Krzysztof Buczkowski. Foto: Krzysztof Konieczny, GKM Grudziądz
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

MrGarden GKM Grudziądz przegrał przy Hallera 4 z RM Solar Falubazem Zielona Góra 43:47 i praktycznie pogrzebał swoje szanse na awans do czołowej czwórki PGE Ekstraligi. Dobry początek niedzielnych zawodów zanotował Krzysztof Buczkowski, ale z czasem kapitan Gołębi tracił moc. Jak sam przyznał przed kamerami nSport+ – ma mnóstwo myśli w głowie.

Emocje w Grudziądzu – oczekiwaliśmy ich przed meczem GKM-u z Falubazem i rzeczywiście – było ich całkiem sporo. Marna to jednak pociecha dla fanów ekipy z województwa kujawsko-pomorskiego, bo ta porażka sprawia, że szanse na awans do fazy play-off są bardzo niewielkie. Przede wszystkim gospodarzom zabrakło punktów juniorów. Goście zanotowali we dwójkę 9 punktów i bonus, a młodzieżowcy z talii Roberta Kempińskiego zaledwie jedno „oczko. Na więcej liczył także kapitan, Krzysztof Buczkowski.

– Nie mogę być zadowolony. Cztery punkty i bonus, to nie jest to czego bym oczekiwał. Na własne życzenie zakończyłem występ na trzech startach. Dałem się wyprzedzić Lindbaeckowi (wyścig 9 – dop. red.), a to był ważny bieg – analizował Buczek przed kamerami nSport+.

Kapitan Gołębi dostał szanse od Roberta Kempińskiego, choć niektórzy spodziewali się od samego początku Romana Lachbauma.

– Nie jest u mnie wesoło. Mam 1000 innych myśli. Ostatnio jechałem dwa tygodnie temu, bodajże dwa biegi, więc nie wiem jak to skomentować. Drużyna przegrywa, więc trener robi to co może, prezesi też muszą robić to co do nich należy, a my zawodnicy musimy jechać. Ja to robię tym w roku słabo. Widzę progres, nie przegrywam startów o motor. Wyjeżdżam równo, wyglądało to lepiej, ale to ciągle nie jest to. Mam nadzieję, że jeszcze dostanę szansę i zrobię coś dobrego dla tego klubu – mówił wyraźnie rozgoryczony Buczkowski.

Gospodarzom niedzielnego pojedynku nie wypaliła próba z gościem. Tobiasz Musielak zdobył tylko punkt z bonusem i przegrał ważny pojedynek z Norbertem Krakowiakiem. Wydaje się, że Robert Kempiński mógł wcześniej uruchomić Lachbauma. Rosjanin jechał na próbie toru, ale potem pojawił się dopiero w wyścigu numer jedenaście.

KONRAD MARZEC