Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Nie za bardzo rozumiem, dlaczego na czołówkach portali sportowych pojawiają się cyklicznie informacje o „pojedynku” między celebrytami czyli Zbigniewem Bońkiem i Marcinem Najmanem. Przeglądam newsy sportowe, aby wiedzieć co dzieje się w prawdziwym sporcie, a na pewno nie są nim „ustawki” ludzi, którzy za wszelką cenę chcą być w mediach.

 

Stąd też czy Najman będzie okładał Bońka w ringu, czy Boniek Najmana na motocyklach żużlowych lub rowerach kompletnie mnie nie interesuje i dziwię się, że tego typu celebryckie wygłupy wypierają prawdziwych sportowców i ich realne zmagania okupione nieraz kontuzjami, cierpieniem, a zawsze wielkim wysiłkiem. Chciałoby się powiedzieć do redaktorów sportowych portali staropolskim zwrotem: „Miej proporcje, Mocium Panie”.

Zatem wolę czytać, że mecz piłkarskiej Ekstraklasy na Stadionie Śląskim, z udziałem wielce prawdopodobnego spadkowicza Ruchu Chorzów i drużyny ze środka tabeli czyli Widzewa Łódź, oglądała rekordowa liczba publiczności : ponad 50 tysięcy kibiców. Dało to nie tylko rekord krajowy, ale było siódmym wynikiem w całej Europie w ostatnim weekendzie. Więcej fanów odnotowano tylko w Wielkiej Brytanii (Londyn), Hiszpanii (Madryt) i Niemczech (Dortmund, Frankfurt i Hamburg). Dość niesamowitą ciekawostką jest to, że mecz polskiej Ekstraklasy poza dwoma półfinałami Pucharu Anglii (w obu grały drużyny z Manchesteru i zarówno United, jak i City wygrały) oraz EL Clasico między Realem a Barceloną i meczem Borussii Dortmund z nowym mistrzem Bundesligi Bayerem 04 Leverkusen – to akurat było oczywiste – wyprzedził jeszcze mecz… drugiej ligi niemieckiej między drużynami z Hamburga i Kilonii.

Mecz w „Kotle Czarownic” ustanowił rekord frekwencji na meczu ligowym w Polsce w XXI wieku. I to jest godne odnotowania, a nie gadki-szmatki o quasi-sportowych ustawkach, o których nawet nie wiadomo, w jakiej dyscyplinie się odbędą. Doprawdy wolę prawdziwy sport od medialnej sieczki, która ze sportem przez duże „S” nie ma nic, ale to nic wspólnego.