Podczas, gdy leszczynianie zakończyli już rundę zasadniczą PGE Ekstraligi i szykują się do bardzo ciężkiego dwumeczu ćwierćfinałowego z Motorem Lublin, o opinię na temat dzisiejszej formy Unii zapytaliśmy wieloletniego byłego zawodnika oraz trenera Byków – Jana Krzystyniaka.
Fogo Unia Leszno przegrała piątkowe spotkanie z zielona-energia.com Włokniarz Częstochowa. W związku z tym jest już pewne, że w ćwierćfinale trafi na najmocniejszą ekipę PGE Ekstraligi, czyli Motor Lublin. Klub specjalnie na ten mecz obniżył ceny biletów i prowadził różne akcje marketingowe mające na celu przyciągnięcie fanów na stadion. Niestety kolejny raz frekwencja jak na taki klub i stadion była żałosna. – Czasami można przegrać w jakimś stylu. Niestety w tym meczu nie było dobrego żużla, nie było widowiska, a przegrana u siebie 50:40 pokazuje, że ta drużyna jest cieniem tej ekipy sprzed kilku lat. Wyglądało to źle, a przed spotkaniem liczyłem, że frekwencja na stadionie będzie liczniejsza i chociaż klub odbije się finansowo, a było ich zaledwie 4 tysiące. Najczęściej to wynik robi robotę i wtedy ci kibice przychodzą, a tak to zostają tylko najwierniejsi, bo resztę nie obchodzi nic innego prócz zwycięstwa – powiedział w rozmowie z nami Jan Krzystyniak.
Leszczynianie tegoroczny sezon rozpoczęli od 4 zwycięstw i byli na czele ekstraligowej tabeli. Z czasem doszły kontuzje, błędy, słabsze dyspozycje i zespół Byków spadł aż na 6. miejsce. Podobnie było również w tym meczu. Do 9. biegu wynik był remisowy, a potem Lwy z Częstochowy wyprowadziły 3 ciosy po 5:1 i Unia mogła już się żegnać ze zwycięstwem w tym meczu. – Tak to można podsumować. Początek był udany, a od połowy sezonu drużyna jedzie coraz gorzej. Nie ma też żadnego pewniaka w drużynie prócz Janusza Kołodzieja. Mnie najbardziej martwi, że w Unii nie ma już tak wielu wychowanków jak to było kiedyś. Unia wysyła swoich zawodników w świat, bo rynek się kurczy i jest na nich zapotrzebowanie. W niektórych ośrodkach w ogóle już zaprzestano skutecznego szkolenia i większość pracy została na barkach Leszczynian – komentuje.
Jeśli mowa o wychowankach, to wiele się ostatnio mówi o odejściu byłego kapitana – Piotra Pawlickiego. „Piter” od paru lat jest cieniem samego siebie i ewidentnie się męczy. Być może zmiana barw klubowych pomogłaby wychowankowi Unii Leszno w osiąganiu dalszych sukcesów. Pojawiają się stwierdzenia, że Piotr po prostu zasiedział się w swoim rodzimym klubie i nie ma już takiej motywacji. – Jakiś czas temu sam sugerowałem poprzez media Piotrowi, aby odszedł, bo już wszystkie możliwości w tym klubie przetestował i wciąż nie ma poprawy. Być może zmiana środowiska, zmiana klubu pomoże mu odzyskać blask i powróci do tej odpowiedniej formy, którą prezentował przed laty, zdobywając seryjnie złote medale dla Fogo Unii. To był trzon Unii, kręgosłup, który prezentował świetną formą w play-off i podczas całego sezonu. Jeździł bardzo drużynowo, nie tylko dla siebie, ale dla swojego klubu pomagając partnerom z pary i w niewielkim stopniu można go w tym aspekcie porównać do Tomka Golloba, choć mistrz jest tylko jeden i reszta może go jedynie naśladować – mówi.
Unia za czasów świetności królowała na własnym torze. Mieli również bardzo długą serię, która trwała 3 i pół roku bez porażki na Smoczyku. Od dwóch lat możemy zauważyć, że ten atut został utracony i Byki gubią się na własnym owalu. Można to uznać za jeden z problemów leszczynian, bowiem właśnie u siebie tracą ostatnimi czasy najwięcej punktów. – Można ich trochę usprawiedliwić, bo komisarz potrafi pomieszać szyki. Tak czy inaczej największe sukcesy osiągali na swoim torze, a teraz tego już nie ma. Potrafili tutaj osiągać niebotyczne prędkości, a o to przecież w żużlu chodzi. W ostatnich latach czegoś takiego na tym torze nie widujemy w postawie gospodarzy, robią oni twardy tor i każdemu on wtedy pasuje. Każdy kto tutaj przyjedzie ma przyjemność ze ścigania, bo jest to najłatwiejszy tor w całej Polsce, nie ma łatwiejszego, a w dodatku, gdy jest on bardzo twardy, to lepszego prezentu nie można sporządzić drużynie gości. Mnie najbardziej śmieszy, kiedy od dłuższego czasu słyszymy o braku dopasowania. Tyle meczów, tyle treningów i nie potrafią się dopasować, gdzie w Polsce wszędzie jest taka sama nawierzchnia, w taki sam sposób przygotowywana, a gdy słyszy się te tłumaczenia, to są one żałosne i ręce opadają – grzmi.
Unii zostały zaledwie 2 tygodnie na zrobienie czegokolwiek, żeby chociaż postawić się lubelskim Koziołkom. Przez większość ekspertów jest ona skazywana na pożarcie, a jakie zdanie ma na ten temat były zawodnik oraz trener Unii Leszno? – Oglądając tych zawodników nie wierzę w to. Może dobrze byłoby, gdyby Unia nie zaskoczyła Lublinian, bo to już byłby totalny absurd polskiego żużla, gdyby drużyna walcząca o play-off pokonała całorocznego lidera. Ja też wielokrotnie mówiłem, że w żużlu bardzo dużą rolę odgrywa przypadek. W żużlu nic nie jesteśmy w stanie zaplanować, dlatego tutaj upatruję szansę Byków. Jeśli dziś miałbym postawić na którąś z drużyn, to niestety uważam, że zwycięży lubelski Motor – podsumował.
Żużel. Lebiediew nie szuka wymówek. Zdradził, nad czym musi popracować
Żużel. Łaguta jak kapitan. Mocno wspiera Woffindena w kryzysie!
Żużel. Huckenbeckowi spodobało się w Grand Prix. „Chcę zostać na dłużej!”
Żużel. GKM złapał oddech i rozbił Byki! Kościecha: Kamień spadł mi z serca
Żużel. Badania potwierdziły uraz. Fatalne wieści dla Byków!
Żużel. Wrocławianie pogrążeni w Toruniu! Odrodzony Przedpełski (RELACJA)