Mateusz Świdnicki. fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Mateusz Świdnicki w ubiegłą niedzielę odjechał swoje pierwsze w życiu spotkanie jako senior. Ubiegłoroczny młodzieżowy mistrz Polski zanotował w barwach Cellfast Wilków Krosno pięć punktów z bonusem. Beniaminek PGE Ekstraligi ostatecznie przegrał inaugurację w Lesznie 44:46, choć przed wyścigami nominowanymi prowadzili dwoma punktami. 

 

Cellfast Wilki Krosno już w pierwszym spotkaniu pokazali, że nie zamierzają być chłopcem do bicia. Beniaminek był o krok od sprawienia sensacji i zwyciężenia na wyjeździe z Fogo Unią Leszno. Byki jednak zdołały za sprawą pary Zengota-Kołodziej wygrać ostatni bieg pięć do jednego, zapewniając sobie triumf w spotkaniu w postaci 46:44. Swój debiut jako senior zaliczył Mateusz Świdnicki. Wychowanek Włókniarza Częstochowa zdobył pięć punktów z bonusem, przywożąc do mety w jednym z biegów „trójkę”.

– Było ciężko. Fajnie, że te parę punkcików dołożyłem. Myślę, że przed meczem taki wynik wziąłbym w ciemno. Wiadomo, że po tej „trójce” apetyt trochę urósł i chciałem powygrywać parę biegów. Niestety się nie udało, bo rywale byli szybsi, ale oceniam mój występ na plus. Jeszcze muszę dużo pracy włożyć i zobaczymy co przyniesie przyszłość – powiedział nam po zawodach.

Przed spotkaniem na leszczyński tor spadł deszcz. W trakcie pojedynku również momentami pojawiała się mżawka. Niektórzy żużlowcy mieli widoczne problemy z połapaniem optymalnych ustawień motocykla. Czy ten problem doskwierał również ubiegłorocznemu młodzieżowemu mistrzowi Polski?

– Tak. Szczególnie w ostatnim wyścigu się troszkę pogubiłem, bo czasy zaczęły się robić gorsze o dwie sekundy. Wyjechałem do tego biegu na tych samych ustawieniach, co wcześniej, gdy zdobyłem „trójkę”. Motocykl był jednak za mocny i z wyjścia z łuku stanąłem, zamiast jechać do przodu. Nie chcę też zwalać całej winy na sprzęt, bo sam wiem po sobie, że jeszcze muszę dużo pracować. Sprzęt jest w porządku, tylko pozostaje kwestia odpowiednich ustawień – tłumaczył.

Wilki miały sporo pecha w tych zawodach. Gdyby nie defekt Andrzeja Lebiediewa na prowadzeniu, to prawdopodobnie Krosno wygrałoby ten mecz. Mimo wszystko pokazali wielki pazur, jednakże za styl punktów nie rozdają.

– Z pewnością jest lepiej wygrywać, niż ładnie przegrywać. Z przegranej można oczywiście wyciągnąć wnioski, ale zawsze to będzie zero punktów w tabeli. Zawsze mamy mecz rewanżowy i wtedy powalczymy o zwycięstwo z bonusem – zakończył.

SZYMON MAKOWSKI, POBANDZIE

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Scott Nicholls: Mamy mocną drużynę. Czuliśmy wsparcie kibiców przez cały mecz

Żużel. Gleb Czugunow: W Grudziądzu nie ma dużej presji. Doyle dał się sprowokować