Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jak trwoga to do Boga, a jak trzeba pokazać sukces polskich sportowców – to do siatkówki! Jak kibice Biało-Czerwonych są wkurzeni na przykład na warszawską Legię, która dała sobie strzelić w dwumeczu z Norwegami 6 bramek, choć w tym kraju sezon zaczyna się dopiero 1 kwietnia (!) – to mogą od razu otworzyć siatkarskie strony internetowe. W ostatnich dniach polski klub zdobył jeden z trzech europejskich pucharów. Był to Projekt Warszawa dowodzony przez polskiego trenera i ze sporą ilością Polaków składzie. W finale wygrali dwa razy z klubem z kraju, który jest aktualnym mistrzem olimpijskim, czyli Francją. Ok, jest to w hierarchii europejskich pucharów „puchar numer 3”, ale zawsze puchar i wygrać go warto. W zeszłej dekadzie Polacy raz triumfowali w Challenge Cup – bo o nim mowa – po polsko-polskim finale, w którym klub z Częstochowy wygrał właśnie z klubem z Warszawy. Stolica poczekała przeszło dekadę na rewanż i zrobiła TO!

 

Zaraz potem aktualny klubowy wicemistrz Europy i jednocześnie mistrz Polski Jastrzębski Węgiel w rewanżu rozbił Włochów z Piacenzy i jest w półfinale. Kapelusze z głów, drodzy kibice, przed JW, który jednocześnie bardzo inwestuje w pracę z młodzieżą i ma nawet własną akademię siatkarską, do której przyjeżdżają adepci siatkówki z całej Polski, a nawet z ościennych państw (tych na Wschodzie).

Siatkarze wysoko stawiają poprzeczkę innym dyscyplinom. I oto niespodziewanie okazało się, że wyzwanie podejmują te sporty z rodziny sportów zimowych, o których przed sezonem byśmy nigdy nie pomyśleli. Na tle klapy skoczków narciarskich wspaniale prezentują się łyżwiarki i łyżwiarze szybcy, a po wielu latach marazmu ocknęli się ze snu zimowego także biathloniści, a zwłaszcza biathlonistki – i nie tylko juniorzy (szczególne brawa dla nowego wicemistrza świata i brązowego medalisty MŚ Jana Guńki).

Swoje dokłada Iga Świątek i Huber Hurkacz – ale to już taka „nowa świecka tradycja”. Idź sukcesie do sukcesu!

Miło czytać i pisać o wielkich dniach Biało-Czerwonych.

Na koniec brawa dla tych, którzy wyrywają sukcesy niesamowitą ambicją i wolą walki. Tak było w przypadku piłkarzy ręcznych Wisły Płock, którzy po niesamowitym pościgu odrobili pięciobramkową stratę w meczu z Duńczykami na wyjeździe i trzy sekundy przed końcem spotkania wyrównali. Lubimy takie horrory z „happy endem”…