Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jak powszechnie wiadomo, żużel jest drogim sportem. Zawodnicy w większości są na zawodowych kontraktach, a co za tym idzie, praktycznie sami muszą zadbać o sprzęt, logistykę czy opłacenie mechaników. Zarabiają z kolei tylko wtedy, gdy startują na torze i zdobywają punkty. Problem pojawia się, gdy tej jazdy za dużo nie ma, a przecież z czegoś trzeba żyć. O tym, jak wygląda życie żużlowca „na dorobku” opowiedział Sebastian Szostak, zawodnik Arged Malesy Ostrów Wielkopolski.

 

Początek tegorocznego sezonu nie układał się zbyt pomyślnie dla 20-latka. Już w pierwszej kolejce ligowej zaliczył upadek w Gdańsku, który skończył się kontuzją. Szostak wyleczył uraz, lecz do składu nie wrócił od razu. A gdy już wrócił, to nie prezentował zbyt dobrej dyspozycji. Z biegiem czasu wrócił jednak na odpowiednie tory i pod koniec sezonu punktował na dobrym poziomie. – Na pewno ta przerwa nie wpłynęła pozytywnie na mnie. Po powrocie na tor, potrzebowałem trochę czasu na dojście do formy. Generalnie jednak uważam, że zrobiłem w tym sezonie mały krok do przodu – mówi Szostak w rozmowie z infostrow.pl

Na początku swoich karier juniorzy najczęściej wiążą się z klubami kontraktem amatorskim. Wówczas to na klubie spoczywa odpowiedzialność zapewnienia młodzieżowcowi sprzętu oraz niezbędnego wyposażenia. Wszystko zmienia się, gdy zawodnik przechodzi na kontrakt zawodowy. – Jest na pewno więcej pracy. Nie ma w sezonie praktycznie dnia wolnego. Nawet, jak nie ma zawodów czy treningów, to jednak zawsze jest coś do zrobienia. Na pewno to jest różnica pomiędzy bycia na zawodowym kontrakcie, a na amatorskim. Na profesjonalnej umowie muszę ogarniać znacznie więcej spraw, ale ja to lubię, kiedy coś się dzieję. Nudy nie znoszę, a kiedy pojawiał się jakiś wolniejszy dzień, to nawet dziwnie się czułem – tłumaczy 20-latek.

– Bycie na zawodowym kontrakcie wiąże się z prowadzeniem firmy. Zajęć jest dużo. Nie powiem, że to jest jakieś szczególnie trudne, ale trzeba mieć wokół siebie osoby, które pomagają. Trzeba pilnować podatków, płatności, wszelkich rozliczeń. Tym akurat zajmuje się moja księgowa, pani Patrycja, której bardzo dziękuję za pomoc – dodaje.

Brak jazdy, a także słabe punktowanie skutkuje tym, że żużlowiec nie zarabia i naturalnie nie ma możliwości inwestowania kolejnych pieniędzy. W przeszłości takie sytuacje niejednokrotnie prowadziły do zakończenia karier przez zawodników. – Jeśli się jeździ i w miarę dobrze punktuje, to sytuacja jest stabilna i można sobie pozwolić na zakup różnych nowych części i testować pewne nowe rzeczy. Jeśli natomiast się nie jeździ, tak jak ja na początku sezonu, to trzeba trochę oszczędzić, żeby funkcjonować w miarę normalnie. Sam się na to zdecydowałem i na pewno nie żałuję tej decyzji. Cieszę się, że podjąłem wyzwanie, bo dzięki temu jestem już krok do przodu. Nie zaczynam od zera, tylko mam już jakąś bazę zbudowaną. Oczywiście jest to też zasługa wszystkich moich sponsorów i partnerów, którzy mi pomagali w pierwszym sezonie. Chciałbym wszystkim podziękować. Szkoda, że nie każdy mógł być na spotkaniu podsumowującym sezon, ale wszystkim dziękuję za obecność i wsparcie – mówi wychowanek Ostrovii.

Dla Sebastiana Szostaka przyszły sezon będzie ostatnim w gronie juniorów. Jeśli chce utrzymać się pozycję w 1. Lidze, będzie musiał podnieść swój poziom. W tegorocznych rozgrywkach w barwach Ostrovii osiągnął średnią biegopunktową na poziomie 1,375.