Finał MŚP Poznań 1991. Od lewej Świst, Załuski, Dołomisiewicz.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Dziś 57. urodziny Wojtuli Załuskiego. To był dopiero kolorowy ptak romantycznego żużla przełomu lat 80. i 90. Fajeczka, piweczko, a na torze potrafił wozić za plecami Pera Jonssona i innych tuzów swoich czasów.

W czerwonym kasku Tomasz Gollob. W żółtym Wojtula.

Jerzy Szczakiel, nasz mistrz świata, również pochodził z Opola, ale mimo tytułu IMŚ, nigdy nie posmakował złota IMP. Załuski, wychowanek opolskiej szkółki, który rozpoczął starty na specyficznej, tamtejszej agrafce mając już 18 wiosen na karku, pozostanie pierwszym w historii klubu zdobywcą czapki Kadyrowa. Zwiedził w karierze kilka ośrodków. Rozpoczął w rodzinnym Opolu, potem był Wrocław, Gdańsk i znowu Kolejarz. Zawsze był jeśli nie wybitnym, to bardzo solidnym ogniwem swych zespołów. To wszystko mimo nieodłącznej fajeczki w ustach, a czasem piwka po meczu. Nie było diet, POLADY, tomów obwarowań regulaminowych, więc takie kolorowe ptaki jak Wojtula miały łatwiej i mogły czuć się swobodniej. Czego dorobił się na speedwayu? Jak sam mówił: – Tytułów, a poza tym sport to zdrowie.

Zaliczył epizod, choć nie do końca udany, z prowadzeniem szkolenia w Opolu, a na co dzień pracuje w tamtejszym MOSiR-ze. Najlepiej wspomina swą wrocławską przygodę. Krystynę Kloc, Andrzeja Rusko, Ryszarda Nieścieruka i stary warsztat Otto Weissa. Z sentymentem mówi o jupiterach, które widzi, jadąc od strony Oławy.

Historycznego mistrzostwa dla Opola mogło jednak nie być. W ćwiartce na torze Unii Tarnów Wojtula wespół z Zenkiem Kasprzakiem zdobyli po 14 oczek i pewnie awansowali do półfinału w Bydgoszczy. Tam zaczęły się schody. Załuski był dziewiąty, po wygranym dodatku z Jarkiem Olszewskim i w decydującej batalii miał być tylko rezerwowym.

Finał IMP Leszno 1989. Od lewej Krzystyniak, Załuski, Gollob.

Do Leszna jechał z mechanikiem Józefem Gorzkowskim, by obejrzeć finał. Na miejscu okazało się, że jeden z reprezentantów gospodarzy Zenek Kasprzak, jest kontuzjowany, ale pierwotnie zamysł był taki, by wyjechał do jednego z biegów i w ten sposób zablokował Załuskiemu możliwość startu od początku zawodów, co równało się sklasyfikowaniu w zawodach. Ostatecznie Kasper się rozmyślił i nie wystąpił, tym samym Wojtula mógł się ścigać jako pełnoprawny uczestnik turnieju. Zaczął źle. W pierwszym starcie prowadził 18-letni Tomek Gollob, który tamże zdobył swój pierwszy medal IMP. Załuski pędzlował na końcu. Szczęście było jednak 15 października 1989 roku przy opolaninie. Przewrócił się i doprowadził do przerwania walki Janusz Łukasik z Tarnowa. Józek i Wojtek wiedzieli już co robić. Wykorzystali powtórkę, by zdecydowanie lepiej przełożyć motocykl. Restart Załuski wygrał, potem kolejne dwa wyścigi, zaś w dwóch ostatnich seriach uległ tylko srebrnemu medaliście Janowi Krzystyniakowi i czwartemu Januszowi Stachyrze. Nomen omen 13 punktów wystarczyło do złota. Sukces i radość były ogromne, choć Wojtula do dziś żałuje i zazdrości współczesnym żużlowcom. Oni tytuły zdobywają dla kibiców, obecnych na stadionie podczas finału. Z Opola pojechali za Załuskim pojedynczy fani, nie licząc na start rezerwowego w zawodach. Tej możliwości dzielenia się radością z fanami już na gorąco, na stadionie brakuje Wojtuli najbardziej.

Wojciech Załuski stanął jeszcze w barwach Opola na drugim stopniu podium, zdobywając srebrny krążek w sezonie 1991. Toruńska batalia padła łupem Slammera Drabika. Bezbłędnego tego dnia. Za jego plecami trwał trwardy, zażarty bój. Koniec końców zwycięsko wyszedł z niego Wojtula, po pokonaniu w barażu o srebro Sławka Dudka z Zielonej Góry. Obaj zgromadzili wcześniej po 11 oczek. Swoją drogą interesujące nazwiska wśród rywali. Kasprzak, Drabik, Gollob, Dudek. Tylko niektóre imiona jakby inne od współcześnie znanych.

A co dziś u Wojtuli? Żyje sobie spokojnie, rybki łowi i nawet w słynnej za kariery Turawie już tylko czasami bywa. Bywa też romantyczny i sentymentalny: – Podoba mi się, że jest we Wrocławiu szacunek dla byłych zawodników, że nie zamyka im się przed nosem bram stadionu. Bo w Opolu tak nie jest.

Dodawał też nostalgicznie, stojąc na Stadionie Olimpijskim, gdy spojrzał przed siebie i westchnął w stronę Piotra Barona: – Zobacz, to jest moje życie.

Wszystkiego nieposzlakowanego, Wojtula!

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI

Z Romanem Jankowskim.
Ze Zbigniewem Lechem.