Od lewej: Bartosz Zmarzlik, Mikkel Michelsen i Anders Thomsen na torze kartingowym w Dubaju.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Anders Thomsen to jeden z zawodników, który z roku na rok zalicza widoczne postępy. W sezonie 2020 zanotował średnią na poziomie 1,976 punktu na bieg. Jego progres przełożył się na stałą dziką kartę w cyklu Grand Prix na sezon 2021. Duńczyk w rozmowie w naszym portalem opowiedział m.in. o współpracy z Bartoszem Zmarzlikiem, o preferencjach, co go relaksuje i o pracy nad różnymi aspektem swojej formy.

Anders, gdzie teraz mieszkasz? Na Twoim profilu na Facebooku Gorzów widnieje jako miasto, w którym w tej chwili przebywasz.

Miasto, w którym mieszkam jest bardzo blisko Gdańska. Nie chciałem tego podawać na Facebooku, a w Gorzowie i tak spędzam wiele czasu. Mam tam mieszkanie, więc można powiedzieć, że jest to mój adres.

Skąd pochodzisz dokładnie?

Pochodzę z Ferritslev Fyn. To jest na wsi, więc nie mogę zrobić tu nic złego, bo wszyscy mnie znają! Nie jestem osobą, która lubi wielkie miasta, ale czasem fajnie jest je zwiedzić.

Kto był twoim idolem w dzieciństwie?

Zdecydowanie będzie to Tony Rickardsson.

W 2021 będziesz jeździł w dwóch ligach – duńskiej i polskiej. Gdyby w Ekstralidze nie było przepisów ograniczających wybór do dwóch, na jaką jeszcze byś się zdecydował?

Będę jeździł w Vojens w Danii i oczywiście w Stali Gorzów. Dodatkowo, gdybym mógł, jeździłbym w Szwecji, ale na obecną chwilę nie jest to możliwe. Wybrałem Danię, gdyż mam tu sponsorów.

Myślisz, że będzie optymalne dla ciebie – dwie ligi + starty w Grand Prix?

Tak, to wystarczy. Zeszłoroczny sezon, choć bardzo mi się podobał, sprawił, że byłem bardzo daleko od rodziny. Wykorzystam dodatkowy wolny czas na różne inne szalone rzeczy, chociaż kocham jeździć. Chcę odjechać jak najwięcej spotkań.

Przejdźmy do wątku gorzowskiego. Ostatnio rozmawiałam z Nielsem Kristianem Iversenem i wspomniał, że Gorzów to dla niego specjalne miejsce. Podpisałeś kontrakt tam na dwa kolejne lata. To chyba oznacza, że dla ciebie Stal również staje się wyjątkowa.

Klub w Gorzowie bardzo dużo pomógł mi w moim pierwszym roku w Speedway Ekstralidze. Czuję się tu mile widziany, dlatego podpisałem kontrakt na następny rok. Początek zeszłego sezonu nie był dobry, ale potem sytuacja się odwróciła i zaczęliśmy wygrywać mecze. To było coś wyjątkowego. Władze klubu to świetni ludzie i chcą pomagać, troszczą się o nas. Jest to dla mnie drugi dom.

Praca u boku dwukrotnego mistrza świata. Wyzwanie, przyjemność, lekcja czy wszystko naraz? Czy fakt, że jesteście w podobnym wieku pomaga we współpracy?

Bartek jest bardzo dobrym kolegą. Jeździmy razem już długo, zaczęliśmy już jak mieliśmy poniżej 21 lat. Dużo się od niego nauczyłem. Mamy boksy obok siebie, więc podczas zawodów często pomagamy sobie wzajemnie. W Gorzowie jesteśmy wielką rodziną. Myślę, że to, ile kto ma lat nic nie znaczy.

Powiedziałeś ostatnio, że Jack Holder zmienił losy Stali dołączając do drużyny w 2020. Czy żałujesz, że nie będzie już go z wami w zespole?

Tak do końca to nie wiem. On był gościem, jak do nas dołączył. Potrzebowaliśmy jego punktów. Teraz zamiast niego jest Martin Vaculik, który jest bardzo dobrym zawodnikiem. Obaj jeżdżą na tak samo dobrym poziomie, być może Martin jeździ lepiej, więc nie jest to zła zmiana. Oczywiście dodatkowo bardzo go lubię. Jeździłem z nim w Żarnovicy – to jego rodzinne miasto. W zasadzie to on pomógł mi się dostać do Gorzowa.

Właśnie, miałam poruszyć ten wątek. On był tym, który cię namówił na Stal, a w końcu sam zmienił klub na Falubaz.

Dokładnie tak było. To Martin skontaktował mnie ze Stalą. Słuchałem jak mówił o klubie, byłem żywo zainteresowany.

Podpytam jeszcze czy miałeś jakiekolwiek spięcia w zespole? W zeszłym roku dużo mówiło się o twoim pokazaniu środkowego palca Krzysztofowi Kasprzakowi podczas waszej jazdy parą. Pamiętasz tą akcję?

Nie miałem wtedy w zasadzie szczególnego problemu. To był gorący moment, emocje. Żadnych innych złych sytuacji nie było.

Wszyscy mają cię za typowego luzaka. Jak ty siebie postrzegasz?

To w sumie prawda. Lubię łowić ryby, spędzać czas w lesie. Przed meczami często biegam… To mnie relaksuje. Ale równocześnie robię wiele szalonych rzeczy – takie jak np. skok na bungee.

Czy pracujesz również nad zdrowiem psychicznym? Macie w zespole Julię Chomską, która jest psychologiem sportu.

Tak, z Julią również pracuję. Zimą bardzo dużo robię w tym kierunku. Ma wiele pomysłów jak pracować z zespołem. Ta praca nad zdrowiem psychicznym sprawia, że łatwiej mi się koncentrować, a potem odpowiednio reagować. Myślę, że ta sfera jest równie ważna jak forma fizyczna. Jeśli tutaj wszystko działa stuprocentowo to jesteś lepszy na motocyklu. Natomiast jeśli złamiesz rękę to oczywiście jest to problem, ale z dobrym nastawieniem jesteś to w stanie lepiej udźwignąć.

Wróćmy do twojej jazdy dla Gdańska. Ty, Mikkel Michelsen i Mikkel Bech byliście znani jako „duńska mafia”. Jak wspominasz swój czas w Wybrzeżu?

To były świetne chwile. Bardzo dużo się tam nauczyłem, startując od 2016. W pierwszym roku nie ścigałem się za wiele, ale rok po roku stawałem się coraz lepszy. Faktycznie byliśmy nazywani „duńską mafią”.

Miałeś okazję pozwiedzać polskie wybrzeże?

Tak, bywałem kilkukrotnie. Bywałem w Sopocie, pływałem również małym statkiem po rzece w centrum Gdańska (Motława – przyp. red.).

Spędziłeś ostatnio trochę czasu w Dubaju. Najpierw był motocross, potem tor kartingowy, gdzie udało ci się być na najwyższym stopniu podium. Opowiedz coś o tej wyprawie, miałeś momenty, gdzie mogłeś się zrelaksować np. nad basenem czy tylko spędzaliście czas aktywnie?

Rzeczywiście to był bardzo aktywny czas. Nie były to tylko wakacje. Bartek jeździł dużo na rowerze, bo bardzo to lubi, ja akurat nie przepadam, w zamian biegałem. Pojeździliśmy na motocrossie przez pustynię – to było niesamowite, a samo miejsce przepiękne. Bartek wyjechał dwa dni przede mną, więc przez ten czas skorzystałem trochę z basenu, popływałem i relaksowałem się.

Czy trening w takiej wysokiej temperaturze jest trudniejszy?

Zdecydowanie jestem ciepłolubny, nie lubię jak jest zimno. Przykładowo nie przepadam za takimi sportami jak np. narty. Pierwszy raz na nartach byłem dopiero w Gdańsku. Nie cierpię momentu, kiedy muszę przy takiej pogodzie jak jest teraz ubierać się, wychodzić z domu i biegać. Całe szczęście mam teraz przy domu tor do jazdy na Pit Bike, więc jeżdżę prawie codziennie.

Kończąc naszą rozmowę, powiedz mi czy myślisz, że teraz masz swój najlepszy czas w karierze?

Z pewnością spełnieniem marzeń jest start w Grand Prix, nie mogę się tego doczekać. Od kiedy byłem mały zawsze o tym marzyłem, a teraz tu jestem i wreszcie mam tą szansę! Jestem w bardzo dobrym momencie w życiu – jak budzę się zawsze mam uśmiech na twarzy. Nawet jak jest zimno na zewnątrz to wiem, że muszę ćwiczyć, gdyż to może zaprocentować w postaci punktów w Grand Prix.

Jaki będzie twój numer w Gran Prix?

Będzie to 105, nie mogłem użyć mojej normalnej liczby 5, więc wybrałem coś najbliższego temu.

Czy chciałbyś kogoś pozdrowić?

Chciałbym pozdrowić wszystkich sponsorów, którzy pomagają mi w Polsce. Dziękuję również jednej rodzinie Państwu Szymczak, z którą mieszkałem przez jakiś czas i dużo mi pomogli. To, że byłem tak dobry w zeszłym roku to zasługa ich wszechstronnej pomocy. Pozdrawiam też fanów i wszystkich czytelników Po Bandzie.

Dziękuję bardzo za twój czas – w marcu macie sparing z Betard Spartą, więc powodzenia!

Dziękuję również.

Rozmawiała DARIA JAGODZKA