Dzisiaj mija 27. rocznica śmierci Piotra Bruzdy, byłego zawodnika wrocławskiej Sparty oraz reprezentanta Polski. Na początku lat 80. XX wieku wyjechał do Szwecji, gdzie zginął tragicznie podczas wykonywania obowiązków w pracy zawodowej.
Piotr Bruzda w latach 1965-1981 nieprzerwanie bronił barw wrocławskiej Sparty. W 1967 oraz 1968 roku wywalczył z wrocławskim zespołem brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Polski.
– Z Piotrem oczywiście dobrze się znaliśmy. To był dobry zawodnik. Na pewno był osobą otwartą, w stosunku do innych był koleżeński i co bardzo ważne, a dziś niezmiernie rzadkie, lubił pomagać młodszym zawodnikom. Na pewno w to co robił wkładał sporo pracy. Do wyników nie dochodził tylko predyspozycjami do żużla, ale też swoją wytężoną pracą. Ćwiczył więcej od innych i oczywiście prowadził mocno sportowy tryb życia. Sporo jeździł na rowerze. Dla mnie to przykład sportowca w każdym calu. Nie patrzył tylko na życie i profesję przez pryzmat „ile ja z tego będę miał?” – mówi nam były sędzia żużlowy, autor biografii Piotra Bruzdy, Marek Smyła.
Największy sportowy sukces Piotr Bruzda odniósł w 1975 roku we Wrocławiu, gdzie wspólnie z Edwardem Jancarzem zdobył tytuł wicemistrza świata par. Pomiędzy 1968, a 1977 rokiem, siedmiokrotnie startował w finałach Indywidualnych Mistrzostw Polski. Największy sukces odniósł w 1974 roku w Gorzowie zajmując trzech miejsce. Dwukrotnie w swojej karierze był uczestnikiem Finału Kontynentalnego. W 1981 roku Piotr Bruzda opuścił Polskę, wyjeżdżając do Szwecji.
– To był początek lat 80. minionego wieku. Piotrek miał jeszcze swoje ambicje, a w kraju jak wiadomo, było wówczas jak było. Swego czasu chciał startować w Anglii, ale nie dostał wymaganej zgody. Miał przyjaciół w Szwecji i przed stanem wojennym udało mu się wyjechać na północ Europy. Przez kilka sezonów kontynuował tam swoją żużlową karierę na poziomie drugiej ligi szwedzkiej – kontynuuje Marek Smyła.
W Szwecji Piotr Bruzda pracował oczywiście również zawodowo i to przy wykonywaniu związanych z nią obowiązków uległ śmiertelnemu w skutkach wypadkowi.
– Piotr w różnych okresach pobytu w Szwecji miał różne zajęcia. Wtedy pracował na stacji przetaczania gazu z wagonów kolejowych do magazynów. Piotr próbował podłączyć wąż do wagonu, ale coś tam się blokowało. Gaz nie przechodził. Piotr próbował jakoś to naprawić i w pewnym momencie wąż wystrzelił, odbił i uderzył go metalowa końcówką, uszkadzając tętnicę. Najgorsze było to, że niejednokrotnie przy tym przetaczaniu gazu Piotr pracował sam, ponieważ bocznica była oddalona od bazy i tak również było dwadzieścia osiem lat temu. Dopiero po pewnym czasie pracodawca nie mając kontaktu z Piotrem zorientował się, że coś jest nie tak, jak być powinno. W momencie, kiedy dojechano na miejsce wypadku, Piotr już nie żył. Wykrwawił się – kończy Marek Smyła.
– Jeden z najlepszych wychowanków żużlowej Sparty w całej jej historii obok Janowskiego, Pociejkowicza, Kupczyńskiego, Połukarda, R. Słabonia i Trzeszkowskiego. To był mój – i nie tylko mój – pierwszy żużlowy idol. Lider Sparty, waleczny, wyprzedzający. Imponował niebieską skórą z białymi lampasami i elegancką białą chustką na twarzy – wspomina byłego zawodnika Sparty Bartłomiej Czekański.
Co ciekawe Piotra Bruzdę można zobaczyć w serialu reżyserowanym przez Andrzeja Konica „Najważniejszy dzień życia”. Zawodnik Sparty pojawia się między innymi obok Anny Dymnej w odcinku 9. zatytułowanym „Karuzela” (Piotr Bruzda w niebieskiej skórze oraz czerwonym pokrowcu)
Grób Piotra Bruzdy znajduje się na cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu.
Fot. Marek Smyła
Żużel. Sobotnie eliminacje SEC: Wszyscy Polacy z awansem!
Żużel. Miał wszystko, by stać się wielkim. Dziś kończy 32 lata
Żużel. Gorąco we Wrocławiu! „Nie ma świętych krów”
Żużel. Świetna atmosfera przed derbami. Prezesi obu klubów… zagrali w golfa!
Żużel. Lebiediew nie szuka wymówek. Zdradził, nad czym musi popracować
Żużel. Łaguta jak kapitan. Mocno wspiera Woffindena w kryzysie!