Żużel. Były trener Unii grzmi po kolejnej porażce. „W tym meczu nie było dobrego żużla. Tłumaczenia są żałosne, ręce opadają”

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Podczas, gdy leszczynianie zakończyli już rundę zasadniczą PGE Ekstraligi i szykują się do bardzo ciężkiego dwumeczu ćwierćfinałowego z Motorem Lublin, o opinię na temat dzisiejszej formy Unii zapytaliśmy wieloletniego byłego zawodnika oraz trenera Byków – Jana Krzystyniaka.

 

Fogo Unia Leszno przegrała piątkowe spotkanie z zielona-energia.com Włokniarz Częstochowa. W związku z tym jest już pewne, że w ćwierćfinale trafi na najmocniejszą ekipę PGE Ekstraligi, czyli Motor Lublin. Klub specjalnie na ten mecz obniżył ceny biletów i prowadził różne akcje marketingowe mające na celu przyciągnięcie fanów na stadion. Niestety kolejny raz frekwencja jak na taki klub i stadion była żałosna. – Czasami można przegrać w jakimś stylu. Niestety w tym meczu nie było dobrego żużla, nie było widowiska, a przegrana u siebie 50:40 pokazuje, że ta drużyna jest cieniem tej ekipy sprzed kilku lat. Wyglądało to źle, a przed spotkaniem liczyłem, że frekwencja na stadionie będzie liczniejsza i chociaż klub odbije się finansowo, a było ich zaledwie 4 tysiące. Najczęściej to wynik robi robotę i wtedy ci kibice przychodzą, a tak to zostają tylko najwierniejsi, bo resztę nie obchodzi nic innego prócz zwycięstwa – powiedział w rozmowie z nami Jan Krzystyniak.

Leszczynianie tegoroczny sezon rozpoczęli od 4 zwycięstw i byli na czele ekstraligowej tabeli. Z czasem doszły kontuzje, błędy, słabsze dyspozycje i zespół Byków spadł aż na 6. miejsce. Podobnie było również w tym meczu. Do 9. biegu wynik był remisowy, a potem Lwy z Częstochowy wyprowadziły 3 ciosy po 5:1 i Unia mogła już się żegnać ze zwycięstwem w tym meczu. – Tak to można podsumować. Początek był udany, a od połowy sezonu drużyna jedzie coraz gorzej. Nie ma też żadnego pewniaka w drużynie prócz Janusza Kołodzieja. Mnie najbardziej martwi, że w Unii nie ma już tak wielu wychowanków jak to było kiedyś. Unia wysyła swoich zawodników w świat, bo rynek się kurczy i jest na nich zapotrzebowanie. W niektórych ośrodkach w ogóle już zaprzestano skutecznego szkolenia i większość pracy została na barkach Leszczynian – komentuje.

Jeśli mowa o wychowankach, to wiele się ostatnio mówi o odejściu byłego kapitana – Piotra Pawlickiego. „Piter” od paru lat jest cieniem samego siebie i ewidentnie się męczy. Być może zmiana barw klubowych pomogłaby wychowankowi Unii Leszno w osiąganiu dalszych sukcesów. Pojawiają się stwierdzenia, że Piotr po prostu zasiedział się w swoim rodzimym klubie i nie ma już takiej motywacji. – Jakiś czas temu sam sugerowałem poprzez media Piotrowi, aby odszedł, bo już wszystkie możliwości w tym klubie przetestował i wciąż nie ma poprawy. Być może zmiana środowiska, zmiana klubu pomoże mu odzyskać blask i powróci do tej odpowiedniej formy, którą prezentował przed laty, zdobywając seryjnie złote medale dla Fogo Unii. To był trzon Unii, kręgosłup, który prezentował świetną formą w play-off i podczas całego sezonu. Jeździł bardzo drużynowo, nie tylko dla siebie, ale dla swojego klubu pomagając partnerom z pary i w niewielkim stopniu można go w tym aspekcie porównać do Tomka Golloba, choć mistrz jest tylko jeden i reszta może go jedynie naśladować – mówi.

Unia za czasów świetności królowała na własnym torze. Mieli również bardzo długą serię, która trwała 3 i pół roku bez porażki na Smoczyku. Od dwóch lat możemy zauważyć, że ten atut został utracony i Byki gubią się na własnym owalu. Można to uznać za jeden z problemów leszczynian, bowiem właśnie u siebie tracą ostatnimi czasy najwięcej punktów. – Można ich trochę usprawiedliwić, bo komisarz potrafi pomieszać szyki. Tak czy inaczej największe sukcesy osiągali na swoim torze, a teraz tego już nie ma. Potrafili tutaj osiągać niebotyczne prędkości, a o to przecież w żużlu chodzi. W ostatnich latach czegoś takiego na tym torze nie widujemy w postawie gospodarzy, robią oni twardy tor i każdemu on wtedy pasuje. Każdy kto tutaj przyjedzie ma przyjemność ze ścigania, bo jest to najłatwiejszy tor w całej Polsce, nie ma łatwiejszego, a w dodatku, gdy jest on bardzo twardy, to lepszego prezentu nie można sporządzić drużynie gości. Mnie najbardziej śmieszy, kiedy od dłuższego czasu słyszymy o braku dopasowania. Tyle meczów, tyle treningów i nie potrafią się dopasować, gdzie w Polsce wszędzie jest taka sama nawierzchnia, w taki sam sposób przygotowywana, a gdy słyszy się te tłumaczenia, to są one żałosne i ręce opadają – grzmi.

Unii zostały zaledwie 2 tygodnie na zrobienie czegokolwiek, żeby chociaż postawić się lubelskim Koziołkom. Przez większość ekspertów jest ona skazywana na pożarcie, a jakie zdanie ma na ten temat były zawodnik oraz trener Unii Leszno? – Oglądając tych zawodników nie wierzę w to. Może dobrze byłoby, gdyby Unia nie zaskoczyła Lublinian, bo to już byłby totalny absurd polskiego żużla, gdyby drużyna walcząca o play-off pokonała całorocznego lidera. Ja też wielokrotnie mówiłem, że w żużlu bardzo dużą rolę odgrywa przypadek. W żużlu nic nie jesteśmy w stanie zaplanować, dlatego tutaj upatruję szansę Byków. Jeśli dziś miałbym postawić na którąś z drużyn, to niestety uważam, że zwycięży lubelski Motor – podsumował.