zdjęcie ilustracyjne
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

O czym piszą żużlowe portale? Zazwyczaj oczywiście o żużlu w takiej lub innej postaci. Czasy są stety lub niestety takie, że artykuł o tym czy Bartosz Zmarzlik zerwał kwiatka na spacerze kliknie się parę tysięcy razy lepiej od merytorycznego wywiadu z zawodnikiem czy działaczem. Czy dziennikarz w swoim pisaniu jest niezależny? Jak to kiedyś napisał Wojciech Koerber, może się starać, ale zawsze będzie miał swoje prywatne sympatie czy antypatie. Najważniejsze, aby nie one były wykładnią tez zawartych w artykułach.

 

Skąd taki wstęp? Z dość prostej przyczyny. Założyłem sobie, iż warto na akurat tę internetową witrynę przelewać to, co się myśli, choć nie zawsze podoba się to tym, którzy w żużlu obracają się na co dzień. Po parunastu latach pisania i „ukłuciu” niejednego działacza po raz pierwszy jednak zetknąłem się z sytuacją, w której prezes jednego z pierwszoligowych ośrodków „zaatakował” mnie prywatnie  poprzez medium społecznościowe, twierdząc, że artykuł został „popełniony” na ewidentne zlecenie otoczenia zawodnika.

Przyznam, że skoro z ów prezesem znamy się dobrze, to wątek pominąłem, pomyślałem: „Ot, w nerwach mu się wyrwało”. Ku mojemu zdziwieniu, prezes nie popuścił i jeszcze parę razy wspomniał o tym samym. Napisane na zlecenie. Przyznam, że zlecenia żadnego nie było. Artykuł został napisany po dosyć nieprecyzyjnym oświadczeniu wydanym przez klub. Zostały w nim ujęte, nazwijmy to, jednostronne argumenty. Jak widać, wyrażenie opinii spotkało się z natychmiastową reakcją i oburzeniem, że ośmieliłem się swoje zdanie wyrazić.

W międzyczasie, co już najśmieszniejsze, w sieci pojawił się kolejny wpis nieprzychylny dla ów klubu. Zapytałem więc prezesa o to, co ma do powiedzenia w tym temacie. Odpowiedź była w stylu: „To nie ważne – to kolejny „wariat”, który, co gorsza, jest wieczorami uzależniony od pewnych zachowań”. Jak więc widać, są włodarze klubów, którzy mają swoją „bajkę” i działają w myśl zasady: kto nie z nami, ten przeciwko nam. Wszyscy winni. Ktoś pisze na zlecenie, inny publikuje z kolei pod wpływem.

Nadmienię tylko, że mieliśmy sobie sporne kwestie wyjaśnić i miałem poznać „faktyczny” obraz sytuacji oczami prezesa. Niestety, mimo obietnic, działacz czasu na telefon nie znalazł. Swoją drogą, telefonów dostajemy sporo codziennie. Środowisko żużlowe jest takie, że niektórym od rana po głowie chodzi zadzwonić, „podrzucić” temat i zrobić udany, załóżmy, poniedziałek koledze zza miedzy działającemu w branży, jak to mądrze mówi jeden z mądrzejszych mecenasów sportu, „golfa dla ubogich”. Przychodzi weekend meczowy i ten, który „naganiał” na kolegę stoi i klepie go przyjaźnie po plecach w parkingu. Taki żużlowy światek. Niestety. Pełen zakłamania.

Tak zupełnie na koniec, gdyż nie ukrywam, słowo „zlecenie” nie tylko mnie, ale i redakcję nieco „ubodło”. Na zlecenie Szanowny Prezesie to można dostać, ale, jak „wróble ćwierkają”, po mordzie na stadionie, na którym Pana zawodnicy walczą o ligowe punkty. Wtajemniczeni „ludzie z branży” będą wiedzieli o co chodzi, a do tematu mordobicia powracania póki co sensu nie widzę.  A my, idąc tokiem myślenia prezesa, piszemy dalej w myśl cennika: 500 złotych za pozytywny artykuł, 1000 za negatywny na zlecenie konkurencyjnego klubu. Zamówienia, jak zwykle, wyłącznie  na email redakcji.

ŁUKASZ MALAKA