Norbert Krakowiak. fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Norbert Krakowiak był jedną z niespodzianek w ekipie gospodarzy wtorkowego meczu derbowego GKM-u z Apatorem. Zaraz po Krzysztofie Kasprzaku (12 punktów) zdobył dla ZOOLeszcz DPV Logistic GKM-u Grudziądz najwięcej „oczek”. Porozmawialiśmy z zawodnikiem o przygotowaniach i przebiegu spotkania.

 

Porozmawiajmy o wtorkowym meczu z Toruniem. Czy nie uważasz, że Grudziądz miał ekstremalnego pecha podczas tego spotkania?

Ja bym powiedział, że przez cały sezon mamy trochę pecha. To spotkanie to była jego kulminacja. Źle się to potoczyło, szczególnie ten moment upadku Denisa, kiedy już można było wpisywać 5:1 do programu, a tu nagle skończyło się 3:3. Ciężko powiedzieć czy ten mecz nie skończyłby się inaczej, gdyby tego nie było. Nie ma co się tłumaczyć, wynik był jaki był. Musimy jechać dalej.

W meczu zdarzyło się kilka dłuższych przerw – przede wszystkim oczekiwanie na karetkę, czas opatrywania na torze, naprawa band… Czy podczas takich chwil nie opada nieco poziom adrenaliny i nie jest ciężej skupić się na zawodach?

Zgadzam się, to pobudzenie spada, kiedy jest długa przerwa, chociaż to też zależy od tego czy się już wyjechało na tor czy też nie – przynajmniej w moim odczuciu. Kiedy czekałem przed moim pierwszym biegiem to pobudzenie u mnie rosło, bo ten pierwszy start jest zawsze najbardziej stresujący i dopiero później wszystko nieco opada. Kolejna przerwa po moich biegach raczej spowodowała, że wszystko schodziło w dół. Zależy więc od sytuacji, ale raczej to nie pomaga.

Wczoraj woziłeś za sobą Adriana Miedzińskiego, Pawła Przedpełskiego, Chrisa Holdera… Nieosiągalny był tylko Robert Lambert. Co tak zaskoczyło? Chodzi o sprzęt czy może właśnie ta mobilizacja, że nagle z minuty na minutę okazuje się, że jedziesz cały mecz za Pedersena?

Sprzętowo byłem bardzo dobrze dysponowany. Nie dało się tego nie zauważyć – prędkość była naprawdę duża, miałem również dobre starty. Zmieniłem jeden element w technice startu, wygląda na to, że znacząco wpłynął on na jego skuteczność. Kilka czynników się na to złożyło, ciężko wskazać taki jeden. Inaczej też wyglądała cała sytuacja przed meczem – nie siedziałem w domu przed myśląc o spotkaniu tylko jechałem prosto ze Szwecji na stadion, byłem w ciągu jazdy. Mecz w Szwecji bardzo dla mnie udany (12 punktów dla Indianerny Kumla – przyp.red.), więc to wszystko buduje.

Norbert Krakowiak | fot. materiały prasowe

Czy możesz zdradzić jaki to element w technice startu?

Wolałbym nie mówić, długo pracowałem nad tym, żeby to zmienić. Tajemnica. Zostawię to dla siebie.

Nawiązując do postawy drużyny po wypadku Nickiego – mówi się, że ekstremalne sytuacje łączą ludzi. Czy ta atmosfera wyglądała inaczej, byliście bardziej zmotywowani?

Jeśli chodzi o mnie to byłem skupiony tak jak zawsze na każdym, poszczególnym biegu. Wiedziałem i czułem to, że ode mnie będzie dużo zależeć. Jednak byłem tym zawodnikiem, który wchodził bezpośrednio w biegi na Nickiego. Chciałem dać z siebie 100% i to procentowało. Nie było to łatwe. Podczas narad wspólnych było czuć dobrą atmosferę.

Ta atmosfera w drużynie na początku sezonu nie była najlepsza… Teraz wydaje się, że udało się coś zespoić z tych niełatwych charakterów grudziądzkiego zespołu, zgodzisz się?

Myślę, że dużo tu zależy od tego jak poszczególnym zawodnikiem idzie indywidualnie. Nie ma co się oszukiwać, że każdy patrzy na siebie i na swoją jazdę, żeby wyglądała jak najlepiej. W tym meczu Przemek, ja i Krzysztof dobrze się prezentowaliśmy, więc wymienialiśmy się spostrzeżeniami. Jeśli komuś nie idzie indywidualnie to nie ma ochoty, żeby podchodzić i rozmawiać tylko skupia się na tym, żeby coś poprawić. To ważne, żeby w drużynie była chemia.

Czy wiedzieliście jakiego toru możecie się spodziewać? Roman Lachbaum wypowiadał się o pierwszym łuku, gdzie pociągnęło Kennetha.

Przed meczem tor wyglądał na świetnie przygotowany. Nie przewidywałem, że może się coś wydarzyć. Faktycznie w czasie zawodów porobiły się dziury i koleiny, ale jeździłem już w życiu na gorszych torach, więc nie było to ekstremalnie trudne. Po prostu trzeba było dobrze ten motocykl ustawiać na wejściu w łuk, kontrolować go cały czas i być czujnym. Nie był to jednak tor bardzo wymagający. Chociaż faktycznie te czasy były faktycznie bardzo dobre, niedużo od rekordu toru, co mnie zdziwiło. Nie był on twardy tak jak zawsze, była ta przyczepność, jednak mi to pasowało.

Nie brakuje ci trochę jazdy? W GKM-ie te starty są nieregularne, ratuje ciebie nieco Szwecja.

Mogę powiedzieć, że skorzystałem z kolejnej opcji. Będę startował w lidze czeskiej jako Start Gniezno, tam z pewnością jakiś mecz pojadę. Im więcej jazdy tym lepiej. Ta Szwecja dużo mi dała. Tamtejsze tory też są zupełnie inaczej przygotowane, dużo bardziej przyczepnie, więc kiedy się przyjeżdża stamtąd do Grudziądza to pewność siebie jest dużo większa.

Na koniec zapytam o roszady pomiędzy tobą a Romanem Lachbaumem w składzie. Z czego one wynikają? Chodzi o treningi, wasze występy w zagranicznych ligach? Co ma trener Ślączka na myśli?

Trzeba by zapytać trenera o te przesłanki. Na treningach rzadko się ścigamy z Romanem, już jest taki etap sezonu, że przeważnie albo ja mam mecz w Szwecji, albo Roman jest w Rosji. Rzadko się spotykamy na treningach. Ciężko jednoznacznie stwierdzić. Skupiam się na sobie. Jeśli dostaję szansę daję zawsze z siebie 100%.

Mam nadzieję, że między tobą, a Romanem mimo tej walki o skład relacje są w porządku.

Oczywiście, nie ma żadnej niesportowej rywalizacji. Podczas meczu jeździliśmy razem w parze. Przed pierwszym naszym wyścigiem zaplanowaliśmy, jak chcemy go rozegrać i udało się wykonać to, co założyliśmy, więc jest wszystko w porządku.

Bariery językowej nie ma, bo Roman bardzo dobrze mówi po Polsku.

Dokładnie, nad wszystkim panuje. Trochę w Polsce już mieszka, więc daje radę.

Bardzo dziękuję za rozmowę i powodzenia w kolejnych spotkaniach!

Również dziękuję.

Rozmawiała: DARIA JAGODZKA