Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W poniedziałek na torze w Opolu został rozegrany Turniej o Złoty Kask, który był jednocześnie memoriałem świętej pamięci Jerzego Szczakiela. Na temat zawodów i nie tylko rozmawialiśmy z synem pierwszego polskiego indywidualnego mistrza świata, Marcinem.

 

Panie Marcinie, licznie zgromadzona publiczność na „domowym” stadionie taty, doskonała organizacja. Podejrzewam, że jest to dla Pana i całej rodziny Jerzego Szczakiela bardzo miłe.

Na pewno jest to dla nas bardzo sympatyczne. Ranga zawodów, organizacja oraz publiczność sprawiły, że to taka impreza na jaką tato sobie swoimi osiągnięciami na torach zasłużył. Wszystkim, którzy sprawili, że było to tak udane popołudnie w imieniu swoim oraz całej rodziny bardzo dziękuję. Tato został wspaniale upamiętniony.

Cofnijmy się trochę w czasie. Urodził się Pan w 1979 roku, tym samym sukcesów taty na żużlowych torach Pan nie widział. 

Dokładnie tak. Jak ja się urodziłem, to tak naprawdę kariera taty zbliżała się już do końca. Tym samym nie widziałem i znam historie tylko z opowieści.

Pana rodzeństwo to dwie siostry. Jest Pan jedynym synem Jerzego Szczakiela. Nie namawiał zatem tato, aby poszedł Pan w jego ślady?

Powiem tak, tato, o ile dobrze pamiętam, na początku lat osiemdziesiątych miał poważny wypadek i to chyba tutaj na torze w Opolu. W konsekwencji miał później problemy kręgosłupem. Do opolskiego klubu oczywiście z tatą chodziłem, ale jakoś nigdy mnie nie namawiał na zostanie żużlowcem. Powiem więcej, często przewijał się wątek w wypowiedziach taty, że żużel to niebezpieczny sport. W kierunku żużla tato nie popychał, ale pewnie gdybym się uparł, to też by nie zabronił. 

W relacji ojciec-syn żużel często się przewijał?

Na początku oczywiście tak. Tato po zakończeniu czynnej kariery był przecież zawsze blisko tego sportu. Z biegiem czasu życie ułożyło się tak, że ja poszedłem w „rzeczy” niezwiązane z żużlem i z racji tego wątek żużlowy pojawiał się w naszej relacji coraz rzadziej. Tato zajmował się żużlem, a ja swoimi sprawami zawodowymi. 

Tego pytania nie może zabraknąć. Finał 1973 tato często wspominał?

Tak. Pytanie jak najbardziej zasadne. Tato, jak Pan pewnie doskonale wie, był osobą skromną i przyznam, że w domu tak ten temat pojawiał się niezwykle rzadko. Dla nas to był tata, czy mąż dla mamy, dla kibiców, dziennikarzy był tym żużlowcem, który pierwszy wywalczył złoty medal. Jak ktoś do taty przyjeżdżał i pytał o tamten finał, to tato do niego wracał oczywiście. Prywatnie ten temat praktycznie nie istniał. 

Pierwszy z prawej – Marcin Szczakiel

Jakim tatą był dla Pana czy rodzeństwa Jerzy Szczakiel?

Ciężkie pytanie, które wkracza w sfery prywatne. Myślę, że był dobrym ojcem, który – z racji swojego wychowania przez naszych dziadków – był w stanie przekazać i wpoić nam określone wartości. Tato był wychowany w surowych warunkach. Doskonale przecież Pan wie, że najpierw były sianokosy, a dopiero później tato pojechał do Chorzowa walczyć o złoty medal. Trudno oczekiwać od osób, które zostały wychowane w określony sposób, aby inaczej wychowywały swoich potomków. Każde z nas miało swoje obowiązki ale i czas na przyjemności. 

Panie Marcinie, Idzie Pan w Opolu czy okolicach do urzędu, przedstawia się Marcin Szczakiel i…

Wiem do czego Pan zmierza. Na pewno jeśli trafiam na osoby znające czy wiedzące co nieco o żużlu, to pada pytanie czy jestem rodziną tego Szczakiela. Nie jest to jednak tak, że zdarza się to wszędzie. 

Na zawody żużlowe Pan chodzi?

Przyznam szczerze, że rzadko, ponieważ z terminami spotkań najczęściej koliduje moja praca zawodowa. Jeśli zdarza się, że akurat nie pracuję, to oczywiście wybieram się na stadion.  

Proszę powiedzieć, dużo pamiątek związanych z karierą taty pozostało?

Wedle mojej oceny jest ich naprawdę sporo. Pamiątki po tacie są rozłożone w dwóch pokojach. Są medale, dyplomy, puchary czy szereg innych rzeczy związanych z tatą oraz żużlem. 

Mówi się, że turniej o Złoty Kask może zagościć w Opolu na stałe.

Słyszałem o takiej propozycji i na pewno byłoby bardzo miło, gdyby Turniej o Złoty Kask połączony z memoriałem taty odbywał się regularnie na torze klubu, w którym tato startował.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również.

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA