najbardziej w drużynie GKM-u zawiódł oczywiście Jason Doyle, który łącznie uzbierał jedynie 4 „oczka”. Na rodaka Fricke’a, który miał być liderem drużyny, spadła lawina krytyki. 28-latek przyznał, że starał się przekazywać Doyle’owi swoje spostrzeżenia, lecz na niewiele się to koniec końców zdało. Mistrz świata z 2017 roku po meczu był wyraźnie zfrustrowany i wręcz błyskawicznie opuścił park maszyn. Fricke postanowił wziąć swojego bardziej utytułowanego kolegę w obronę.

– Oczywiście dzieliłem się swoimi ustawieniami oraz spostrzeżeniami właściwie już od początku meczu. Każdy z nas może mieć jednak słabszy dzień. Jason jest świetnym zawodnikiem i potwierdza to cały czas. Dziś po prostu pojechał słabiej. Jestem pewien, że odbije się w kolejnych meczach – przekonywał Fricke.

Dla Fricke’a był to powrót na W69. W Falubazie spędził łącznie dwa lata, będąc zazwyczaj czołowym zawodnikiem drużyny. Zielonogórscy kibice w głównej mierze ciepło go przywitali, choć nie zabrakło również pojedynczych gwizdów.

– Zawsze fajnie tu wrócić. To tor, na którym uwielbiam się ścigać. Atmosfera na stadionie jak zwykle była świetna. Fani powitali mnie różnie (śmiech), lecz głównie mam pozytywne odczucia. Fajnie było zobaczyć znajome twarze zarówno w parku maszyn, jak i na trybunach – zakończył Fricke.