Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

– Doszliśmy do takiego momentu, kiedy wiem, że wszystkie osoby związane z klubem pokładają we mnie dużą wiarę. Zdaję sobie sprawę, że każdy liczy na moje udane występy i upatruje we mnie zawodnika, który będzie zapewniał korzystne wyniki. Nie ukrywam, że to wiąże się z pewnego rodzaju presją, ale jednocześnie pozwala mi poczuć, że jestem istotnym elementem tej układanki, a to jest bardzo budujące – mówi Robert Lambert, zawodnik For Nature Solutions Apatora Toruń, z którym rozmawiamy o jego startach w barwach toruńskiego klubu, codziennym życiu w Polsce, różnorodnych tajnikach jego żużlowego rzemiosła oraz podejściu do wielu istotnych żużlowych tematów.

 

Dwa lata jazdy z aniołem na piersi już za Tobą, a pod koniec ubiegłego sezonu podpisałeś z toruńskim klubem nowy, dwuletni kontrakt. Można zatem stwierdzić, że coraz bardziej zadomawiasz się w Apatorze.

Zdecydowałem się na taki ruch, ponieważ nie jestem zwolennikiem dokonywania co chwilę zmiany klubu. Od pewnego czasu jestem związany z tym miejscem, więc chciałbym w dalszym ciągu pomagać w budowaniu tam możliwie jak najlepszego zespołu, który będzie w stanie osiągać sukcesy. Inna sprawa, że w Toruniu po prostu czuję się dobrze. To świetny ośrodek żużlowy, w którym wszystko mi pasuje, włącznie z domowym torem, stadionem czy kibicami, dlatego na ten moment nie widzę potrzeby, aby cokolwiek zmieniać.

Wiem jednak, że nie brakowało klubów, które chciały wyciągnąć Cię z Apatora. Prezesi ponoć bardzo szybko ruszyli na polowanie.

Miałem kilka innych opcji, zresztą jak w każdym okresie transferowym, ale serce podpowiadało mi, żeby zostać w Toruniu. To był dla mnie klub pierwszego wyboru, dlatego jestem zadowolony, że zdołaliśmy wypracować porozumienie. Ogólnie to uważam, że rozmowy pomiędzy zawodnikami i klubami rozpoczynają się zbyt wcześnie. Myślę, że ten temat nie powinien nas zajmować, kiedy jesteśmy w połowie danego sezonu, ale niestety takie są realia.

Co zyskujesz dzięki temu, że przez dłuższy czas pozostajesz w tym samym klubie?

Myślę, że to pomaga zbudować wzajemne zaufanie i odpowiednie relacje z całym klubowym środowiskiem. To jest pewien fundament, na którym można się oprzeć. Dzięki temu nie trzeba ciągle zaczynać wszystkiego od nowa. Jazda w jednym klubie przez dłuższy czas pokazuje również, że jestem wobec niego lojalny i zależy mi na tym, aby wykonywać dla niego jak najlepszą pracę.

Sądzisz, że Twoja jazda w barwach toruńskiej drużyny może rozciągnąć się na długie lata? Czy to możliwe, żebyś stał się kolejnym obcokrajowcem, który w szczególny sposób wpisze się w historię tego klubu?

Na pewno życzyłbym sobie tutaj kolejnych wspólnych sezonów, które stopniowo mogłyby przesuwać nas w stronę coraz większych sukcesów. Wiem, że to jest ważne nie tylko dla mnie jako żużlowca, ale też dla klubu, który chciałby podbudować swoją pozycję. Z mojego punktu widzenia to na pewno byłby zaszczyt, gdybym mógł stać się jedną z legend tego klubu, ale droga do tego jest jeszcze daleka. Nigdy nie wiadomo w jakim kierunku pójdzie moja dalsza kariera. Wolę nie wybiegać za daleko w przyszłość, tylko na bieżąco przyjmować wszystko, co przynosi los, stawiając przy tym czoła kolejnym wyzwaniom. Czasami przychodzi taki moment, kiedy żużlowiec potrzebuje zmiany i nowych ludzi wokół siebie, aby osiągać korzystne wyniki. Aktualnie jestem jednak szczęśliwy, że mogę startować dla Torunia i mam nadzieję, że przed nami jeszcze wiele pięknych chwil.

Czujesz, że stajesz się ważną postacią dla żużlowego Torunia? Myślę, że Twoja dotychczasowa postawa w barwach Apatora mogła przypaść do gustu toruńskiemu środowisku żużlowemu. Wiem też, że włodarze klubu i sztab szkoleniowy chwalą sobie Twoją pracę, a także doceniają Twoje zaangażowanie oraz profesjonalne podejście do tematu.

Doszliśmy do takiego momentu, kiedy wiem, że wszystkie osoby związane z klubem pokładają we mnie dużą wiarę. Zdaję sobie sprawę, że każdy liczy na moje udane występy i upatruje we mnie zawodnika, który będzie zapewniał korzystne wyniki. Nie ukrywam, że to wiąże się z pewnego rodzaju presją, ale jednocześnie pozwala mi poczuć, że jestem istotnym elementem tej układanki, a to jest bardzo budujące. Przez ostatnie dwa i pół roku zdążyłem też przekonać się, że sympatia kibiców w stosunku do mnie wzrasta i zawsze mogę liczyć na ciepłe przywitanie z ich strony. Z mojego punktu widzenia to jest coś bardzo ważnego, co pcha mnie naprzód, aby odpłacać się za to wszystko jak najlepszą pracą.

Masz wrażenie, że Toruń powoli staje się Twoim żużlowym domem, czy jest jeszcze za wcześnie na tego typu stwierdzenia?

Za każdym razem, kiedy wchodzę na toruński stadion, czuję się jak w domu i mam w sobie dużo wewnętrznej radości. Przyznam, że z perspektywy żużlowca naprawdę dobrze jest czegoś takiego doświadczać, bo dzięki temu jeszcze bardziej kocham to, co robię. Będąc w miejscu, które zapewnia mi tak wiele pozytywnych doznań, mogę wyciskać z siebie jeszcze więcej.

A w Toruniu poza stadionem też Ci się podoba?

Przyznam, że naprawdę polubiłem to miasto, bo nie jest ono za duże, ale jednocześnie ma wiele fajnych miejsc do zobaczenia i odwiedzenia. Nie ukrywam, że spędzam tu trochę czasu przy okazji meczów, treningów czy innych aktywności klubowych. Na pewno lubię chodzić na starówkę, żeby zjeść coś dobrego i trochę się zrelaksować.

Od pewnego czasu mieszkasz w Polsce, więc nie sposób nie zapytać, jak Ci się żyje w tym kraju i jakie robi on na Tobie wrażenie?

To już trzy lata, odkąd się tu sprowadziłem i dobrze postrzegam ten czas. Podoba mi się, że infrastruktura drogowa staje się tu coraz lepsza i ciągle buduje się coś nowego. Sieć powiązań między różnymi zakątkami tego kraju wydaje się w porządku, a to sprzyja podróżowaniu, którego w przypadku uprawiania żużla jest całe mnóstwo. Ludzie w Polsce przeważnie okazują się przyjaźni i wyluzowani, a to bardzo pomaga, gdy jest się daleko od swojej ojczyzny. Tutejsze jedzenie na pewno zdążyłem już pokochać, włączając w to również wszelkie tradycyjne polskie dania. Jedyne za czym trochę tęsknię, to brytyjskie supermarkety, gdzie mogłem znaleźć wszystkie niezbędne artykuły w jednym miejscu. W Polsce czasami muszę odwiedzać kilka różnych sklepów, aby otrzymać konkretne produkty, których potrzebuję w danej chwili przede wszystkim ze względu na swoją dietę.

To prawda, że zacząłeś uczyć się polskiego?

Próbuję robić coś w tym kierunku, ale to nie jest nic prostego. W szkole nigdy nie byłem zbyt dobry, więc nauka nie przychodzi mi wcale tak łatwo. Uznałem jednak, że skoro tu mieszkam, to dobrze byłoby chociaż trochę porozumiewać się w tutejszym języku. Dla żużla to też może okazywać się przydatnym bonusem. Dzięki temu mogę lepiej rozumieć rozmowy toczące się wewnątrz naszego zespołu i więcej z nich wyciągać.

To na jakim etapie jesteś ze swoją polszczyzną?

Na razie jeszcze niewiele umiem powiedzieć. Znam jednak trochę słów, które potrafię złożyć w jakąś prostą wypowiedź. Kiedy idę na przykład do sklepu czy przyjeżdżam na stację benzynową, to daję radę pozałatwiać tam wszystko co trzeba. Jestem też w stanie zrozumieć na tyle dużo, aby w codziennym życiu normalnie funkcjonować w Polsce.

Przejdźmy do spraw sportowych. Jesteś zadowolony ze swoich tegorocznych występów w barwach Apatora?

Myślę, że wielokrotnie mogłoby być lepiej. Tak naprawdę to ja nigdy nie jestem w stu procentach usatysfakcjonowany, no chyba że zdobywam komplet punktów – wtedy czuję się szczęśliwy. W pozostałych przypadkach zawsze widzę jakąś przestrzeń do poprawy. To wynika z chęci bycia jak najlepszym i notowania za każdym razem jak najwyższych zdobyczy punktowych. Nawet jak osiągam dwucyfrowy wynik, to przeważnie mam niedosyt, bo zdaję sobie sprawę, że w jednym czy drugim biegu popełniłem jakiś błąd, który najpewniej pozbawił mnie szansy na jeszcze korzystniejszy rezultat.

Podpisałbyś się pod słowami, że ten sezon układa się dla Ciebie tak dobrze, jakbyś sobie życzył? Wiadomo, że nadal jesteś mocnym punktem toruńskiej drużyny, ale pod względem statystycznym dotychczas zaliczałeś systematyczny progres, natomiast w tym roku notujesz delikatny spadek średniej biegopunktowej.

Ten sezon faktycznie okazuje się trudniejszy, jeżeli chodzi o osiąganie wyników, których bym od siebie oczekiwał. Sądzę jednak, że nie ma sensu nad tym rozpaczać. Gdyby wszystko przychodziło mi zbyt łatwo, to by oznaczało, że niewiele się uczę. W żużlu niezwykle ważne jest zdobywanie nowych doświadczeń, które mogą spowodować, że wejdę na drogę postępu. Myślę, że pod tym względem ten sezon bardzo dużo mi daje.

A skąd biorą się te wszystkie dużo słabsze momenty i kompletnie nieudane mecze, których w barwach Apatora dotychczas raczej nie miewałeś, a teraz zaczęły się pojawiać? Mam na myśli przede wszystkim mecz w Krośnie, gdzie zdobyłeś tylko dwa punkty, ale też spotkanie w Lublinie, które zakończyłeś z czterema oczkami na koncie. Do tego można dorzucić również pojedynek we Wrocławiu, gdzie mimo siedmiu punktów zapisanych przy swoim nazwisku nie wygrałeś ani jednego biegu i raczej nie miałeś zbyt dużej siły przebicia.

W tym sezonie trochę tych złych momentów rzeczywiście się pojawiło. Czasami po prostu to nie jest twój dzień i wszystko idzie nie tak jak trzeba. Możesz próbować różnych rzeczy i kombinować na wiele sposobów, a mimo tego nic ci nie pasuje i nie jesteś w stanie znaleźć tego, czego w danej chwili potrzebujesz. W Krośnie natomiast wiem, że wybrałem zły silnik, ale na spróbowanie innego motocykla było już za późno, bo trener zaczął robić za mnie zmiany, aby ratować wynik zespołu. Taki czasami jest żużel.

Jak reagujesz w momentach, kiedy notujesz słabsze wyniki i nie wszystko układa się po Twojej myśli?

W pierwszej chwili jestem na siebie bardzo zły, ponieważ wiem, że stać mnie na znacznie więcej. Po czasie uświadamiam sobie jednak, że złością niczego nie naprawię. Gdy emocje opadną to razem z teamem rozmawiamy o tym, co się stało i zastanawiamy się, jak możemy uniknąć tego w przyszłości. Ja staram się przekładać całą swoją frustrację na treningi. Próbuję robić co w mojej mocy, żeby takie sytuacje mnie wzmacniały oraz sprawiały, że następnym razem będę skuteczniejszy.

Mimo pewnych niepowodzeń nie można zapominać jednak, że w dalszym ciągu nie brakuje momentów, kiedy czarujesz toruńskich kibiców swoją jazdą. Myślę, że wszyscy ze szczególnym sentymentem wspominają chociażby Twoją tegoroczną akcję w domowym meczu z Platinum Motorem Lublin, kiedy tuż przed metą ostatniego biegu wyprzedziłeś Bartosza Zmarzlika, przechylając tym samym szalę zwycięstwa na Waszą stronę.

Ten mecz był chyba najlepszym i najbardziej emocjonującym widowiskiem, jakie stworzyliśmy w obecnym sezonie. To, że okazałem się tym zawodnikiem, który w takim spotkaniu oraz w takich okolicznościach mógł przypieczętować zwycięstwo swojej drużyny było dla mnie czymś niesamowitym. Po tym wszystkim przyjemnie było spoglądać na szczęśliwych i wiwatujących fanów, którzy wydawali się bardzo podekscytowani tym co przed chwilą zobaczyli. Podczas samego wyścigu nie myślałem jednak za dużo o wyniku meczu, tylko skupiałem się na tym, żeby jak najlepiej wykonać swoją pracę na torze i przebijać się do przodu. Ja nie jestem zawodnikiem, który zastanawia się czy to wystarczy jak przyjadę na trzecim czy drugim miejscu, tylko zawsze chcę walczyć o jak najwyższą pozycję.

Wspomniany mecz z Motorem to jak na razie źródło Twoich najlepszych wspomnień związanych z jazdą w barwach toruńskiego klubu?

W tym roku na pewno, ale poza tym było też wiele innych wyjątkowych momentów, które w szczególny sposób zapisały się w mojej pamięci. Najmilej wspominam te chwile, kiedy byliśmy w stanie wypracowywać korzystne wyniki spotkań, choć niejeden myślał, że stoimy na straconej pozycji. Zawsze przyjemnie jest udowadniać innym, jak bardzo się mylili.

W ostatnich dwóch latach to Ty okazywałeś się liderem toruńskiej drużyny, natomiast teraz numerem jeden stał się Emil Sajfutdinow. Dla Ciebie to stanowi jakiś problem albo powód do zmartwień?

Być może moje punkty w tym sezonie nie zawsze są tak dobre jak wcześniej, ale myślę, że obok Emila nadal mogę czuć się jednym z głównych motorów napędowych tego zespołu. Na pewno jestem zadowolony, że mam obok siebie kogoś takiego, kto dodatkowo mnie napędza, żebym stawał się coraz lepszy.

Z jakimi założeniami podszedłeś do tego sezonu w polskiej lidze?

Moim indywidualnym celem jest znalezienie się w dziesiątce najskuteczniejszych zawodników ligi. Pod względem drużynowym chciałbym natomiast, żebyśmy awansowali do czołowej czwórki i tam okazali się na tyle mocni, aby powalczyć o jeden z medali.

W zakończonej niedawno rundzie zasadniczej nie pokazaliście się jednak ze zbyt dobrej strony. Podejrzewam, że każdy liczył na lepszą postawę Apatora, dlatego można chyba pokusić się o stwierdzenie, że trochę rozczarowaliście.

Nasze wyniki rzeczywiście okazały się kiepskie. Wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę, ale naprawdę trudno jest powiedzieć dlaczego tak się stało. Mamy przecież świetny zespół i bardzo dobrą atmosferę, więc to wszystko powinno wyglądać zupełnie inaczej. W rzeczywistości borykamy się jednak z różnymi trudnościami. Potrzeba nam po prostu takich dni, kiedy u każdego z nas wszystko zagra jak trzeba. Jeżeli one nadejdą, to moim zdaniem będziemy zdolni do tego, żeby skutecznie rywalizować z każdym przeciwnikiem.

Myślisz, że w tym sezonie będziecie w stanie jeszcze zaskoczyć i powalczyć o coś więcej? Patrząc na dotychczasową postawę zespołu chyba nie ma zbyt wielu powodów do optymizmu przed play-offami.

Chcę myśleć, że w tej decydującej fazie rozgrywek, gdzie de facto wszystko zaczyna się od nowa, będziemy potrafili się spiąć i zawalczyć o medal. To jest nasz cel i coś, czego oczekujemy od siebie jako drużyna. Wierzę, że możemy tego dokonać. Jeżeli wszyscy zgramy się z formą w tym samym momencie, to nie widzę powodu, dla którego miałoby nam się nie udać. Na pewno będziemy do tego dążyć. Myślę, że w ostatnim czasie cały nasz zespół dostał porządnie w kość od strony mentalnej, bo jednak każdy ma świadomość, że ten sezon nie układa się tak dobrze jak byśmy sobie tego życzyli. Wciąż jednak możemy coś z tym zrobić i wyjść z tego obronną ręką. Teraz potrzeba nam jak najwięcej pozytywnego myślenia oraz wiary we własne możliwości. Dotychczasowe wydarzenia musimy zostawić gdzieś daleko za sobą, bo one nie mają już większego znaczenia. W tym momencie należy skupiać się na tym, co przed nami i koncentrować się na pracy, którą mamy do wykonania, aby przynosiła ona jak najwięcej pozytywnych rezultatów.

W Toruniu wszyscy już dość długo czekają na sukces, bo ostatni medal drużyna zdobyła w 2016 roku. Czy Tobie siedzi to gdzieś z tyłu głowy? Czujesz, że jest duże ciśnienie na zaspokojenie tego głodu dobrego wyniku?

Niezależnie od okoliczności każdy klub liczy na korzystne rozstrzygnięcia i bardzo ich potrzebuje. Dla mnie to jest całkowicie normalne. Ja jednak próbuję za dużo o tym nie myśleć. Wolę skupiać się na swoich zadaniach, które są mi przypisane z racji tego, że jestem częścią tego zespołu. Najlepsze co mogę zrobić, to dawać z siebie wszystko, aby notować takie wyniki, które będą pomagały klubowi przybliżać się do wymarzonych sukcesów.

W tym roku startujecie w składzie, który jest bardzo podobny do tego z ubiegłorocznych rozgrywek. Wiadomo już, że w kolejnym sezonie też niewiele zmieni się pod względem kadrowym. Dla Ciebie to ma duże znaczenie?

Myślę, że idea utrzymywania zespołu w podobnym kształcie pomaga nam zbudować bliższe więzi i sprawia, że nasza współpraca staje się coraz lepsza. Zawsze miło jest przebywać z ludźmi, których wcześniej zdążyło się poznać. W takich warunkach możemy nabrać do siebie wzajemnego zaufania, a to jest bardzo ważne podczas wszelkich podejmowanych przez nas rozmów i nie tylko.

Przed tym sezonem do Waszej drużyny dołączyli Emil Sajfutdinow i Wiktor Lampart. Jak odbierasz tych zawodników?

Na pewno spodobały mi się te ruchy transferowe. Emil jest osobą, która wnosi wiele wiedzy i doświadczeń do naszego zespołu, a przy tym ma bardzo dobry wpływ na atmosferę. Wiktora znam natomiast z czasów, kiedy jeździliśmy razem dla drużyny z Lublina. Pojawienie się w zespole kogoś, z kim wcześniej miało się okazję współpracować na pewno okazuje się pomocne, bo dzięki temu łatwiej jest się porozumieć.

A jak Ci się podoba toruński tor w tegorocznym wydaniu? Wiemy, że ta kwestia od pewnego czasu spędza Wam sen z powiek i staje się przedmiotem wielu dyskusji.

Tor na pewno jest trochę inny w porównaniu do zeszłego roku, ale na bazie dotychczasowych spotkań powiedziałbym, że zmiany są na plus. Z perspektywy klubu to bez wątpienia jest krok naprzód. Na początku sezonu mieliśmy trochę problemów w tym zakresie, ale wydaje się, że wszystko udało się naprawić. Dzięki temu mamy czystsze głowy i możemy skoncentrować się przede wszystkim na ściganiu.

Jesteś zadowolony z tempa, w jakim budujesz swoją pozycję w żużlowym światku czy na tym etapie oczekiwałbyś czegoś więcej?

Myślę, że na ten moment mogę cieszyć się z tego, jak sprawy się rozwijają. Wiem jednak, że jest jeszcze dużo przestrzeni na poprawę, dlatego intensywnie nad tym pracuję. Czuję, że idę we właściwym kierunku i jestem w stanie stawiać kolejne kroki naprzód.

Jesteś cierpliwym sportowcem?

No właśnie chyba nie do końca (śmiech). Chciałbym być najlepszy i nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby to stało się od razu. Zdaję sobie jednak sprawę, że dojście do tego miejsca, w którym pragnąłbym się znaleźć wymaga czasu i mnóstwa ciężkiej pracy. Czasami muszę przypominać sobie, że nie jest wcale tak źle, bo zaszedłem już dosyć daleko i wciąż mam możliwość, żeby zachodzić jeszcze dalej.

Co możesz zrobić, żeby poprawić swoją skuteczność?

Aktualnie muszę popracować przede wszystkim nad powtarzalnością korzystnych wyników, ponieważ pod tym względem jest u mnie trochę gorzej niż rok temu. W tym celu zamierzam zwracać jeszcze większą uwagę na wszystkie typowe dla mnie czynności podejmowane zarówno przed zawodami, jak również w dniu samych zawodów.

Jakie są największe wyzwania, które stawia przed Tobą dzisiejszy żużel? Nad czym w szczególności musisz się pochylać, żeby być jak najlepszym zawodnikiem?

Chodzi przede wszystkim o idealne dopasowanie sprzętu. W tym momencie mamy naprawdę niewielkie okienko, gdzie nasze motocykle w danych warunkach pracują w najlepszy dla siebie sposób. Znalezienie odpowiednich kombinacji ustawień, dzięki którym udaje się wydobyć z nich wszystko co najlepsze okazuje się bardzo trudne. Kolejna rzecz to potrzeba skupiania się na starcie i doskonalenia tego elementu żużlowego rzemiosła. W obecnym żużlu wiele biegów rozstrzyga się już na pierwszych metrach po zwolnieniu taśmy, więc trzeba umieć dobrze startować, aby nie zostać w tyle.

Jesteś zawodnikiem, który lubi szukać odpowiednich silników w kilku różnych źródłach?

Od czterech lat współpracuję z tym samym tunerem, więc myślę, że nie. Zawsze działamy razem, żeby znajdować wszystko, czego w danej chwili potrzebuję oraz dochodzić do takich rozwiązań sprzętowych, które będą się u mnie najlepiej sprawdzać. Nie lubię mieszać tunerów, ponieważ wtedy z żadnym z nich najpewniej nie zbuduję odpowiedniej relacji i finalnie to może nie przynieść pożądanych efektów.

Jak sobie radzisz z dobieraniem ustawień sprzętu, skoro ta kwestia potrafi być tak bardzo problematyczna?

Myślę, że potrafię dość dobrze wyczuwać motocykl na torze. Dzięki temu przeważnie udaje mi się podejmować trafne decyzje odnośnie tego, co należałoby zrobić w danej chwili. Czasami przydaje się jednak pomoc ze strony kogoś znacznie bardziej doświadczonego, kto kiedyś również ścigał się na żużlu.

Dla Ciebie kimś takim zapewne jest Jason Crump, który od jakiegoś czasu pojawia się w Twoim boksie. Możliwość współpracy z tak utytułowanym zawodnikiem na sportowej emeryturze, który stał się legendarną postacią dla żużla to chyba wielka sprawa.

Myślę, że fajnie jest mieć obok siebie byłego zawodnika takiego formatu. Zawsze można skonfrontować z nim swoje przemyślenia i przedyskutować, jak radzić sobie z różnymi sytuacjami. On był w tej profesji przez lata i miał bardzo bogatą karierę, więc wie o co w tym chodzi. Jako były żużlowiec potrafi też przyjmować moją perspektywę oraz doskonale rozumie co mogę odczuwać w danej chwili. Jego doświadczenie odnośnie sprzętu czy kwestii torowych okazuje się dla mnie bardzo pomocne. Poza tym naprawdę świetnie się dogadujemy, więc łatwo jest nam współpracować.

Swego czasu miałeś u swojego boku inną postać doskonale znaną w żużlowym światku, czyli Tomasza Gaszyńskiego. Ta współpraca została jednak zakończona.

Dla mnie to na pewno było dobre, że mogłem korzystać ze wsparcia kogoś z tak bogatą wiedzą odnośnie torów oraz tego, jak pracować na tym absolutnie najwyższym poziomie. Momentami to jednak nie było wcale takie łatwe dla mojej sfery mentalnej. Tomasz Gaszyński przez lata pracował z Tomaszem Gollobem, a ja nie jestem takim samym zawodnikiem, jakim on był i nie mam takiego samego stylu pracy w odniesieniu chociażby do zachowania w boksie czy tego, jak przygotowuję się do ścigania. W tym wszystkim było zatem sporo plusów, ale też trochę minusów, dlatego nie można było stwierdzić, że jesteśmy w domu.

A teraz dysponujesz dobrze poukładanym teamem? Ostatnio miałeś chyba trochę zawirowań w tym zakresie.

Na początku roku faktycznie musiałem dokonać pewnych zmian, ponieważ nie wszystko zmierzało we właściwym kierunku. Czasami pewne rzeczy po prostu muszą się wydarzyć. W tym momencie czuję jednak, że mam wokół siebie odpowiednich ludzi, którzy pchają mnie naprzód i pragną sukcesu tak samo jak ja.

W jaki sposób zamierzasz dążyć do tego, żeby przez długie lata pozostawać w dobrej dyspozycji? Można zauważyć, że niewielu żużlowców potrafi tego dokonać.

Myślę, że ważne jest, aby zawsze pozostawać skupionym na kolejnych wyzwaniach,  konsekwentnie pracować nad eliminacją wszelkich niedoskonałości oraz systematycznie rozwiązywać różne pojawiające się problemy. Warto zachowywać czujność oraz patrzeć na to wszystko znacznie szerzej, aby za każdym razem być o jeden krok z przodu i wiedzieć jak zareagować. Jeżeli chodzi o moje treningi fizyczne, to staram się trzymać określonego wcześniej planu, ale jednocześnie słucham też swojego ciała i dostosowuję się do jego potrzeb. Jeżeli czuję, że w pewnych obszarach coś powinno być zrobione mocniej, a coś innego wymaga poluzowania, to podążam za tymi odczuciami.

Wprowadzasz dużo modyfikacji w zakresie swoich przygotowań do żużlowej rywalizacji?

Czuję, że w ostatnich latach mocno rozwinąłem się pod względem stosowanych przeze mnie metod treningowych. Tak naprawdę ciągle poznaję nowe drogi, które pozwalają mi stawać się coraz lepszym żużlowcem. Jeżeli widzę, że coś pomaga mi poprawiać skuteczność, to od razu dodaję to do swojego cyklu przygotowawczego. Ostatniej zimy zacząłem na przykład jeździć na motocrossie. Przyznam, że nigdy wcześniej tego nie robiłem, ale przekonałem się, że daje to sporo frajdy i może okazywać się pomocne.

Wiadomo, że żużel bywa nieprzewidywalny i potrafi zaskakiwać nawet tych najlepszych. Obawiasz się czasami, że w którymś momencie może przyjść u Ciebie nagła zniżka formy, która będzie trudna do przezwyciężenia?

Raczej nie zaprzątam sobie czymś takim głowy. Jeżeli bym o tym myślał, to jeszcze bym to do siebie przyciągnął (śmiech). Wolę kodować sobie wewnętrzne przeświadczenie, że w danej chwili znajduję się na odpowiednim poziomie i wciąż mogę stawać się coraz lepszy. Oczywiście nigdy nie wiadomo czy po drodze coś się nie wydarzy. Jeśli jednak nadejdzie jakiś gorszy moment, to dopiero wtedy zacznę się tym przejmować, a jednocześnie będę próbował temu zaradzić.

Na pewno zdajesz sobie sprawę, że żużel jest niebezpiecznym i ryzykownym sportem. Czy myśli związane z kontuzjami, które mogą zniweczyć wiele Twoich planów, dają Ci się mocno we znaki?

Jako żużlowiec nie mogę obawiać się upadków oraz wynikających z nich konsekwencji. Gdyby towarzyszył mi tego typu strach, to nie powinienem w ogóle wsiadać na motocykl. Oczywiście wiadomo, że w tym sporcie mogą wystąpić różne zdarzenia, które będą potrafiły w ułamku sekundy pozmieniać wiele rzeczy. Kiedy jednak wyjeżdżam na tor, to nie zamierzam o tym myśleć, tylko chcę dawać z siebie wszystko co mogę i korzystać z tego, że mam taką możliwość. Na pewno jestem wdzięczny losowi, że jak dotąd omijają mnie poważne kontuzje. W przeszłości zmagałem się jedynie ze złamaniami dwóch kręgów szyjnych oraz nadgarstka, zatem chyba jestem szczęściarzem.

Jak bardzo przez lata zmienił się Twój stosunek do żużla?

Kiedy zaczynałem swoją przygodę z tym sportem, to traktowałem go przede wszystkim jako dobrą zabawę i hobby. Z czasem jednak stał się on moją pracą i moim zawodem, więc trzeba było zacząć podchodzić do niego na poważnie. Mimo wszystko nadal jestem w stanie czerpać radość z tego, że się nim zajmuję i cieszę się każdym momentem, który dzięki niemu chwytam. Myślę, że to jest bardzo ważne, aby z biegiem czasu u zawodnika utrzymywała się przyjemność ze ścigania. To jest główny powód, dla którego wszedłem do tej dyscypliny, więc to musi zostać ze mną na zawsze.

Jak daleko sięgają Twoje żużlowe aspiracje?

Wiadomo, że polska ekstraliga jest najmocniejsza na świecie, więc chciałbym stać się czołowym zawodnikiem tych rozgrywek, a dodatkowo wywalczyć w nich trochę medali. Głównym celem mojej kariery jest natomiast dojście do tytułu Mistrza Świata. Jeżeli kiedyś uda mi się wznieść trofeum przeznaczone dla najlepszego żużlowca globu, to będę mógł powiedzieć, że spełniło się moje największe marzenie.

Rozmawiał KAROL ŚLIWIŃSKI