fot. archiwum Egona Mullera
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W piątek swoje 73. urodziny obchodzi niemiecki żużlowiec, Egon Muller. Indywidualny mistrz świata z 1983 roku należy do niebanalnych postaci i legend światowego żużla, a anegdoty opowiadane przez Niemca to materiał na kilka żużlowych książek. Żużlowych, ale również i… muzycznych, bo przecież Muller robił także karierę jako wokalista.

 

Muller po odejściu z czynnego uprawiania żużla powrócił do zawodu mechanika i profesjonalnie zajął się tuningiem silników dla zawodników. W tej materii również zaczął szybko odnosić znaczące sukcesy.

– Były takie lata, że należałem do najlepszych tunerów na świecie. Tuner żużlowy to jednak taka profesja, że raz się trafia z silnikami i do pierwszej wpadki jest duży popyt na twoje usługi. Telefon dzwoni. Wystarczy jednak moment, coś pójdzie w złym kierunku i jest totalny klops. Jesteś na żużlowym aucie. Przygotowane przez ciebie silniki po prostu z dnia na dzień już nie jadą, a zawodnicy się od ciebie  odwracają – mówił Müller, który współpracował również z polskimi zawodnikami.

– Robert Dados to był mój drugi syn. Kochałem go prawie jak mojego Dirka. Bardzo inteligentny i dobry chłopak, który w pełni mi ufał, a to dla mnie podstawa dobrej współpracy z każdym zawodnikiem. Robert jako jeden z nielicznych potrafił zadzwonić, ot tak, bez powodu, spytać, co słychać u starego Egona. Dados miał ode mnie fantastyczne silniki i miał też duży talent. Co do jednostek – raz w Grudziądzu na treningu słabiej jechał bodaj Jacek Rempała, więc dałem mu rezerwowy silnik, przygotowany dla Roberta. Jak na nim pojechał, to Billy Hamill nie wiedział, co się dzieje, takiego „łupnia” od Rempały dostawał. Start w start – wspominał mistrz świata.

– Był też w mojej „stajni” Dariusz Śledź. Talent duży, ale co z tego jak z Müllerem chciał cwaniakować. Wiedziałem, że jego silniki są dobre, a Darek w kółko mi narzekał to to, to tamto. Ja głupi nie jestem. Włożyłem raz do środka silnika taką mało widoczną plombę i jak przywieźli silnik z powrotem do serwisu, to udowodniłem im, iż sami we Wrocławiu rozkręcają silnik, aby zobaczyć, co też jest w środku. Szybko było więc po naszej współpracy. Ja się w konia robić nie dam – zaznaczył Muller.

Niemiec pracował także z polskim mistrzem świata, Tomaszem Gollobem. – Tomek to jeden z największych talentów, jakie kiedykolwiek były w ogóle w światowym  żużlu. Długo trwały nasze negocjacje odnośnie współpracy, ale się ostatecznie nie dogadaliśmy. Tu problemem było to, że jeśli robisz silniki takiemu zawodnikowi o najwyższych mistrzowskich aspiracjach, to powinieneś mu towarzyszyć na ważnych  zawodach. Nie zawsze miałem wolne terminy to raz, a dwa – bywało tak, że po prostu brali u mnie silniki i tyle ich widziałem. Robili później coś z nimi sami. Tam prym wiódł Władysław Gollob i jakoś to nam się super nie układało. Parę razy miał do mnie pretensje, że jest słaby wynik Tomka, bo się ponoć nie przyłożyłem do pracy. Inna sprawa, że w tamtych latach Tomek chciał osiągnąć mistrzostwo od razu. Był niecierpliwy i za bardzo dążył do perfekcji. Wystarczyło, iż coś mu nie zagrało i zmieniali wszystko w silniku, a nie tędy droga. Wynik Tomasz chciał na już, a mój warsztat to nie piekarnia – podkreślił Egon Muller.

Sympatycznemu Niemcowi życzymy dużo zdrowia, pomyślności i satysfakcji ze śledzenia speedwaya. Sto lat, Egon!

Rozmowa z Egonem Mullerem i wieloma innymi ciekawymi osobami ze świata żużla dostępna jest w książce „Żużlowe Rozmowy Po Bandzie”. W sprzedaży zostało ostatnie dziesięć sztuk, a pozycja może być idealnym prezentem pod choinkę dla każdego fana speedwaya – starszego i młodszego. Szczegóły dotyczące zamówień dostępne są w tym miejscu (KLIKNIJ W TEKST LUB NA GRAFIKĘ, BY PRZEJŚĆ DO STRONY Z AUKCJĄ).