Czarnecki o czarnym sporcie i siatkówce. Messi, Ancelotti, Lewandowski, Milik – co ich łączy poza piłką?

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Dziś o ludziach sportu – ale nie o samym sporcie. W świecie sportu gorąco – ale nie w związku z meczami czy rozgrywkami. Przed laty z prawem problemy miał Leo Messi. Chodziło o podatki. Teraz jeden z najlepszych trenerów świata ostatnich dwóch dekad Włoch Carlo Ancelotti, który prowadził takie kluby,jak Reggiana, Parma, Juventus, Milan, Chelsea, Paris Saint-Germain, Real Madryt, Bayern Monachium, Napoli, Everton jest oskarżony w zasadzie o to samo. Ta sama hiszpańska prokuratura, która kiedyś „upolowała” kapitana reprezentacji Argentyny i FC Barcelona, teraz zrobiła to samo wobec włoskiego coacha, który miał ponoć w latach 2014-2015, kiedy trenował Real Madryt wyłudzić ponad milion euro. Chodziło o skomplikowaną grę z prawami do wizerunku i przenoszeniem tychże praw ze spółki do spółki, tak aby, jak najwięcej zostało dla Ancelottiego, a jak najmniej dla państwa (a więc i podatnika) hiszpańskiego.

 

Obie te sprawy nie zmieniają faktu, że Messi to najwybitniejszy piłkarz świata – obok Ronaldo – w ostatnich latach ,tak jak Signore Ancelotti to trener nad trenerami. Zarzuty prokuratury tego nie zmienią, choć na pewno ugodzą i w Senora Leo i w trenera największego konkurenta Barcy, czyli „Królewskich”, zwanych też „Galacticos”.

„Miej proporcje Mocium Panie” – u nas też turbulencje okołosportowe, ale na znacznie mniejszą skalę i bez zarzutów finansowych. Chodzi o dyplomy Roberta Lewandowskiego i Arkadiusza Milika. Napisali swoje prace w tempie ekspresowym, ale skoro szybko biegają, to pewnie też szybko myślą i szybko te myśli przenoszą na papier. Skarb Państwa nie poniósł z tego tytułu żadnych konsekwencji – i zresztą nie było to wcale intencją obu napastników reprezentacji Polski. Chodziło o to, żeby przed nazwiskiem pojawiły się czarodziejskie litery „mgr”, które nie są wcale potrzebne do finansowego szczęścia naszych futbolowych krezusów, ale dla ich „ego”- najwyraźniej tak. Nie oceniam, nie potępiam, ani w czambuł, ani w ogóle, bo to nie moja działka. Sam „magisterkę” zrobiłem na Uniwersytecie Wrocławskim 38 lat temu. Wtedy jeszcze nosił imię – o tempora, o mores! – Bolesława Bieruta. Nazwę na szczęście szlag trafił, ale moja solidna praca magisterska o stosunkach polsko-czesko- słowackich w prasie Polskiego Państwa Podziemnego podczas okupacji niemieckiej – przetrwała i ma się dobrze.

Jak widać dziś klimaty raczej około sportowe niż sportowe stricte. Takie czasy, chciałoby się powiedzieć. Tylko czy są to – w przypadku Polaków – afery czy „afery”?

RYSZARD CZARNECKI