fot. pixabay
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Święta Wielkanocne w 2020 roku będą dla środowiska żużlowego bardzo szczególne. Zawodnicy i trenerzy nie spędzą tych ważnych dni na treningach czy zawodach, a w domach, wciąż czekając na to, aż przeminie pandemia koronawirusa. Postanowiliśmy zajrzeć więc do kuchni osób związanych z czarnym sportem, sprawdzić co ciekawego przygotują na te święta, a także podpytać, o co poprosili w liście do zajączka.

Żużlowcy i trenerzy niemal jednym głosem mówią, że ta Wielkanoc będzie inna niż wszystkie. W związku z pandemią, nie ma miejsca na dalekie wyjazdy, czy też wielkie rodzinne spotkania. Każdy stara się jak najlepiej zadbać o zdrowie swoich bliskich.

 – Święta zawsze spędzamy rodzinnie. Rok temu wybudowaliśmy się i mamy dom w pobliżu wszystkich bliskich. Tak właściwie to mieszkamy 80 metrów od siebie. Przeważnie święta są u mamy, ale teraz będzie jednak inaczej, ze względu na aktualną sytuację. Każdy spędzi tę Wielkanoc u siebie. Mamy starszą babcię, która niedawno miała wstawiany rozrusznik, więc na nią bardzo uważamy – mówi Jakub Jamróg.

– Można powiedzieć, że te święta zawsze są specyficzne, bo zazwyczaj jest żużel. Są mecze, treningi i inne zawody. Teraz jednak będzie jeszcze dziwniej. Dla mnie, jako katolika, największą stratą jest to, że nie będzie można uczestniczyć w eucharystii. Bardzo ważna jest spowiedź i ta cała liturgia. Długo siedzi się w kościele, ale to jest istotny czas i to właśnie te święta są dla nas najważniejsze – tłumaczy żużlowiec z Tarnowa.

– W tym roku na pewno będzie nietypowo, bo zazwyczaj te święta są spędzane w trasie. Osoby związane z żużlem często obchodziły je w drodze bądź na stadionach. Teraz już się odeszło od organizowania meczów w Poniedziałek Wielkanocny, ale zawsze jest to dla nas intensywny czas. Tym razem będzie bez wojaży, ale też bez wielkiego biesiadowania. Na pewno będzie inaczej niż zwykle – stwierdza Stanisław Chomski, szkoleniowiec Moje Bermudy Stali Gorzów.

– Zazwyczaj spędzamy święta albo w moim domu rodzinnym albo w domu rodzinnym mojej żony. W tym roku musiała jednak nastąpić zmiana planów i będziemy siedzieć w czwórkę, razem z naszymi dwiema córeczkami – wyjaśnia Szymon Woźniak.

– Czy ja wiem czy będzie inaczej? Jak co roku będę w moim domu rodzinnym, więc tutaj różnicy nie widzę. Co do tego, że święta nie będą spędzane tak bardzo w biegu, to w zeszłym roku też raczej było spokojnie, bo nie odbył się przecież Finał Złotego Kasku – dodaje w swoim stylu, z uśmiechem, Kacper Woryna.

Wyświetl ten post na Instagramie.

🥚🐣🐥

Post udostępniony przez Kacper Woryna (@kworyn223)

Niezależnie od tego, czy najbliższe dni będą spędzane w mniejszym czy większym gronie, coś na ten wielkanocny stół trzeba jednak przygotować. Nasi rozmówcy podkreślają, że podczas tych świąt jedzą raczej tradycyjnie.

– U nas jest klasyka. Muszą być żurek, biała kiełbasa i jajka w różnych formach – mówi Piotr Baron, menedżer Fogo Unii Leszno. – Raczej je się u nas w te dni po prostu, po polsku. Niczego szczególnego nie wymyślamy – dodaje architekt mistrzowskiego hat-tricka Byków.

– Na stole musi pojawić się rybka. Ja uwielbiam ryby i karpik niezależnie czy na Boże Narodzenie, czy na Wielkanoc jest obowiązkowy – zdradza Tomasz Bajerski, opiekun eWinner Apatora Toruń.

– Poza oczywistościami typu biała kiełbasa czy żurek to na pewno są jeszcze sałatka warzywna i szynka w galarecie z sosem chrzanowym. W tym roku też nie ma za bardzo jak przygotować czegoś bardziej wymyślnego, bo ciężko nawet zrobić jakieś sensowne zakupy – tłumaczy Woźniak.

– Coś tam upichcimy, ale za bardzo też nie ma co przesadzać, bo będzie nas tylko czwórka. Jeden syn ma trzy latka, drugi roczek, więc nie wiadomo ile też nie zjedzą. Jemy raczej klasycznie, według polskiej tradycji. Na pewno będzie jakiś chrzan. Pewnie też rzeżuszka i biała kiełbaska – wyjaśnia Jamróg.

– Na naszym stole nie zabraknie jajek faszerowanych, ćwikły z chrzanem i jakiejś dobrej rybki. Z pewnością będzie śledzik. Czekam też na dobry bigosik mojej żony – mówi Chomski.

Łatwo zgadnąć też, czego przedstawiciele środowiska żużlowego życzą sobie w prezencie od zajączka. We wszystkich listach pojawia się to, aby ludzie przestali chorować, a rozgrywki w końcu wystartowały.

– Ja pomyślałem za całe nasze środowisko żużlowe i też w imieniu wszystkich ten list napisałem. Niech się to unormuje i ta liga ruszy, to będzie znak, że wszystko się poprawiło i wraca do normalności – mówi kapitan PGG ROW-u Rybnik.

– Nie wiem czy ten zajączek nie będzie na kwarantannie w tym roku. Coś tam pewnie przyniesie, ale raczej będą to jakieś skromne upominki. Pewnie słodycze bądź coś w tym rodzaju – przewiduje Woźniak.

– Rozmawiałem właśnie z synem, że z tym zajączkiem może być problem, bo też go mogli poddać kwarantannie. Nie wiemy zatem czy do nas trafi. Jakbym miał sobie coś wybrać, to chyba to, żeby nas ten nieszczęsny wirus zostawił – życzy sobie Bajerski. –  Najbardziej to bym chciał, aby to choróbsko nas opuściło. Oby to wszystko się po świętach unormowało, żebyśmy mogli wrócić do ścigania – wtóruje mu Baron.

fot. Facebook Stali Gorzów

Nieco inne życzenia ma z kolei szkoleniowiec gorzowskiej ekipy. Stanisław Chomski uważa, że obecne święta mogą nam dać wiele do myślenia i zostawia nas z pewnym przesłaniem.

– Zawsze przychodził jakiś symboliczny zajączek. Teraz chciałbym, aby przyniósł więcej optymizmu i mniej zawiści. Teraz, gdy mamy te kontakty ograniczone, i więcej czasu spędzamy sami, to może znajdziemy chwilę na trochę przemyśleń. Zastanowimy się dokąd zmierzamy, czy na pewno to, co do tej pory robiliśmy było właściwie. Wszystko nagle zahamowało, nie ma już takiego pędu. Wystarczył taki niby niepozorny, drobny wirus, abyśmy zdali sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy w stanie nad wszystkim zapanować. Spoglądanie na tę mękę Chrystusową może nam wskazać, że do tej pory te nasze działania podczas świąt i w ogóle w zwykłych dniach były zbyt mało uduchowione – kończy menedżer.

BARTOSZ RABENDA