Max Fricke. fot. Taylor Lanning
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Już w sobotę o godzinie 20 w Glasgow szesnastu zawodników, w tym dwóch reprezentantów Polski, stanie pod taśmą, by walczyć o prawo startów w przyszłorocznym cyklu Speedway Grand Prix w turnieju Grand Prix Challenge. Jednym z nich będzie Max Fricke, zwycięzca drugiej rundy tegorocznych zmagań, rozgrywanej na Stadionie Narodowym w Warszawie.

 

Kiedy zawodnik zielonogórskiego Falubazu przyszedł na świat, na listach przebojów królował przebój „Firestarter” zespołu The Prodigy. Teraz to on jest „firestarterem” na szczytach klasyfikacji zawodników. Gdyby „Avengers” przełożyć na zespół żużlowy, Max Fricke byłby Icemanem. Bardzo rzadko okazuje zmęczenie, złość czy inny rodzaj emocji. Jest profesjonalistą w każdym calu.

Trzy tygodnie po wywalczeniu wraz z kolegami złota Speedway of Nations jego głównym celem jest zapewnienie sobie miejsca w przyszłorocznym cyklu Speedway Grand Prix.

– Taki jestem. Robię, co mam robić, nie podpalam się za bardzo, kiedy coś nie idzie po mojej myśli. Jednak nie widzę w tym żadnej korzyści. Nie sądzę, by złość usprawiedliwiała mnie czy kogoś z mojego teamu, gdybyśmy się wkurzyli i zaczęli na przykład rozrzucać wszystko wokół siebie albo byli do kogoś źle nastawieni. Patrzę na to, co będzie w następnym wyścigu, i próbuję robić to lepiej, poprawić to, co było problemem w poprzednim wyścigu. Skupiam się na rozwiązywaniu problemów, a nie rozpamiętywaniu tego, co już jest przeszłością – mówi australijski zawodnik w rozmowie ze „Speedway Star”.

Max Fricke ma na koncie tytuły indywidualnego mistrza świata juniorów, dwa razy był także mistrzem Australii seniorów, cztery razy dokonał tego wśród juniorów. Wśród jego sukcesów są także dwa wygrane turnieje Speedway Grand Prix (oprócz tegorocznego w Warszawie to także pierwszy turniej w Toruniu w 2020 roku). Teraz dołączyło do tego wywalczone w Vojens złoto SoN. Czy rozmiar tego sukcesu docierał do niego stopniowo?

– I tak, i nie. Oczywiście, to wielkie wydarzenie oraz coś, na co drużyna Australii ciężko pracowała przez ostatnie lata. Kawałki układanki wskakiwały nam na miejsce, ale pierwsze miejsce na podium było czymś nierealnym. Stawka była bardzo mocna, jeśli chodzi o wszystkie reprezentacje. To było super. Mark Lemon i Jason Doyle bardzo nas wspierali przez cały czas. Jack i ja naprawdę dobrze jechaliśmy parą. Jack był w gazie przez cały czas. Przez cały czas, w obu turniejach, jechaliśmy naprawdę równo. Zdobycie złota było oczywiście czymś fantastycznym. To miłe, kiedy możesz spojrzeć na swój medal i powrócić myślami do tej chwili. Kiedy odbywa się turniej, jesteś skupiony na każdym wyścigu lub następnym turnieju, zwłaszcza teraz, w tak zajętym sezonie. Jako zawodnik, odbieram złoty medal SoN jako wielkie osiągnięcie. Złoto to to, po co tam jedziemy, tym, czego – szczerze – po prostu oczekuję – przyznaje w rozmowie z brytyjskim tygodnikiem.

Max Fricke notuje w tym sezonie zmagań w Speedway Grand Prix bardzo mieszane występy.

– Potrzebowałem pewności w następnym turnieju GP i teraz w GP Challenge. Grand Prix w Warszawie było fantastyczne, ale kilka innych już rozczarowało. Wiem, co chcę osiągnąć, ale wszystko rozbija się o pracę, którą trzeba wykonać. Oczywiście, że chciałbym być wyżej w klasyfikacji (po sześciu rundach Max Fricke zajmuje czternastą pozycję w tabeli – dop. aut.). Konkurencja jest jednak mocna. Kiedy jednak przychodzi do rywalizacji, jestem niesamowicie zmotywowany do jazdy – stwierdza Fricke.

Wobec jego występów w Speedway Grand Prix występ w Glasgow nabiera szczególnego znaczenia, zwłaszcza wobec faktu, że tylko sześciu zawodników zapewni sobie miejsca w przyszłorocznej walce o indywidualne mistrzostwo świata. Niestety, występy zawodnika Falubazu nie pozwalają na razie marzyć o takim osiągnięciu. W jednym z występów zdecydował defekt, czyli złośliwość rzeczy martwych.

– Każdy z zawodników startujących w Glasgow desperacko pragnie dobrze pojechać i zakwalifikować się do cyklu. Oczywiście, jestem jednym z tych, którzy są w cyklu. Nie wiem, czy w tej chwili tego potrzebuję, ale to jest sposób na zabezpieczenie się. Mogę tam jechać i zapewnić sobie miejsce najszybciej, jak to możliwe. To będzie trudny turniej, bo jedzie wielu świetnych zawodników. Nie wiem, ile oni spędzili w przeszłości czasu na torze w Glasgow. Zdarzało mi się startować na tym obiekcie, co może dać mi przewagę. Jeździłem już w przeszłości w tego typu turniejach. To bardzo trudne i niesamowicie stresujące zawody. Możesz wygrać, możesz stracić. Wszystko, co nie będzie zakwalifikowaniem się do serii, będzie rozczarowaniem. Trzeba jednak podejść do tego z chłodną głową, łapać punkty w każdym biegu, bo nie ma zbyt wielu miejsc do złapania – podsumowuje australijski żużlowiec.